Gareth Southgate napisał piękny rozdział w historii reprezentacji Anglii, ale zarzuca się mu, że nie potrafi korzystać z ofensywnego potencjału obecnego pokolenia. Synów Albionu czeka debata o tym, co dalej.
Harry Kane dołączył do elitarnego grona reprezentantów Anglii, którzy zmarnowali rzut karny na wielkiej imprezie. Wszystko na oczach Garetha Southgate’a, selekcjonera, który swoje pudło w Euro 1996 przypłacił niemalże depresją oraz Davida Beckhama, wybitnego specjalisty od stałych fragmentów gry, który z loży honorowej trzymał kciuki za Harry’ego i pozostałych Synów Albionu. Becks też ma na koncie przestrzelone jedenastki, z tym że w drodze na Mistrzostwa Europy w 2004 i na samym turnieju. W historii angielskiej piłki wojnę nerwów w konkursach rzutów karnych przegrywali na imprezach rangi mistrzowskiej tacy znakomici piłkarze jak Chris Waddle, Stuart Pearce, Paul Ince, Frank Lampard, Steven Gerrard, Jamie Carragher oraz trójka młodych z najnowszej historii, czyli Marcus Rashford, Jadon Sancho i Bukayo Saka. Nieudany rzut karny Kane’a nie pozwolił Anglikom wyrównać strat w meczu z Francuzami, ale nie gwarantował też ich awansu. W najbliższych dniach wyjaśni się przyszłość selekcjonera, któremu zarzuca się nadmierną zachowawczość w zderzeniu z niesamowitą ofensywną jakością piłkarzy oraz zbyt wielkie przywiązanie do zawodników, którym w klubach idzie jak po grudzie. Szczerze? Chcielibyśmy mieć takie problemy.
Angielscy dziennikarze są podzieleni – zarzuty wobec Southgate’a są do obalenia w każdej chwili, ponieważ kibice z Wysp od dawna nie przeżywali tak wielkich uniesień, jak w ostatnich czterech latach. W Rosji przegrany półfinał z Chorwacją i porażka z Belgią w meczu o trzecie miejsce, ale wtedy w pierwszym składzie grali tacy piłkarze jak Phil Jones w obronie, w pomocy Eric Dier, Danny Rose, Fabian Delph i Ruben Loftus Cheek. W zestawieniu z drugą linią z Kataru – Declan Rice, Jude Bellingham, Jordan Henderson – transformacja i gigantyczny skok jakościowy widoczne są gołym okiem. Finał Euro z 2021 roku i piękną drogę po złoto – czasami zachowawczą, nudną, ale skuteczną – przyćmiły zmarnowane trzy karne w starciu z Włochami i niewyobrażalna wręcz nagonka rasistowska na Sancho, Rashforda i Sakę. Za Southgatem zdecydowanie przemawia analityczny spokój na ławce, świetna współpraca ze sztabem, otwartość na jego sugestie, kultura osobista i perfekcyjne relacje z szatnią. Przy powołaniach były zarzuty dotyczące kilku zawodników – oczywiście Harry’ego Maguire’a, Kalvina Phillipsa, Raheema Sterlinga i obsady pozycji nr 1. Aaron Ramsdale rozgrywa przecież sezon życia w Arsenalu, a Nick Pope kapitalnie rozwija się po transferze do Newcastle. Jednak Jordan Pickford i Harry Maguire odpłacili selekcjonerowi dobrą grą za jego żelazną konsekwencję i zaufanie. Oczywiście, Maguire zgubił krycie Oliviera Giroud przy główce Francuza, ale grał bardzo przyzwoicie i tworzył dobrą parę stoperów z Johnem Stonesem. Lepszej Anglia aktualnie nie posiada.
Rzut karny Harry’ego Kane’a to tylko pretekst do analizy i dyskusji o przyszłości kadry i selekcjonera. Fazę grupową mundialu Anglicy przeszli jak burza, Senegal pokonali po pięknych akcjach, natomiast odpadli wcześniej niż przed czterema laty. Southgate’a zdecydowanie obciąża spadek w Lidze Narodów do niższej dywizji, blamaż 0:4 u siebie z Węgrami, poza tym kiepskie wyniki z pozostałymi rywalami w grupie LN, a do samego mundialu bardzo mało goli z akcji, znakomita większość po stałych fragmentach gry, co przy tak kreatywnych piłkarzach, jak Foden, Saka, Grealish, odzyskany jesienią w United Rashford, Mount, Bellingham, Maddison, Gallagher na pewno nie podwyższa ogólnej oceny selekcjonera Trzech Lwów. Podobnie jak u nas, rzecz jasna w odpowiednich proporcjach, zaczyna się debata o rozwijaniu ofensywnej gry, a obecny trener Anglii nie jest gwarantem takiego rozwiązania. Na razie walizka Declana Rice’a pozostanie pusta. Puchar Świata zgarnie ktoś inny.
