Zestaw drużyn na rozpoczynające się właśnie finały NBA jest zaskakujący, ale gwarantuje koszykówkę na najwyższym poziomie.
Gdy Boston Celtics od początku sezonu byli wpisywani ołówkiem jako przedstawiciel Wschodu w finałach NBA, Dallas Mavericks w walce o tytuł widzieli tylko ich najwierniejsi kibice. Oraz Mark Cuban, były już właściciel klubu, który widząc powakacyjną formę Luki Doncicia, zapowiadał historyczny sezon 25-latka. Nie pomylił się. To właśnie na plecach rewelacyjnego Słoweńca ekipa z Teksasu po trzynastoletniej przerwie wróciła do walki o mistrzostwo. Mavs zdecydowanie nie są faworytem. Nie byli też nim jednak w żadnej z trzech wcześniejszych serii. A wszystkie wygrali.
Paradoksem jest, że drogę do finału NBA Mavericks zaczęli rok temu, gdy… celowo przegrali kończący poprzedni sezon mecz z San Antonio Spurs. Cuban musiał zapłacić 750 tysięcy dolarów kary. Dzięki odpadnięciu z walki o play-offy ekipa z Dallas utrzymała jednak swój wybór w naborze do ligi, co umożliwiło jej sięgnięcie po Derecka Lively’ego II – jedną z rewelacji tegorocznych play-offów. Jego pozyskanie było znakomitym ruchem Nico Harrisona, generalnego menedżera Mavs. Tak samo, jak ściągnięcie niskim kosztem tak genialnego, jak kontrowersyjnego Kyriego Irvinga, który dziś jest znakomitym „Robinem” dla Batmana-Doncicia.
Harrison sięgnął po Irvinga, by uciec z przeciętności. Mavs przegrali ze Spurs, by – na chwilę – do niej wrócić. A i tak ten sezon zaczęli słabo. 4 lutego, tuż przed końcem okna transferowego, mieli przeciętny bilans 26 zwycięstw i 23 porażek. Ósme miejsce na Zachodzie było dalekie od ambicji Mavs. Generalny menedżer dokonał więc kolejnych dwóch wymian, pozyskując P.J.-a Washingtona i Daniela Gafforda. I nagle zespół kliknął.
W osiemnastu meczach sezonu regularnego, gdy w piątce Mavs wychodzili Doncić, Irving, Washington, Gafford i Derrick Jones Jr. drużyna miała bilans 16-2 i była lepsza od rywali o blisko 16 punktów na sto posiadań, tworząc ekipę opartą na supergwieździe (Doncić) i jej pomocniku (Irving), a także zadaniowcach specjalizujących się w obronie. W końcówce sezonu Mavs zatrzymywali rywali na rewelacyjnych 99,7 punktu na 100 posiadań. To w dużej mierze na defensywie opierali sukcesy w seriach z Los Angeles Clippers, Oklahomą City Thunder i Minnesotą Timberwolves.
W porównaniu z rywalami, Celtics mają za sobą naprawdę spokojny rok. I to jaki. Przed sezonem dokonali dwóch odważnych wymian, oddając głębię składu za kolejnych dwóch uznanych zawodników – Jrue Holidaya i Kristapsa Porzingisa. Te ruchy okazały się strzałami w dziesiątkę. Dziś nikt w NBA nie ma tak mocnej rotacji, jak właśnie bostończycy, którzy wygrali 64 mecze w sezonie regularnym, mając najlepszy atak i drugą obronę. W każdym spotkaniu zwyciężali różnicą średnio blisko 12 punktów. To piąty wśród najlepszych wyników w historii NBA. A potem kontynuowali tę znakomitą grę w play-offach, gdzie zostali pierwszą od 28 lat drużyną, która najbardziej dominowała nad rywalami w pierwszych trzech seriach.
Ten sezon stał pod znakiem dominacji Celtics, którzy wykorzystali szansę, jaką dostali od losu.
Bostończycy mieli autostradę do finału. Gdy zespół Joe Mazzulli pozostawał względnie zdrowy, rywale padali jak muchy. Każdy z jego rywali na pewnym etapie serii tracił gwiazdę – Miami Heat grali bez Jimmy'ego Butlera, Cleveland Cavaliers bez Donovana Mitchella oraz Jarretta Allena, a Indiana Pacers bez Tyrese'a Haliburtona. Gdy dodamy do tego liczne absencje u teoretycznie najgroźniejszych rywali – New York Knicks, Milwaukee Bucks i Philadelphia 76ers – rysuje się nam scenariusz rozgrywek, w których Celtics po prostu musieli dać sobie szansę na zdobycie osiemnastego mistrzostwa w historii.
