Koniec cyklu. Czy Diego Simeone zasługuje na kolejną szansę w Atletico?

Koniec cyklu. Czy Diego Simeone zasługuje na kolejną szansę w Atletico?

24 November 2022

Nawet w ostatnim mistrzowskim sezonie nie brakowało sygnałów, że w największym piłkarskim fenomenie drugiej dekady XXI wieku coś się zacięło. Czy Atletico Madryt będzie jeszcze w stanie wrócić do walki z gigantami La Liga?

10 lat w świecie futbolu to szmat czasu, a tym bardziej 11 czy 12. Tyle zaś trwa era Cholismo w Atletico Madryt. Gdy w grudniu 2011 roku przejmował znajdujący się w całkowitej rozsypce zespół, a właściwie zlepek rozkapryszonych gwiazd, traktowano go jako opcję raczej tymczasową. Władze Atletico potrzebowały kogoś, kto po prostu ugasi szalejący w klubie pożar. Diego Simeone, którego historię lepiej można poznać w serialu LaLiga Legends emitowanym w CANAL+, nadawał się do tego idealnie. Miał status legendy klubu, należał do grona ojców słynnego dubletu (mistrzostwo, Puchar Króla) z 1996 roku, ale co chyba najważniejsze, był bożyszczem fanów Los Colchoneros. Cokolwiek by nie zrobił w tamtym momencie, dostawał od nich możliwie najdłuższy kredyt zaufania. Familia (jak mówi się o właścicielach Atletico) miała spokój przynajmniej do końca sezonu.

DIEGO SIMEONE: POCZĄTKI SUKCESÓW

Nawet najwięksi optymiści nie spodziewali się tego, co nastąpi w ciągu kolejnych niespełna 3 lat. Już pół roku po nominacji Cholo zdobył Ligę Europy. Maszyna ruszyła i zacięła się dopiero w dogrywce pamiętnego finału Ligi Mistrzów w 2014 roku w Lizbonie. W erze tiki taki, dominacji futbolu opartego na posiadaniu piłki, Cholo zaproponował coś całkowicie odmiennego. Atletico piłki nie chciało, w ekstazę wpadało, kończąc mecz wynikiem 1:0. Każda większa wygrana traktowana była niczym niepotrzebna ekstrawagancja. W świecie piłkarskich garniturów i surdutów pojawiła się ekipa ubrana w robotnicze stroje, rozpychająca się łokciami, faulująca przebiegle, harująca po stachanowsku i wykonująca co do kropki polecenia swojego pryncypała.

ATLETICO MADRYT - PIŁKARSKI FENOMEN

Ferajna Simeone była zlepkiem futbolistów, z których co najmniej 70 proc nie miała prawa i nigdy by nie zagrała w żadnym topowym klubie europejskim. Cholo – trener, ale w sumie bardziej człowiek o mentalności zaciętego zakapiora z trudnych ulic argentyńskich miast – lepił swoje gwiazdy niczym Sauron Orków we Władcy Pierścieni. Choć nie brakowało w tej drużynie na niektórych pozycjach piłkarzy, odważę się napisać, wybitnych, to w codziennej obróbce byli niczym karni szeregowi jednostek elitarnych. Treningi kończące się omdleniami, a nawet pluciem krwią – nie ma sprawy, trenowanie do upadłego stałych fragmentów – oczywiście. Efekt: największy piłkarski fenomen drugiej dekady XXI wieku.

DORÓWNAĆ GIGANTOM LA LIGA

Tyle że utrzymanie się w elicie ciągle doskonalącego się futbolu światowego wymaga zmian. Nawet wielkie drużyny, ot choćby Barca Guardioli, mają swoją datę ważności. Nie inaczej było w przypadku Atletico i nie chodzi tu o takie oczywistości jak starzejący się bądź odchodzący do lepiej płacących klubów gracze. Chodzi o taktykę, element zaskoczenia rywala. Po przegranym drugim finale Ligi Mistrzów w Mediolanie w 2016 roku byłem w katakumbach San Siro. Min graczy Atletico a przede wszystkim samego Cholo nigdy nie zapomnę. Zdruzgotani to najłagodniejsze z przymiotników przychodzących mi do głowy. Liga Mistrzów to bez wątpienia obsesja Argentyńczyka. Wszystko inne daje zacne miejsce w kronikach historycznych Atleti, ale to uszaty puchar zapewnia nieśmiertelność trenerowi. Cholo wiedział, że jego pomysł na Atletico zaczyna trącić myszką. Obrał więc odmienny kierunek. Postanowił do starego schematu pracy i taktyki wprzęgnąć piłkarzy nieoczywistych, fantasistów jak to się ostatnio mawia.

NOWA STRATEGIA

Jako że wywindował klub nie tylko sportowo, ale co za tym idzie też ekonomicznie na piedestał, kasa na transfery była. 80 mln – proszę bardzo, 130 mln – jeśli trzeba, wydamy – tak Familia reagowała na nową strategię Guru. Takie kwoty dawały wiarę, że Atleti już jest na równi z Realem, a co najmniej mającą swoje problemy Barcą. Wygrane w 2021 roku mistrzostwo, mimo licznych turbulencji napawało nadzieją, że czerwono-biały samolot leci do właściwego portu. Były to jednak tylko złudzenia. Już wiosna tamtego sezonu co bardziej wprawnym ekspertom otwierała oczy. Zwycięzców się jednak nie osądza.

