Charliego, głównego bohatera „Wieloryba”, widzimy po raz pierwszy, kiedy masturbuje się przy gejowskim porno. Jest on monstrualnie otyłym mężczyzną, z przerzedzonymi włosami przyklejonymi do czaszki, noszącym porozciągany do granic T-shirt, którego szarość zdaje się nie fabryczną barwą, tylko skutkiem przepocenia. Prowokacyjna scena przywodzi na myśl groteski Todda Solondza i Ulricha Seidla. Ale film Darrena Aronofsky’ego pozbawiony jest ironii i cynizmu; nie ma w nim dystansu. To kino empatyczne, korespondujące z nurtem Nowej Szczerości, a przy tym brutalnie dosadne. Daje efekt trudnego do zniesienia dyskomfortu. To jednak właśnie dla dyskomfortu, katartycznego lub masochistycznego, oglądamy kolejne dzieła amerykańskiego reżysera.
Oglądaj online „Wieloryba” w PREMIERACH CANAL+ (za 17.99 zł).
Przeczytaj o innych majowych nowościach w PREMIERACH CANAL+.
Charlie roztył się po samobójczej śmierci ukochanego, dla którego zostawił żonę i córkę. Teraz i on stopniowo się zabija, pożerając kilogramy śmieciowego jedzenia. Niepełnosprawny i spotworniały, zaszył się w domu, skąd prowadzi internetowy kurs kreatywnego pisania. Podczas zajęć nie włącza kamerki, zamiast jego twarzy widać jedynie czarny kwadrat, będący jednocześnie woalem wstydu i oknem na otchłań.
Jedyną przyjaciółką Charliego jest znajoma pielęgniarka, która jednak nie potrafi odwieść go od autodestrukcji; może jedynie asystować mu w umieraniu. Bezradny wobec jego depresji pozostaje też kręcący się w okolicy młody misjonarz, naiwny natręt z przesłaniem nadziei i ofertą zbawienia. Jedyne zbawienie bohater widzi w swojej córce, dorastającej socjopatce, z którą desperacko próbuje odnowić kontakt. Ta bezwarunkowa, wręcz absurdalna ojcowska miłość ma w sobie coś chrześcijańskiego. „Wieloryb” jest swoistym filmem religijnym, co w pełni widać w finale, budzącym skojarzenia z twórczością Andrieja Tarkowskiego.
Podróż po prowadzącej w dół spirali, ku zatraceniu. Człowiek skonfrontowany ze swoim ciałem, zarazem słabym i wytrzymałym, a przez to stanowiącym materiał na drastyczny spektakl. Nieortodoksyjnie pojmowana duchowość. To powracające wątki w kinie Aronofsky’ego, które jest obsesyjnie spójne tematycznie, ale przy tym różnorodne formalnie. „Wieloryb”, porównany z delirium „Requiem dla snu” czy frenezją „Czarnego łabędzia”, wydaje się stonowany; Charlie nie wymiotuje na odległość pięciu metrów i nie ucieka przed człekokształtnym burrito. To kameralny dramat, oparty na sztuce Samuela D. Huntera, z garstką postaci, jedną scenerią i zagęszczoną akcją.
Oglądaj online „Requiem dla snu” w PREMIERACH CANAL+ (za 9.99 zł).
Teatralny rodowód ciąży filmowi – tekst szeleści papierem i skrzypi deskami, jest nazbyt wykoncypowany, sztuczny. Aronofsky potrafi jednak wykrzesać z takiej konwencji trochę prawdziwego kina. Razem z operatorem Matthew Libatique'em sugestywnie ogrywa przestrzeń, czyniąc z mieszkania bohatera norę, której mrok oraz duchota są jednocześnie przykre i odurzające. Do tego, kierowany wybitną reżyserską intuicją, obsadza w głównej roli Brendana Frasera, niegdyś gwiazdę rozrywkowych produkcji wagi najlżejszej. Poczciwość Frasera promieniuje nawet spod makabrycznej charakteryzacji – to właśnie dzięki niemu film zachowuje ludzkie ciepło i nie przeistacza się w bezduszną rewię turpizmu.
„Wieloryb” ukazał się w podobnym czasie, co „W trójkącie” Rubena Östlunda i „Menu” Marka Myloda, bliźniacze satyry na klasy uprzywilejowane. Pozornie nic nie łączy go z tamtymi komicznymi i pełnymi blichtru filmami; pozornie, bo również pojawia się w nim wątek konsumpcji. Zarówno u Myloda, jak i Östlunda pretensjonalność haute cuisine zostaje przeciwstawiona prostej przyjemności hamburgera; u Aronofsky’ego fast foody stają się najpodlejszym z narkotyków, podlejszym od kompotu. Oto dwa rodzaje wielkiego żarcia – jeden przerafinowany, drugi pospolity. Który jest mniej apetyczny?
Oglądaj online „W trójkącie” w PREMIERACH CANAL+ (za 17.99 zł).
Oglądaj online „Menu” w PREMIERACH CANAL+ (za 17.99 zł).
Autor: Piotr Mirski