Z jednej strony, Celtics są w tych play-offach niezweryfikowani. Z drugiej, w ostatnich ośmiu latach sześć razy meldowali się w finałach konferencji, a w ostatnich trzech dwukrotnie grali o trofeum Larry'ego O'Briena. To doświadczona, świetnie poukładana drużyna. Teoretycznie znacznie mocniejsza niż Dallas. To jednak absolutnie niczego nie gwarantuje. Pierwszy mecz finałów NBA już w nocy z czwartku na piątek w CANAL+SPORT, a poniżej najważniejsze pytania przed startem serii.
Teoretycznie, z Kristapsem Porzingisem wszystko jest w porządku, więc powinien zacząć wyjątkowe dla siebie finały (grał przez niespełna trzy lata w Dallas) w wyjściowym składzie Celtics. Praktycznie, to wielka niewiadoma. Łotysz nie rozegrał ani minuty od 29 kwietnia, gdy doznał kontuzji łydki. Jak będzie wyglądać po siedmiotygodniowej przerwie? Czy jego minuty nie będą ograniczone? Czy jego powrót do gry nie zachwieje równowagi w drużynie, która wygrała dziewięć z ostatnich dziesięciu spotkań? Wysoki (218), doskonale patrolujący obręcz (pozwalał rywalom na kapitalnych 52 proc celnych rzutów spod kosza) i świetnie rzucający z dystansu Porzingis, nie bez powodu nazywany „Jednorożcem”, wynosi bostończyków na poziom praktycznie nieosiągalny dla innych drużyn. Jeśli tylko jest zdrowy.
Łatwa odpowiedź brzmi: nie. Rywale wysyłali najróżniejszych obrońców, by zatrzymywali genialnego Słoweńca. Wszyscy jednak przegrywali z kretesem. To nie zmieniło się od lat, bo przecież Luka już w 2018 roku prowadził Real Madryt do wygranej w EuroLidze. Doncić ma wyjątkowe warunki fizyczne. Rewelacyjnie kontroluje tempo gry i ma niewiarygodne umiejętności koszykarskie. Sprawia wrażenie, jakby umiał wyjść z każdej sytuacji i zawsze umiał znaleźć niepilnowanego partnera. Dowodem tego jest fakt, że Dallas jest liderem NBA pod względem rzutów oddawanych z rogów parkietu, teoretycznie najłatwiejszych trójek. Boleśnie przekonywali się o tym wszyscy dotychczasowi rywale Mavs.
Teoretycznie, Celtics mają najwięcej możliwości, by uprzykrzyć Donciciowi życie. Jayson Tatum i Jaylen Brown to dwaj fizyczni skrzydłowi. Jrue Holiday jest niższym niż Luka, ale wyjątkowo silnym fizycznie obrońcą, uważanym przez kolegów za topowego obwodowego defensora w NBA. Nie zapominajmy też o Derricku White, który został wybrany do drugiej piątki najlepszych obrońców. No i o Porzingisie, który pomoże patrolować obręcz. Celtics mają wyjątkową obronę. Doncić to jednak wyjątkowo utalentowany zawodnik.
Tylko jeden zespół w historii NBA trafił więcej trójek w sezonie regularnym niż tegoroczni Celtics. Ekipa Joe Mazzulli nie tylko oddawała wiele rzutów z dystansu, ale też trafiała je na drugiej najlepszej skuteczności w lidze. Ten trend oglądamy też w play-offach, gdzie bostończycy trafiają prawie 15 z blisko 40 prób, co daje rewelacyjnych 39,8 proc. A to wszystko dzieje się pomimo strzeleckiego kryzysu Tatuma, największego gwiazdora Celtics, który ma skuteczność poniżej 30 proc. zza łuku. W świetnej formie są bohaterowie drugiego planu. Payton Pritchard jest drugim wśród najlepszych strzelców zza łuku w play-offach (46 proc.). Holiday (48,4 proc.) i White (47.4) błyszczą zaś w sytuacjach catch-and-shoot, czyli rzutach oddawanych od razu po podaniu im piłki. Na korzyść Celtics działają też dwie rzeczy. Doświadczenie, bo ich weteranom na największej scenie ręce nie powinny drżeć, a także fakt, że są najlepsi w bronieniu trójek z rogów parkietu, które z kolei są wielkim atutem Dallas.
