Czkawka po Katarze. Klubowe Męczarnie Świata Realu Madryt

Czkawka po Katarze. Klubowe Męczarnie Świata Realu Madryt

8 February 2023

Królewscy rozpoczynają rywalizację o tytuł najlepszej drużyny globu, ale przede wszystkim muszą obecnie stoczyć walkę z samymi sobą. Bohaterowie są coraz bardziej zmęczeni.

Wpływ mundialu na bieżący sezon był dla każdego oczywisty. Choć od pamiętnego finału minęły już dwa miesiące, niektórym nadal odbija się czkawką po katarskiej imprezie. W gronie „poszkodowanych” jest z pewnością Real Madryt. Już latem ubiegłego roku Carlo Ancelotti ostrzegał, że nie ma pojęcia, jaką rzeczywistość zastanie po mundialu, a przecież mówił to człowiek, który o futbolu wie wszystko i którego prawą ręką jest Antonio Pintus, geniusz wśród trenerów przygotowania fizycznego. Wielu machało wtedy ręką na tamte słowa, widząc imponująco grający Real na początku sezonu. Tymczasem wątpliwości Włocha poczęły się materializować już tuż przed mundialem. Remis z Gironą i porażka na Vallecas „planowane” z pewnością nie były, choć obaj rywale — przyznajmy - jesienią prezentowali się imponująco. Pamiętne słowa o rozdwojeniu jaźni u kadrowiczów dostały więc potwierdzenie w rzeczywistości.

KRÓLEWSKIE PROBLEMY W LA LIGA

Kasandryczne przepowiednie Carlo dotyczyły jednak przede wszystkim postkatarskiej zimy. Niby Kroos, Alaba czy Benzema, gwiazdorzy Królewskich, nie powąchali nawet trawy w kraju znad Zatoki Perskiej, ale okazało się, że i oni zarazili się czkawką. Z licznego grona mundialowiczów największy zjazd zaliczył niestety Luka Modrić, co oczywiście zdemolowało dział kreacji Realu. Lista piłkarzy nie do poznania była, a w sumie nadal jest, o wiele dłuższa. Efekt: krócej zajęłoby wyliczenie short listy dobrych meczów Blancos niż tych złych czy nawet fatalnych. Co gorsza, nawet na niej znalazłyby się spotkania, których Real nie wygrał (starcie z Realem Sociedad) lub takie wciągnięte na nią za tzw. momenty (druga połowa wygranego meczu 1/8 finału Pucharu Króla z Villarreal).

EUROPEJSKI CZEMPION NA DANIU GŁÓWNYM

Co jednak się stało, to się nie odstanie i płakanie nad rozlanym mlekiem nie ma sensu (starta ośmiu punktów do Barcelony po porażce na Majorce). Problem w tym, że na papierze przyszłość wcale nie rysuje się różowo. Nie robię tu wcale za biblijnego Hioba, po prostu patrzę realnie na zbliżający się kalendarz. Ten zaś za sprawą katarskiej anomalii stworzył nam prawdziwe kuriozum. Klubowe Mistrzostwa Świata (KMS) to impreza specyficzna. W założeniu kapitalna szansa na spotkanie się w jednym miejscu wszystkich kontynentalnych mistrzów klubowych, z drugiej z wiadomych względów promująca europejskiego czempiona, który zjawia się dopiero na danie główne. To jednak pikuś wobec problemu fundamentalnego, jakim jest data zmagań. Nie czarujmy się, każdy kolejny triumfator Ligi Mistrzów wypowiada publicznie slogany o potrójnych czy poczwórnych koronach, ale trenerzy wiedzą, że to dla planowania sezonu nie lada ból głowy. Ze wszystkich złych możliwych dat wybrano dla KMS grudzień. Z wyjątkiem Anglików termin ten jest najbardziej zjadliwy dla pozostałych wielkich lig ze względu na nadchodzącą przerwę świąteczną. Tyle tylko, że w tym sezonie o żadnym grudniu nie było mowy. Padło więc na luty.

