7. kolejka Ekstraklasy zamknęła pierwszy etap sezonu. Legia Warszawa i Raków Częstochowa potwierdziły w niej dobrą formę, którą prezentują w pucharach.
Nie było niespodzianki w ligowym klasyku między Legią Warszawa a Widzewem Łódź. Wicemistrzowie Polski, opromienieni awansem do fazy grupowej ligi Konferencji, pewnie wygrali prestiżowy mecz. Ich bohaterem był Ernest Muci, który strzelił dwa pierwsze gole dla gospodarzy. To też pokazuje zresztą siłę kadry ekipy Kosty Runjaicia, bo przecież Albańczyk w meczach pucharowych wchodził zwykle z ławki. Ciekawostką meczu były asysty obu bramkarzy. Pierwszy gol dla Legii padł po długim kopnięciu Kacpra Tobiasza, a jeszcze w pierwszej połowie tym samym odpowiedział Henrich Ravas, dobrze uruchamiając Jordiego Sancheza. Na więcej graczy Janusza Niedźwiedzia nie było już jednak stać.
Pokaz szerokości kadry dali też mistrzowie Polski. Mimo że przeciwko Puszczy Niepołomice nie mogli zagrać Ivi Lopez, Jean Carlos Silva i Stratos Svarnas, a trener Dawid Szwarga oszczędził też m.in. Marcina Cebulę, Fabiana Piaseckiego czy Władysława Koczergina, jego drużyna nie miała problemów z beniaminkiem. Pierwszoplanowe role przejęli ci, którzy w pucharach są tylko zmiennikami. Pierwszego gola na ligowych boiskach strzelił Sonny Kittel, który brał też udział w trafieniu Bartosza Nowaka. Częstochowianie kontrolowali wydarzenia i gdyby nie dobry debiut Krzysztofa Wróblewskiego w bramce niepołomiczan, wygraliby jeszcze wyżej.
Długa przerwa w grze nie posłużyła zawodnikom Lecha Poznań. Po blisko dwóch tygodniach od poprzedniego występu Kolejorz bardzo przeciętnie zaprezentował się na tle Górnika Zabrze. Zawodnicy Jana Urbana prowadzili nawet przy Bułgarskiej po golu Daisuke Yokoty z rzutu karnego, a później umiejętnie się bronili. Gracze Johna Van Den Broma zdołali przełamać impas w 70. Minucie, gdy ładną główką popisał się Alan Czerwiński. Na decydujący cios Lecha nie było jednak stać. Co więcej, w jednej z ostatnich akcji meczu sytuację sam na sam z Bartoszem Mrozkiem zmarnował Piotr Krawczyk, który dał się dogonić ofiarnie interweniującemu Dino Hoticiowi.
Dwa zespoły, które mają problem z seryjnym marnowaniem sytuacji, stworzyły w Radomiu znakomite widowisko. Ale… seryjnie marnowały sytuacje. Piast oddał w pierwszej połowie aż sześć celnych strzałów, lecz znów zrobił bohatera z bramkarza przeciwników. Albert Posiadała nie dał się pokonać, więc gracze Constantina Galki wyszli na prowadzenie po ładnym uderzeniu głową Pedro Henrique. Piast odpowiedział dopiero po rzucie karnym po faulu na Jorge Feliksie, który pewnie wykorzystał Michał Chrapek. Zawodnicy Aleksandara Vukovicia wciąż pozostają bez gola z gry w tym sezonie, co jest szokujące, biorąc pod uwagę, ile sytuacji mieli już od początku rozgrywek.
Trener Dawid Szulczek oczekiwał, że po fatalnym meczu z Cracovią (0:0) jego zespół pokaże reakcję. Tak też się stało. Poznaniacy w Łodzi szybko wyszli na prowadzenie po ładnej akcji i strzale Stefana Savicia. W drugiej połowie mieli doskonałą okazję do strzelenia drugiego gola. Kajetan Szmyt nie zdołał jednak oddać skutecznego strzału, mimo że minął już bramkarza. Lepiej młodzieżowcowi poszło z rzutu karnego. Szmyt po raz czwarty w tym sezonie skutecznie wykonał jedenastkę i Warta jako pierwszy zespół od ponad roku ograł ŁKS na jego stadionie. Beniaminek dotąd na własnym boisku prezentował świetną formę. Po porażce z rywalem, który teoretycznie był w jego zasięgu, Kazimierz Moskal i jego zawodnicy będą mieli nad czym myśleć przez najbliższe dwa tygodnie. Zwłaszcza że po przerwie na kadrę czeka ich starcie z Rakowem.
AUTOR: MICHAŁ TRELA (CANAL+SPORT)