Fani Celtics nie zapominają, oj nie. Choć od odejścia Irvinga z Celtics minęło już pięć lat, można odnieść wrażenie, że rozgrywający Mavs jest w stanie Massachusetts wrogiem publicznym numer jeden. Irving był (anty)bohaterem jednego z najbardziej frustrujących sezonów ostatnich lat. Drużyna mająca walczyć o tytuł została wówczas pożarta od wewnątrz przez liczne konflikty, wywoływane często przez samego Kyriego, który kłócił się z kolegami, mediami czy kibicami. Po dwóch nieudanych sezonach w Bostonie, Kyrie odszedł do Brooklyn Nets, łamiąc dane wcześniej słowo, że zamierza grać w biało-zielonych barwach przez wiele lat. Znając fanów z TD Garden, bez wątpienia będą starali się maksymalnie uprzykrzać życie Irvingowi, który lubi podkręcić temperaturę. Gdy podczas play-offowej serii w 2021 roku celowo stanął na logo Celtics na środku parkietu, jeden z kibiców rzucił w niego butelką. Od czasu transferu do Dallas Kyrie zachowywał się jednak w pełni profesjonalnie. Może i teraz będziemy więc mogli skupić się na koszykówce?
Od początku wspólnej gry w biało-zielonych barwach Jaylen Brown i Jayson Tatum byli ze sobą zestawiani. Celtics wybrali ich rok po roku z numerem trzecim draftu. Grają na podobnej pozycji i potrafią zdobywać punkty z każdego miejsca na parkiecie. Obaj są All-Starami. Brown podpisał pierwszy w historii NBA kontrakt wart ponad 300 milionów dolarów, a Tatum niedługo tego dokona. Tylko czy zrobi to już jako mistrz NBA? Zarówno trener Mazzulla, jak i sami koszykarze podkreślają, że znacząco rozwinęli się od finałów w 2022 roku. Dziś mają być lepiej przygotowani do rywalizacji z najlepszą drużyną Zachodu.
Podczas tegorocznych play-offów, w dużej mierze w związku ze strzeleckim kryzysem Tatuma (29 proc. za trzy, fatalne skuteczności w czwartych kwartach), wielu ekspertów zaczęło zastanawiać się, kto jest samcem alfa w ekipie z Bostonu. To może być temat wymyślony przez media, tym bardziej że koszykarze publicznie gorąco się wspierają. Z perspektywy narracyjnej możemy jednak tym się zainteresować. Tym bardziej że Brown ma za sobą naprawdę udaną fazę post-season. W jej trakcie trafiał kluczowe rzuty, jak np. w pierwszym starciu z Indianą Pacers, i został wybrany MVP finałów Wschodu. Czy i w meczach z Dallas Jaylen będzie lepszy, udowadniając, że to jemu należy się tytuł lidera Celtics?
Boston Celtics – Dallas Mavericks, noc z 6 na 7 czerwca, 2.30
Boston Celtics – Dallas Mavericks, noc z 9 na 10 czerwca, 2.00
Dallas Mavericks – Boston Celtics, noc z 12 na 13 czerwca, 2.30
Dallas Mavericks – Boston Celtics, noc z 14 na 15 czerwca, 2.30
Boston Celtics – Dallas Mavericks, noc z 17 na 18 czerwca, 2.30*
Dallas Mavericks – Boston Celtics, noc z 20 na 21 czerwca, 2.30*
Boston Celtics – Dallas Mavericks, noc z 23 na 24 czerwca, 2.00*
Transmisje wszystkich meczów finałów NBA w CANAL+ SPORT. Każde spotkanie poprzedzi godzinne studio zapowiadające starcie Boston Celtics – Dallas Mavericks. Eksperci CANAL+ będą analizować wydarzenia na parkiecie zarówno w przerwie, jak i po zakończeniu rywalizacji.
AUTOR: JAKUB KRĘCIDŁO (CANAL+SPORT)