Kibice Legii w głosowaniu na największego rywala stulecia wybrali Widzew Łódź. Tak samo w centralnej Polsce dnia, w którym przyjeżdża Legia Warszawa, wyczekuje się z zapartym tchem. Piłkarze Kosty Runjaicia i Janusza Niedźwiedzia zmierzą się w piątek w hicie, który można nazwać jednym z najważniejszych w sezonie. Starcie drugiej z czwartą drużyną w sposób oczywisty działa na wyobraźnię. Powracają wspomnienia z lat 90. XX wieku… Mecz w piątek 24 lutego o 20:30 w CANAL+ SPORT i serwisie CANAL+ online.
Mecz ten dał ostatni jak dotąd tytuł mistrzowski w historii RTS. Dość powiedzieć, że na 10- i 15-lecie CANAL+ specjalny segment został poświęcony właśnie temu spotkaniu. Nie zabrakło komentarzy sprawozdawców – Janusza Basałaja oraz Zbigniewa Bońka.
„Basso”, ówczesny szef redakcji sportowej CANAL+, wspominał zresztą, że musiał zagrać „va banque”, by w ogóle legenda Widzewa zasiadła przed mikrofonem. Boniek bowiem w swoim stylu nie udzielał konkretnej odpowiedzi. „Może przyjdę, może nie przyjdę” – bardziej nerwowych ludzi wprowadziłby w szał. Do ostatnich dni nie było wiadome, czy się pojawi. Ostatecznie jednak po tym, jak przeczytał w „Przeglądzie Sportowym”, że będzie współkomentatorem, przyjechał do Warszawy i przeżył największą ekstazę. Wychowanek Zawiszy Bydgoszcz do dziś bowiem pozostaje sercem przy Widzewie, którego czołowym zawodnikiem był do 1982 roku.
Przypominając na CANAL+ blog segment Ekstraklasyka (czytaj więcej TUTAJ), nie mogliśmy nie zauważyć największego z polskich hitów. Do dziś Legia – Widzew A.D. 1997 to perełka, mecz-mit.
Dostępny jest zresztą w archiwach naszej telewizji. Fragmenty spotkania obejrzycie na kanale CANAL+ SPORT na YouTube, mecz zaś opisywaliśmy tak:
„Nie ma warszawskiego kibica, który nie płakałby lub po prostu nie zaniemówiłby po tym starciu. Nie ma też fana ze wschodniej części Łodzi, w którego sercu i pamięci nie byłoby tego właśnie starcia. Był 18 czerwca 1997 roku. W stolicy zmierzyły się dwa zespoły walczące o mistrzostwo Polski. Miały za sobą 32 kolejki. Widzew prowadził w tabeli z przewagą punktu nad Legią.
Sezon wcześniej drużyna Franciszka Smudy zdobyła tytuł mistrza kraju, nie przegrywając ani jednego spotkania przez 34 serie gier. Broniła trofeum, mając też za sobą udział w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Poszła tym samym w ślady… Legii, która w najważniejszych klubowych rozgrywkach brała udział w edycji 1995/96, rok przed Widzewem.
Czerwcowy mecz przeszedł do historii ze względu na niesamowity obrót zdarzeń w drugiej połowie. Kontuzja sędziego Andrzeja Czyżniewskiego wytrąciła z równowagi legionistów, którzy prowadzili 2:0 po golach Cezarego Kucharskiego i Sylwestra Czereszewskiego, by ostatecznie… przegrać 2:3.
– Proszę państwa, cisza na warszawskim stadionie!!! – krzyczał późniejszy prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej. Losy starcia odmienili Sławomir Majak, Dariusz Gęsior i Andrzej Michalczuk.”
Wiele szczegółów piłkarze zdradzali po latach. Krwiaki Macieja Szczęsnego na nodze poturbowanej przez Cezarego Kucharskiego to jedna z takich historii (zobacz wspomnienia byłego bramkarza Legii i Widzewa w CANAL+ online TUTAJ). Wiele też miejsca poświęcono temu, jak mecz odmienił Alexandru Curtianu, nazywany „Saszą”. Kiedy zobaczono go przy linii bocznej, myślano, że spotkanie zostaje poddane – wszedł przecież przy stanie 0:2. A miał on udział przy trzech ofensywnych ciosach, jakie łodzianie zadali gospodarzom.
Ostatnią wielką drużynę przy Piłsudskiego zbudowano jednak na haśle „nikt ci tyle nie da, ile Widzew ci obieca”.
Drużyna grająca w tym samym sezonie w Lidze Mistrzów potrafiła nie płacić zresztą robotnikom, którzy pracowali przy ogrodzeniu. Anegdotę na ten temat Franciszek Smuda opowiadał podczas wizyty już na nowym stadionie w Łodzi.