KLUBOWE MISTRZOSTWA ŚWIATA: NIEWYGODNY TERMIN

Nie wiem, czy to zły, czy najgorszy termin. W lutym i pierwszej połowie marca zazwyczaj można bowiem w różnych innych rozgrywkach wiele przegrać, ale jak wiemy nic nie wygrać. W przypadku Hiszpanii, a w aktualnej optyce Realu, na luto-marcu (taka piłkarska konstrukcja kalendarzowa) wisi cały sezon. W La Liga margines błędu się skończył, w pucharze Króla półfinał z Barceloną, w Lidze Mistrzów liverpoolska przeszkoda. Gdy więc już teraz Real ciągnie na oparach i każdy dzień odpoczynku jest na wagę złota, FIFA zafundowała mu KMS. Podróż, aklimatyzacja, jeden lub dwa mecze, powrót. Niby pryszcz (turniej, który można oglądać na antenach CANAL+, odbywa się w sąsiednim Maroko, a pogoda tam w tym okresie jest korzystna), ale nie w aktualnych okolicznościach, nie w perspektywie tego, co potem, nie wobec mnożących się w zespole Ancelottiego kontuzji. Mendy, Miltao, Lucas, Hazard, Benzema i Courtois – ta szóstka została w Madrycie. Teoretycznie występ w finale, w którym na zwycięzcę środowego starcia z Al Ahly Kair (transmisja o 20.00 w CANAL+Sport), już czeka saudyjskie Al Hilal, może sprowadzić tych dwóch ostatnich, ale to tylko hipoteza. Od stycznia lista kontuzjowanych graczy co rusz wydłuża się i skraca. Wobec wąskiej kadry (na niektórych piłkarzy Carlo zupełnie nie liczy: Odriozola, Hazard, Mariano) pole manewru staje się wąskie jak korytarze w jaskini.

EKSPLOZJA FORMY CEBALLOSA

Tymczasem pomimo posiadania w szatni bardzo zdolnej młodzieży, ciągle pierwszoplanowe role odgrywają weterani. Granie na oczekiwanym od nich wysokim poziomie co trzy dni jest coraz mniej realne. Dlatego choćby ostatnia eksplozja formy Daniego Ceballosa to jak oaza na pustyni dla sztabu szkoleniowego Królewskich. Nie chcę nawet sobie wyobrażać, gdzie byłby teraz Real, bez ostatnich występów Andaluzyjczyka. Zresztą nie trzeba być wielkim ekspertem, by dosadnie napisać, że byłby w... - powiedzmy — trudnym położeniu.

REAL MADRYT: OPARCIE W WETERANACH

Oczywiście Ceballos nie załatwia wszystkich spraw. Wystarczy sięgnąć do meczu z Mallorcą, by zrozumieć, że prawdziwą siłą Realu nadal są bardziej Kroos, Modrić i Benzema niż Ceballos, Asensio czy nawet Tchouameni. Przykład Daniego to tylko kolejny dowód na teorie dziewięciu niczym kot, żywotów Merengues. Pamiętamy, co się działo w poprzednim sezonie i wielu wcześniejszych. Tym razem jednak wyzwanie, przed którym stoi Padre Ancelotti jest zdecydowanie większe niż 12 miesięcy temu. Wtedy Królewscy mieli w lidze luksusy. Właśnie na tamtym etapie sezonu powoli odpadała z walki o tytuł Sevilla. Innego realnego rywala wtedy nie było. Dziś jest do bólu skuteczna, niepotykająca się póki co nigdzie Barcelona. Doszedł Puchar Króla i wiadomo, że bardziej wymagającego rywala w półfinale być nie mogło. W Lidze Mistrzów ranny, czytaj tym bardziej groźny i nieobliczalny, Liverpool, któremu już tylko te rozgrywki mogą uratować sezon. Jeśli Real wyjdzie z tych wszystkich batalii zwycięsko, osobiście poproszę Carletto by nie tak, jak kibica Athletiku, poczęstował swoją gumą do żucia, ale skreślił mi liczby w losowaniu kumulacji Eurojackpota. Niestety jakoś bliżej mi dziś jednak do szarego, może nie czarnego scenariusza. Ciekawe czy finalnie znów Real zamknie usta takim niedowiarkom i sceptykom jak ja.

autor: Piotr Laboga (CANAL+)