I jeszcze krótko o rzutach karnych, bo one na tym mundialu wyjątkowo nas inspirują. Za sprawą parad Wojtka Szczęsnego, które przepchnęły nas do rundy pucharowej i pudeł niezawodnego Roberta Lewandowskiego. Dominik Livaković, Bono, Emiliano Martinez, “Szczena” i kilku innych wdrożyli do codziennego treningu bardzo głęboką analizę wykonywanych jedenastek i przede wszystkim ich strzelców, do tego najbardziej efektywną pracę na nogach zgodną z nowymi przepisami promującymi w założeniu wykonawców plus niezawodne mind games, czyli wychodzenie z bramki, utrzymanie strzelca jak najdłużej w punkcie karnym, żeby wysysać energię, koncentrację i pewność siebie, zaczepianie go słowami, że i tak nie strzeli albo że bramkarz na luzie obroni. Ponadto możliwość nabiegu z zatrzymaniem, metoda drobnych kroczków i innych fajerwerków przed strzałem, by zwieść bramkarza przyklejonego jedną stopą do linii, zaczyna działać jak miecz obosieczny. Jeśli bramkarz pęknie, zrobi pierwszy ruch, zdradzi się ułamek sekundy za wcześnie, egzekutor karnego jest wygrany. Jeśli ten pierwszy wytrwa do końca ze stoickim spokojem, nabieg z zatrzymaniem zaczyna przynosić efekt odwrotny, bo ogranicza moc strzału, możliwość zmiany decyzji, podkręca do sprintu bieg myśli, a to murowany błąd dający więcej szans broniącemu. Harry Kane miał w głowie dwie koncepcje, których bezpośrednie starcie przyniosło coś pomiędzy strzałem firmowym napastnika Spurs, czyli w prawy róg bramkarza z dużą siłą po dynamicznym nabiegu, z lekkim liftingiem pierwszej wygranej próby, czyli mocny strzał w środek pod ladę. Wyszło najgorzej, bo coś pomiędzy dwoma wariantami, poza tym Kane nie dał szans wykazać się Hugo Llorisowi, który do mistrzów w tym fachu na pewno nie należy. Psychika nie dźwignęła przygniatającej odpowiedzialności. Jak przed rokiem wspominanej we wstępie trójki Saka, Sancho, Rashford.
Bez dwóch zdań, Gareth Southgate napisał piękny rozdział historii angielskiego futbolu w pogoni za wielkim marzeniem z 1966 roku, ale wielu uważa, że nie ma papierów na to, by wynieść utalentowane pokolenie angielskich piłkarzy na jeszcze wyższy poziom. Jednym tchem wymieniane są teraz nazwiska Mauricio Pochettino i Thomasa Tuchela. Pierwszy ma wiele cech zbieżnych z charakterem Garetha Southgate’a, potrafi umiejętnie i z głową rozwijać grę ofensywną całej drużyny, drugi to barwna, charyzmatyczna, a zarazem krnąbrna postać, czego dziennikarze, piłkarze i kibice doświadczyli podczas pracy Niemca na Stamford Bridge. Moim cichym kandydatem pozostaje Eddie Howe, który w Newcastle udowadnia, że dojrzał do pracy w dużym klubie, że potrafi zbudować zespół, połączyć bardzo skuteczną obronę, z atrakcyjnym atakiem. Howe ma znakomity kontakt z piłkarzami, jest w pełni skoncentrowany na analizie meczu w jego trakcie, czuje zmiany, jest w angielskim futbolu już od dekady, no i jest Anglikiem. Jedno jest pewne – Gareth Southgate może odejść z podniesioną głową, ale jeśli zostanie, to się nie zmartwię, bo zasługuje na jeszcze jedną szansę. I ja zwyczajnie lubię faceta, zdecydowanie chciałbym mieć takiego trenera.
Droga Anglio, choice is yours!
Tekst: Marcin Rosłoń / CANAL+ SPORT