„Popatrz, jak oni zapierniczają. A nie wiedzą, że robią to za darmo” – mówił jeden z członków Widzewa. „Franz” z kolei podsumował to sielskim „My płakali”, tłumacząc, jak zabawne było to dla nich. Mniej wesoło zrobiło się, kiedy na przestrzeni kolejnych 25 lat Widzew na zaplecze ekstraklasy spadał aż trzykrotnie.
Legia tymczasem utrzymała się na szczycie i poza pierwszą piątkę – od sezonu 1997/98 – wypadła tylko raz. Było to w poprzednim sezonie, który był najbardziej chybotliwym w najnowszej historii klubu.
Teraz oba zespoły znów walczą o awans do europejskich pucharów, a Legia goni za kolejnym już mistrzostwem kraju. Największe sukcesy Widzewa widać z kolei na boku stadionu, gdzie płachty pokazują liczbę wywalczonych trofeów oraz znaczące wyniki, takie jak półfinał Pucharu Europy. Teraz zawitamy do Warszawy, która w 2016 roku przyozdobiła arenę piątkowego meczu największymi w historii „Wojskowych”.
Niełatwo sobie uświadomić, że ostatni mecz Legia — Widzew w Ekstraklasie przy Łazienkowskiej odbył się w 2013 roku.
Przy ławkach trenerskich byli Jan Urban oraz Radosław Mroczkowski. Gole strzelali Miroslaw Radović, Jakub Rzeźniczak, dwukrotnie – Michał Kucharczyk oraz… Patryk Mikita. Dla Widzewa trafił zapomniany już Łukasz Staroń, który zresztą nie rozpoczął tego starcia w pierwszym składzie. Legia wygrała 5:1.
Teraz sytuacja jest inna. Widzew może być niemal równorzędnym rywalem dla Legii. W dodatku oba kluby mogą się pochwalić gwiazdami, które faktycznie są rozpoznawalne, transparentne i nie czuć w nich braku przywiązania do barw. Josue jest kandydatem do tytułu MVP sezonu, Bartłomiej Pawłowski zaś prowadzi ekipę łodzian jako prawdziwy jej lider. On zresztą w Widzewie właśnie w 2013 roku grał i 1:5 w stolicy pewnie pamięta.
To on był głównym bohaterem zapowiedzi „Piłkarzy na podsłuchu” (obejrzyj serial w CANAL+ online) Warto przypomnieć sobie go przed najbliższym starciem Legia – Widzew.
W pierwszym filmie nasza ekipa skupiła się na Pawłowskim podczas starcia Legii z Widzewem, które miało miejsce w rundzie jesiennej sezonu 2022/23. Krótka zajawka dostępna jest na kanale CANAL+ SPORT na YouTube:
Z kamerą w Łodzi byliśmy już także przy starcie Ekstraklasy. Drużyna trenera Niedźwiedzia w pasjonującym meczu zremisowała 3:3 z Pogonią Szczecin, a „Liga od Kuchni” śledziła pracę komentatorów i reporterów (zobacz film TUTAJ). Do takich emocji Widzew przyzwyczaił, a zresztą tej wiosny wciąż może pochwalić się tym, że jest niepokonany. Gorzej dla niego, że zaliczył tylko jedną wygraną, ale to po fantastycznej końcówce i trafieniu z 95. minuty. Jak zatem nie przywoływać „łódzkiego charakteru” sprzed lat, skoro wszystko, co dla Widzewa ważne, dzieje się w końcówkach? Nawet jeśli przegrywa bądź traci punkty, tak jak przy 1:1 z Jagiellonią, i tak zawsze wstaje.
Legia odpowiada w prosty sposób: na zwycięstwo z nią Widzew czeka od 15 kwietnia 2000 roku (wówczas gole strzelali wspomniany już Gęsior oraz dwukrotnie Marcin Zając). 23 lata oczekiwania to naprawdę długo. Nie udało się jesienią roku 2019, kiedy w Pucharze Polski padł wynik 3:2 dla Legii, a spotkanie rozgrywano w Łodzi. Nie powiodło się także w zeszłej rundzie.
W 2002 roku z kolei piłkarzy Widzewa przywitała chyba najbardziej pamiętna oprawa na starej „Żylecie”: napis „Witamy w piekle” stał się symbolem fanatycznych kibiców-legionistów. Miłego przywitania nie mają co się spodziewać bohaterowie kolejnej produkcji oryginalnej CANAL+ SPORT.
Natomiast jedno jest pewne – Legia – Widzew to coś więcej niż tylko mecz. I wydaje nam się, że nie tylko historia nam powie coś na ten temat. Nudy nie ma nigdy. Preludium zaliczyli już futsaliści – gdzie warszawianie wygrali 2:1. Czas na kolejnych bohaterów – tyle że tym razem w akompaniamencie nie „Tańca Eleny”, a „Snu o Warszawie”.
autor: RAFAŁ MAJCHRZAK [CANAL+]