W poniedziałek 28 sierpnia rozpocznie się ostatni w tym sezonie turniej wielkoszlemowy. W US Open, gdzie tytułu bronić będzie Iga Świątek, rozegra się walka o nr 1 w światowym rankingu. Od dawna chrapkę na tę pozycję ma Aryna Sabalenka.
Aby utrzymać status liderki rankingu, Polka musi w US Open zajść rundę dalej od Białorusinki. Bezpośredni mecz, z racji rozstawienia, Panie mogą stoczyć dopiero w finale. W zeszłym roku spotkały się w Nowym Jorku na poziomie półfinału. Świątek wygrała w trzech setach. Następnie w decydującym meczu o tytule pokonała Ons Jabeur.
US Open będzie ciekawe nie tylko ze względu na rywalizację o nr 1. Do gry w Nowym Jorku wraca Caroline Wozniacki, dwukrotna finalistka imprezy, dla której będzie to pierwszy występ w turnieju wielkoszlemowym od Australian Open 2020. Dunka polskiego pochodzenia zagrała w Montrealu i Cincinnati, ale bez większych sukcesów. Caroline wraca na kort po ponad trzyletniej przerwie związanej z urodzeniem synka.
Apetyty kibiców amerykańskich zostały rozbudzone przez znakomite wyniki Jessiki Peguli i Coco Gauff w turniejach przygotowujących do Szlema. Pegula wygrała Montreal, a 19-letnia Gauff tydzień później odniosła największy sukces w karierze, zdobywając tytuł w Cincinnati. Po drodze Coco ograła Igę Świątek, z którą miała bilans 0:7. A przecież na początku sierpnia nastolatka wygrała również turniej w Waszyngtonie. Trzeba ją stawiać w gronie kandydatek do triumfu.
Nie wolno skreślać również Eleny Rybakiny, która po wycieńczającym turnieju w Montrealu potrzebowała odpoczynku. Kazaszka w Kanadzie swój mecz ćwierćfinałowy zakończyła o 3:30 lokalnego czasu, ponad 3,5h rywalizowała z Darią Kasatkiną. Nabawiła się kilku małych urazów, ale do US Open powinna być odpowiednia przygotowana. Warto też wspomnieć o Jennifer Brady. Amerykanki dawno w Nowym Jorku nie było, a wiemy, jak duże drzemią w niej możliwości. Finału Australian Open i półfinału US Open nie osiąga się przypadkowo. My jednak liczymy na dobrą postawę polskich zawodniczek.
Liderka rankingu jest po dwóch półfinałach imprez rangi 1000. Choć to świetne wyniki, dużo lepsze niż w zeszłym sezonie, mieliśmy mały niedosyt wynikający ze świadomości, że zarówno starcie z Pegulą w Montrealu, jak i w Cincinnati z Gauff można było wygrać. Brakowało niewiele. Tym bardziej że w Kanadzie Iga prowadziła w trzeciej partii już 4:2. Patrząc na sam poziom gry – do ideału sporo brakowało. Ale przecież ideał… ma być w Nowym Jorku! To najważniejszy moment tej części sezonu. Tutaj do zdobycia jest najwięcej punktów i… najwięcej mamony. Cały cykl przygotowawczy był zaplanowany tak, aby właśnie na przełomie sierpnia i września Świątek osiągnęła szczyt formy.
Iga rozpocznie zmagania w Nowym Jorku od starcia z Rebekką Peterson. Szwedka zajmuje obecnie 92. miejsce w rankingu WTA. Często występuje w imprezach niższej rangi, ale trzeba przyznać, że czasami jest tenisistką bardzo groźną. W tym roku doszła do finału turnieju w Meridzie (po drodze ograła Magdę Linette), a w marcu w Indian Wells przegrała dopiero na etapie 4. rundy z Coco Gauff. Później było już z formą Szwedzki dużo gorzej. Od kwietnia Peterson na poziomie WTA wygrała tylko… jeden mecz. W ostatnich tygodniach jej zmorą była Japonka Mai Hontama (187 WTA), która ogrywała Rebekkę w Pensylwanii i Stanford.
Wydaje się, że pierwszy poważny sprawdzian dla Świątek może mieć miejsce w czwartej rundzie. Tam pojawiają się nazwiska Jeleny Ostapenko, Veroniki Kudermetovej czy Bernardy Pery, czyli zawodniczek bardzo nieprzewidywalnych i jednowymiarowych. W ewentualnym ćwierćfinale może dojść do rewanżu za półfinał Cincinnati z Coco Gauff.
Druga rakieta naszego kraju po Wimbledonie zrobiła sobie dłuższą przerwę na zaleczenie urazów. Mogliśmy ją oglądać w Montrealu i w Cincinnati. W obu imprezach odpadała w pierwszej rundzie. Forma 24. rakiety świata jest dużą niewiadomą. Podobnie jak dyspozycja Aliaksandry Sasnovich, z którą Magda zmierzy się w 1. rundzie. Białorusinka to tenisistka bardzo nierówna, w tym roku częściej przegrywająca niż wygrywająca, ale umiejąca też napsuć krwi tenisistkom z czołówki. Problemy w Warszawie miała z nią Karolina Muchova. W Berlinie potrafiła ograć Victorię Azarenkę. To były jednak pojedyncze wyskoki. Cały sezon Sasnovich ma słaby i musi to poznanianka wykorzystać. Bilans Polki z Białorusinką jest jednak bardzo kiepski. Na 7 meczów Magda wygrała tylko raz. Jeśli jednak udałoby się zwyciężyć, w drugiej rundzie Polka może zmierzyć się z Jennifer Brady.
Podobnie jak Magda Linette, łodzianka nie grała w turnieju w Warszawie. W lipcu zagrała tylko na Wimbledonie, ale w sierpniu zaliczyła już cztery imprezy. Przeszła eliminacje w Waszyngtonie i w Cleveland. W Montrealu zagrała jako LL i w 1. rundzie przegrała z Beatriz Haddad Maią, a najmniej udanym występem była impreza w Cincinnati, gdzie przegrała w eliminacjach z Lindą Noskovą (Czeszka ostatecznie doszła aż do 3. rundy). Fręch w tym roku osiągnęła kilka bardzo wartościowych wyników i pokazała, że może rywalizować z zawodniczkami będącymi wyżej w rankingu. W Nowym Jorku Polka rozpocznie od meczu z Emmą Navarro, tenisistką będącą na pewno w zasięgu naszej reprezentantki. Panie jeszcze nigdy ze sobą nie grały. Navarro plasuje się obecnie na miejscu 57. Jej największy sukces w tym sezonie to półfinał WTA 250 w Bad Homburg. Lepsza z tej pary w nagrodę zmierzy się prawdopodobnie z Karoliną Muchovą.
Wszystkie polskie tenisistki są w górnej połowie turniejowej drabinki, co oznacza, że rozegrają swoje mecze w poniedziałek. We wtorek turniej rozpocznie Hubert Hurkacz, który zmierzy się ze Szwajcarem Hueslerem.
AUTOR: MACIEJ ZARĘBA (CANAL+SPORT)