Said Hamulić wsiadł do windy, która błyskawicznie pędzi do góry. Jeszcze rok temu grał na Litwie, w lidze sklasyfikowanej na 38. miejscu w rankingu UEFA. Jesień spędził w notowanej dzisięć pozycji wyżej Ekstraklasie i zrobił na tyle dobre wrażenie, że wiosną będziemy go oglądać w Ligue 1, lidze z europejskiego TOP5. Najlepszy napastnik Stali Mielec został piłkarzem Tuluzy. Do jakiego klubu trafia, jakie ma tam szanse na grę?
Tuluza to jeden z największych ośrodków uniwersyteckich we Francji, więc korzystanie ze zdobytej wiedzy jest tu czymś oczywistym. W klubie piłkarskim też postawiono na gromadzenie i analizowanie danych. 40 tysięcy piłkarzy w bazie jest opisanych i monitorowanych za pomocą liczb, które przy dobrej interpretacji mają dać odpowiedź na kluczowe pytanie: czy ten zawodnik do nas pasuje? Wiara w skuteczność analizy to zasługa Damiena Comolliego, prezesa klubu. Były piłkarz, później skaut i trener przez wiele lat był bliskim współpracownikiem Arsena Wengera w Arsenalu. Przypisuje mu się zasługi w odkryciu i sprowadzeniu do Londynu takich piłkarzy jak Gael Clichy, Emmanuel Eboue czy Kolo Toure. Później pracował także dla Tottenhamu i Liverpoolu, gdzie już na dyrektorskim stanowisku pilotował transfery Luki Modricia, Dymitara Berbatova czy Luisa Suareza. Doświadczenia z Anglii miały pomóc mu w odbudowaniu Tuluzy. Trafił tam latem 2020 roku wraz z amerykańskimi właścicielami z Red Bird Capital Partner. Jego rolą było wydźwignięcie z dołka klubu, który spadł do drugiej ligi, a mecze piłkarzy średnio interesowały lokalnych kibiców. Znacznie bardziej pasjonowało ich rugby.
Plan naprawczy wdrożono szybko, oczywiście po dokładnej analizie. Ustalono kryteria decydujące o awansie do Ligue 1. Comolli wiedział, że prawie nigdy nie udawało się to drużynom z najlepszą defensywą, za to prawie zawsze ekipom strzelającym najwięcej goli. Do tego opisano dziesięć kryteriów kluczowych do osiągnięcia celu, które pozwalały ocenić czy zespół zmierza we właściwym kierunku. Już w pierwszym roku nowych rządów doszli do barażów, w których lepszy okazał się zespół Nantes. Rok później Toulouse FC nie miała już sobie równych - awansowała do elity, mając oczywiście najwięcej strzelonych goli w lidze (82 w 38 meczach).
Warto przyjrzeć się, skąd klub pozyskiwał piłkarzy kluczowych w odniesieniu sukcesu. O ile liga belgijska czy holenderska nie jest niczym nadzwyczajnym, o tyle już transfery z Bułgarii, Australii, Japonii czy Słowacji można uznać za ekstrawagancję. Po awansie wzmocnień szukali między innymi w ligach szwedzkiej i norweskiej. Żaden klub w Ligue 1 nie stawia częściej na obcokrajowców, w podstawowym składzie pojawiało się zazwyczaj tylko dwóch Francuzów: bramkarz Maxime Dupe i obrońca Anthony Rouault.
Transfer wychowanego w Holandii Bośniaka z ligi polskiej idealnie wpisuje się w krajobraz klubu. Analizując kadrę pierwszej drużyny, można uczyć się geografii. Po ostatnich ruchach transferowych Tuluza ma przedstawicieli ponad dwudziestu narodowości z sześciu kontynentów! Żaden z piłkarzy obecnej kadry nie kosztował więcej niż 5 milionów euro. Droższy od Hamulicia, za którego zapłacono około 2,5 miliona euro, był tylko Veljko Birmancević.
Nietypowy sposób budowania kadry byłby jedynie ciekawostką, gdyby zespół grał słabo. Jednak Tuluza jest najsilniejszym z tegorocznych beniaminków, na półmetku sezonu ma 8 punktów przewagi nad strefą spadkową, awansowała do 1/8 finału Pucharu Francji. Liczba strzelonych goli i jakość kreowanych sytuacji plasuje ich w górnej połowie tabeli. Kuleje czasami gra defensywna, organizacja po stracie piłki, co brutalnie obnażyła Marsylia wygrywając w grudniu aż 6:1.
Tuluza narzeka na brak skutecznego napastnika, do tej pory najwięcej goli strzelił Zakaria Aboukhlal (w barwach Maroka trafił też na mundialu w spotkaniu z Belgią), ale jego 5 trafień nie rzuca na kolana. Poza tym to piłkarz lepiej czujący się przy linii bocznej, a napastnicy ustawieni bliżej osi boiska rozczarowują. Najczęściej gra tam Thijs Dallinga, który strzelił tylko 4 gole, jeszcze gorzej radzi sobie jego zmiennik Ado Onaiwu. Japończyk do tej pory w lidze jeszcze nie zdobył bramki. Problemy ze środkowym napastnikiem zaczęły się na początku sezonu, gdy najlepszy strzelec Anglik Rhys Healeay zerwał więzadła w kolanie. Na boisko wróci w okolicach kwietnia, ale jego kontrakt kończy się 30 czerwca i niewiele wskazuje na to, by miał zostać przedłużony.
To oznacza, że Said Hamulić powinien szybko dostać swoje szanse. Francuzi analizowali jego grę w Stali Mielec i zwrócili uwagę na ważne dla siebie elementy: szybkość, celność strzałów, konwersję strzałów na gole oraz dobrą grę w powietrzu (4 trafienia głową). To istotny element, bo Tuluza stwarza sporo sytuacji po stałych fragmentach gry dzięki precyzyjnym dośrodkowaniom Branco van den Boomena. Transfer Hamulicia to też kolejna próba odpowiedzi na pytanie, czy zawodnik wyróżniający się w naszej lidze, którą można oglądać na antenie CANAL+, jest w stanie wejść z marszu na poziom topowych rozgrywek w Europie.
Można mu życzyć powtórki historii Terema Moffiego. Nigeryjczyk w lutym 2019 roku też był na Litwie, ale nie miał nawet klubu. W tamtym czasie interesowały się nim Górnik Zabrze czy ŁKS, ale ostatecznie trafił do Belgii. Jesienią 2020 strzelał już gole dla Lorient i robi to z niezłą regularnością do dziś. Teraz o jego transfer starają się Marsylia, Nicea i kluby Premier League, a Lorient liczy na zarobek około 25 milionów euro. Karierę Saida Hamulicia w nowym klubie fani Ekstraklasy będą mogli śledzić w CANAL+, które transmituje rozgrywki Ligue 1.
Autor: Krzysztof Marciniak (CANAL+)