TRENER JEDNEGO WYMIARU

To, co dziś widzimy, nie jest efektem nagłego, nieoczekiwanego załamania. Być może skala degrengolady jest zbyt drastyczna. Niemniej jednak kierunek nie powinien zaskakiwać. Gdy 2 lata temu rozmawiałem z byłym piłkarzem Atletico – Augusto Fernandezem i zapytałem jakim trenerem jest Simeone, on mi odpowiedział anegdotą. Wiele lat wcześniej młody Augusto spotkał na swej drodze Simeone, gdy ten obejmował pogrążony w kryzysie wielki River Plate. W ekspresowym tempie podniósł drużynę, zdobywając nawet mistrzostwo (wtedy odbywały się w Argentynie rozgrywki w wymiarze półrocznym – mistrzostwo otwarcia „Apertura” i zamknięcia „Clausura”). Kibice, a za nimi włodarze giganta, widząc wielki potencjał zespołu (m.in. Radamel Falcao), zżymali się na toporny styl gry Milionerów. Zobligowany do jego zmiany Cholo podobno pogubił się zupełnie. Szybko pracę stracił.

ZAGUBIONY SIMEONE

Pamiętając tamtą opowieść i patrząc na dzisiejsze Atletico, łatwo dostrzec analogie. Cholo, mimo zapewne szczerych chęci, nie potrafi przekształcić zespołu w lubiący i umiejący długo operować piłką organizm. Nie wykorzystuje też optymalnie najlepszych atutów swoich bądź co bądź nietuzinkowych piłkarzy albo nadmiernie kombinuje w przypisywaniu im pewnych boiskowych ról (np. Llorente, Saul). Co gorsza, Simeone zgubił gdzieś trenerskiego nosa. Nie wystawia często tych w najlepszej formie (np. Kondogbia, Correa), a gdy już to robi, nagle po kolejnym meczu znów zmienia zdanie. Nie rozwija, nie buduje piłkarzy, nie stawia nawet w minimalnym stopniu na młodych (ci zaś niemal w komplecie na wypożyczeniach robią furorę (Lino, Riquelme, Camello). Gubi się taktycznie. Raz chce grać z trójką obrońców, bo akurat jacyś gracze lepiej się w tym systemie czują, ale z drugiej strony, widząc słabe wyniki, wraca do korzeni 4-4-2. Chcąc pomieścić niektórych piłkarzy, wystawia w „11” graczy taktycznie bliźniaczych, którzy dublują się w sposobie grania i sektorach poruszania się na boisku.

PROBLEMY Z KONTUZJAMI

Tych argumentów można by jeszcze wiele przytoczyć. Niech tym zamykającym klamrę będzie jego przyjaciel i guru od przygotowania fizycznego – Profe Ortega. Już wczesną wiosną 2019 roku po przegranym dwumeczu z Juventusem w Lidze Mistrzów niektórzy piłkarze rzucili się do gardła Urugwajczyka. Powód – zawalił przygotowania przed starciem rewanżowym. Oficjalnie chwalony pod niebiosa, ale gdy się odrzuci całą otoczkę i propagandę, gołym okiem widać, że coś z zespołem od dawna jest nie tak. Mnożące się kontuzje to codzienność. Niektórzy, jak Gimenez czy Lemar, łapią po 5 urazów w sezonie. Ten pierwszy w akcie desperacji rzucił się nawet nie jogę. Nie pomogło. Na koniec polityka transferowa. Nie do końca wiadomo, o co w niej chodzi i kto tak naprawdę nią steruje. Niby ustawienie z wahadłowymi, a takowych jak na lekarstwo, niby wielki transfer Joao Felixa a Portugalczyk od 4 lat zagrał dobre mecze, licząc na palcach dwóch rąk, niby 4 napastników a żaden pasujący do Cholismo (no może z wyjątkiem wiernego niczym pies Correi).

STRACH PRZED NICOŚCIĄ

Wszystko, co opisane wyżej raptem pobieżnie kazałoby powiedzieć stanowczo – KONIEC. Tyle że w Atletico wszyscy pewnie zastanawiają się, co potem. To Simeone wyniósł Los Colchoneros na szczyt i utrzymał w sumie na dekadę. Przed nim, nie licząc cudownego 1996 roku, którego jako piłkarz też był przecież niebagatelnym twórcą, w Atletico rządziły dwa słowa: degrengolada i bailando. Trenerzy nawet o największych nazwiskach szargali je sobie, pracując na Calderon. Można powiedzieć: nicość – Simeone – nicość? Tego właśnie boi się Familia. Tego obawiają się kibice Atletico. Z jednej strony grzecznie by mu podziękowali, wszak świetnych trenerów na rynku trochę jest, ale czy którykolwiek nie połamie sobie zębów na tym wyjątkowo specyficznym klubie? Atletico chce być jak Real czy Barca, chce wygrać Ligę Mistrzów. Realnie jednak nie ma szans na dłuższą metę pod wieloma względami osiągnąć statusu gigantów La Liga. Może próbować i czasem wciskać się na dwa stojące fotele. To akurat Cholo umiał (umie?) robić. Z jednej wiec strony oczywiste fin de ciclo (koniec cyklu) z drugiej… no jak nie dać Diego kolejnej szansy…

Bohaterami kolejnych odcinków cyklu La Liga Legends, emitowanego na antenach CANAL+, będą Roberto Carlos, Julen Guerrero, Samuel Eto’o, Jesus Navas i Michael Laudrup.

autor: Piotr Laboga [CANAL+]

Udostępnij

Oferta

Polska (PL) Poland flag
CANAL+ Polska S.A., al. gen. W. Sikorskiego 9, 02-758 Warszawa, skr. pocztowa nr 8, 02-100, Warszawa NIP 521-00-82-774, REGON: 010175861, wpisana do Rejestru Przedsiębiorców, przez Sąd Rejonowy dla m.st. Warszawy, XIII Wydział Gospodarczy KRS pod nr KRS: 0000469644, kapitał zakładowy: 441.176.000 zł, w całości wpłacony, Nr BDO: 000030685.
© CANAL+ 2024