W hiszpańskim futbolu trwa od lat walka o władzę między RFEF a La Liga, a selekcjoner to zawsze jest żołnierz, którego warto mieć po swojej stronie. Sukcesy reprezentacji znajdują się wobec tej strategii na drugim planie.
Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Jeszcze rano w czwartek 8 grudnia hiszpańska prasa pisała, że dni Luisa Enrique w roli selekcjonera reprezentacji Hiszpanii są policzone, ale być może odejdzie ze stanowiska dopiero latem, po turnieju Final Four Ligi Narodów. A Luis de la Fuente wymieniany był jako jeden z trzech potencjalnych następców, obok Marcelino Garcii i Roberto Martineza – postaci o wiele lepiej znanych kibicom w świecie niż selekcjoner hiszpańskiej młodzieżówki, którą teraz powoli przygotowywał do finałów ME, zaplanowanych na czerwiec i lipiec 2023. Tymczasem o 14.00 było po wszystkim. Szef RFEF Luis Rubiales zadziałał tak, jak ma w zwyczaju: szybko, bez wahania. Luis Enrique posadę stracił natychmiast, a przejął ją De La Fuente. Hiszpania była zdziwiona i raczej niespecjalnie szczęśliwa: w ankiecie „Marki” dzień wcześniej za Marcelino opowiedziało się 40 procent respondentów, za „kimś innym” – w domyśle Martinezem – 35 procent, a za De la Fuente tylko 25.
Jego kompetencje jako trenera młodzieży nie budzą wątpliwości. Został mistrzem Europy i w kategorii U-19 (2015), i U-21 (2019), a ponadto w 2021 przywiózł srebro z Igrzysk w Tokio. Przygotował do gry w seniorskiej reprezentacji niemal wszystkich zawodników, którzy byli na mundialu w Katarze. Zawsze zresztą z radością przyjmował to, że Luis Enrique podbiera mu kolejny filar jego ekipy. Był lojalnym podwładnym selekcjonera zespołu A.
Natomiast nigdy dotychczas nie sprawdził się jako szkoleniowiec we w pełni zawodowym futbolu, na poziomie La Liga (której transmisje można oglądać na antenach CANAL+). Swoją rolę postrzegał jako trenera, który znakomicie wyszkolonym technicznie młodym piłkarzom, wpoi rygory taktyczne i zarazi kultem ciężkiej pracy. Zasłynął zdaniem: „Sam talent nie wystarcza. Starcie talentu niepopartego ciężką pracą z ciężką pracą niepopartą wielkim talentem, wygra ta druga.”, które powtarzał podopiecznym. Jako wychowanek Athletiku z Bilbao nie mógł zresztą nie kłaść akcentu na pracę i walkę.
Jednocześnie jednak pielęgnował styl gry obowiązujący w hiszpańskim futbolu od kilkunastu lat. Nigdy nie zasłynął jako futbolowy innowator, który cokolwiek w piłce wymyśla, bo nie widział siebie w roli rewolucjonisty. W marcu tego roku mówił w rozmowie z „Marcą”: „Pracujemy na bazie określonego stylu, takiego, w którym nasi zawodnicy mogą pokazać swoje walory. Selekcjonerami są, jak Luis Enrique, ludzie, którzy wierzą w nasz futbol”. To dosyć złowieszcze słowa. Mundial w Katarze pokazał bowiem, że tiki-taka definitywnie umarła, że bazując na tysiącu podań (liczba ta została przekroczona w meczu z Marokiem, podobnie jak w starciu z Rosją na mundialu w 2018 roku), nie da się pokonać solidnie i umiejętnie broniącego się rywala. Hiszpania, wydaje się, potrzebuje nie dłubania w szczegółach swego stylu, lecz całkowitej jego odmiany. Musi pojawić się nowe ustawienie zawodników na boisku, oczywiście także nowi zawodnicy, a najlepiej i nowa filozofia gry, w której oddanie piłki rywalowi będzie czasami traktowane jako odpowiednie narzędzie do osiągnięcia celu.
Dlatego też fakt, że De la Fuente doskonale zna obecnych reprezentantów, może okazać się nie jego atutem, ale kamieniem u nogi. Trudno się bowiem rozstać z ludźmi, z którymi kiedyś osiągało się sukcesy i ze stylem, który na to pozwolił. Nie jest też pewne, czy jako dojrzalsi futboliści Pedri, Ferran Torres i inni będą darzyli selekcjonera takim szacunkiem, jak w czasach młodzieżówki.
Hiszpania już kiedyś to przerabiała. W 2002 roku selekcjonerem został Inaki Saez, przez poprzednie sześć lat z sukcesami prowadzący młodzieżówkę. Jego kadencja potrwała tylko dwa lata i była całkowicie pozbawiona wyrazu; po niej wrócił do U-21 i znów był dobry. Nie ma żadnych przesłanek pozwalających postawić tezę, że De la Fuente jest trenerem większego formatu, niż był Saez, który z młodzieżą zdobył dokładnie to samo, co on: mistrzostwo U-19 i U-21 oraz srebro IO (plus mistrzostwo świata U-20). 61-letni trener został rzucony na bardzo głęboką wodę. Na pewno będzie się cieszył poparciem Rubialesa, wobec którego zawsze pozostawał lojalny i, przynajmniej na początku, mediów, gdyż dziennikarze bardzo go lubią. Jednak rodzi się pytanie, czy aby prezydent federacji nie wybrał De la Fuente właśnie dlatego, że jest on raczej pozbawiony charyzmy i zawdzięczając mu wszystko, nie znajdzie się nigdy w opozycji do szefa? W hiszpańskim futbolu trwa od lat walka o władzę między RFEF, a La Liga, a selekcjoner to zawsze jest żołnierz, którego warto mieć po swojej stronie. Sukcesy reprezentacji znajdują się wobec tej strategii na drugim planie.
Oglądaj mecze LaLiga Santander w CANAL+ online
autor: Leszek Orłowski [CANAL+]