Charliego, głównego bohatera „Wieloryba”, widzimy po raz pierwszy, kiedy masturbuje się przy gejowskim porno. Jest on monstrualnie otyłym mężczyzną, z przerzedzonymi włosami przyklejonymi do czaszki, noszącym porozciągany do granic T-shirt, którego szarość zdaje się nie fabryczną barwą, tylko skutkiem przepocenia. Prowokacyjna scena przywodzi na myśl groteski Todda Solondza i Ulricha Seidla. Ale film Darrena Aronofsky’ego pozbawiony jest ironii i cynizmu; nie ma w nim dystansu. To kino empatyczne, korespondujące z nurtem Nowej Szczerości, a przy tym brutalnie dosadne. Daje efekt trudnego do zniesienia dyskomfortu. To jednak właśnie dla dyskomfortu, katartycznego lub masochistycznego, oglądamy kolejne dzieła amerykańskiego reżysera.
Wieloryb na mieliźnie
Charlie roztył się po samobójczej śmierci ukochanego, dla którego zostawił żonę i córkę. Teraz i on stopniowo się zabija, pożerając kilogramy śmieciowego jedzenia. Niepełnosprawny i spotworniały, zaszył się w domu, skąd prowadzi internetowy kurs kreatywnego pisania. Podczas zajęć nie włącza kamerki, zamiast jego twarzy widać jedynie czarny kwadrat, będący jednocześnie woalem wstydu i oknem na otchłań.
Jedyną przyjaciółką Charliego jest znajoma pielęgniarka, która jednak nie potrafi odwieść go od autodestrukcji; może jedynie asystować mu w umieraniu. Bezradny wobec jego depresji pozostaje też kręcący się w okolicy młody misjonarz, naiwny natręt z przesłaniem nadziei i ofertą zbawienia. Jedyne zbawienie bohater widzi w swojej córce, dorastającej socjopatce, z którą desperacko próbuje odnowić kontakt. Ta bezwarunkowa, wręcz absurdalna ojcowska miłość ma w sobie coś chrześcijańskiego. „Wieloryb” jest swoistym filmem religijnym, co w pełni widać w finale, budzącym skojarzenia z twórczością Andrieja Tarkowskiego.
Mrok i duchota
Podróż po prowadzącej w dół spirali, ku zatraceniu. Człowiek skonfrontowany ze swoim ciałem, zarazem słabym i wytrzymałym, a przez to stanowiącym materiał na drastyczny spektakl. Nieortodoksyjnie pojmowana duchowość. To powracające wątki w kinie Aronofsky’ego, które jest obsesyjnie spójne tematycznie, ale przy tym różnorodne formalnie. „Wieloryb”, porównany z delirium „Requiem dla snu” czy frenezją „Czarnego łabędzia”, wydaje się stonowany; Charlie nie wymiotuje na odległość pięciu metrów i nie ucieka przed człekokształtnym burrito. To kameralny dramat, oparty na sztuce Samuela D. Huntera, z garstką postaci, jedną scenerią i zagęszczoną akcją.
Teatralny rodowód ciąży filmowi – tekst szeleści papierem i skrzypi deskami, jest nazbyt wykoncypowany, sztuczny. Aronofsky potrafi jednak wykrzesać z takiej konwencji trochę prawdziwego kina. Razem z operatorem Matthew Libatique'em sugestywnie ogrywa przestrzeń, czyniąc z mieszkania bohatera norę, której mrok oraz duchota są jednocześnie przykre i odurzające. Do tego, kierowany wybitną reżyserską intuicją, obsadza w głównej roli Brendana Frasera, niegdyś gwiazdę rozrywkowych produkcji wagi najlżejszej. Poczciwość Frasera promieniuje nawet spod makabrycznej charakteryzacji – to właśnie dzięki niemu film zachowuje ludzkie ciepło i nie przeistacza się w bezduszną rewię turpizmu.
Wielkie żarcie
„Wieloryb” ukazał się w podobnym czasie, co „W trójkącie” Rubena Östlunda i „Menu” Marka Myloda, bliźniacze satyry na klasy uprzywilejowane. Pozornie nic nie łączy go z tamtymi komicznymi i pełnymi blichtru filmami; pozornie, bo również pojawia się w nim wątek konsumpcji. Zarówno u Myloda, jak i Östlunda pretensjonalność haute cuisine zostaje przeciwstawiona prostej przyjemności hamburgera; u Aronofsky’ego fast foody stają się najpodlejszym z narkotyków, podlejszym od kompotu. Oto dwa rodzaje wielkiego żarcia – jeden przerafinowany, drugi pospolity. Który jest mniej apetyczny?
Przeczytaj także
Nowości w serwisie PREMIERY CANAL+ – maj 2023
Wystawne produkcje i nieco skromniejsze pozycje. Tytuły powiązane z wielkimi franczyzami i dzieła autorskie. Majowe nowości w PREMIERACH CANAL+ przypadną do gustu zarówno widzom multipleksów, jak i kin studyjnych. „Creed III” oraz „Shazam! Gniew bogów” – oto reprezentanci kina masowego, jeden wagi cięższej, drugi lżejszej, lecz oba zrealizowane z tą samą rozrywkową intencją. Na przeciwnym […]
Od kołyski po grób. „Vortex” w CANAL+ online
Gaspar Noé urodził się w 1963 roku. Być może to zbyt prostolinijne otwarcie tekstu o reżyserze, który tworzy wbrew ustalonym konwencjom i którego najsłynniejszy film opowiedziany jest od tyłu. Ale informacja ta pozwala zrozumieć, na jakim egzystencjalnym etapie znajduje się obecnie francusko-argentyński artysta. I jest to również informacja, którą on sam decyduje się otworzyć swoje […]