Ostatnim młodym Polakiem, który został królem strzelców Ekstraklasy, był Robert Lewandowski. Gdzie się podziali młodzi polscy napastnicy?
Ostatni raz Polak był królem strzelców Ekstraklasy w 2017 roku. Był nim 35-letni wówczas Marcin Robak. Trzy lata młodszy Robak wygrywał też klasyfikację strzelców w 2014 roku. Rok później bezkonkurencyjny był 27-letni Kamil Wilczek. Tomasz Frankowski, wygrywając klasyfikację strzelców w 2011 roku, miał już 37 wiosen na karku. Od czasów 22-letniego Roberta Lewandowskiego z 2010 roku w Ekstraklasie najlepszymi snajperami byli tylko bardzo doświadczeni Polacy lub, znacznie częściej, obcokrajowcy. Ten sezon będzie kontynuacją trendu. Siedmiu najskuteczniejszych zawodników Ekstraklasy to obcokrajowcy. Najlepszy z Polaków Bartosz Kapustka jest pomocnikiem. Wśród polskich napastników bezkonkurencyjny jest… Sebastian Bergier, autor czterech goli.
Wygląda na to, że skuteczny polski napastnik to w Ekstraklasie gatunek wymierający. Gdy większość klubów szuka wzmocnień w linii ataku, praktycznie nie pojawiają się rodzime nazwiska. Wszyscy szukają za granicą. W najwyższej klasie rozgrywkowej mamy ledwie kilku regularnie grających napastników z Polski. Dawid Kurminowski. Patryk Makuch. Wspomniany już Bergier (rocznik 99). Maciej Rosołek (rocznik 2001). Filip Szymczak (2002). Aleksander Buksa (2003). Wszyscy dali się już poznać kibicom, jesteśmy świadomi ich zalet i wad. Trudno wśród nich szukać potencjalnego króla strzelców, następcy Roberta Lewandowskiego, czy bohatera spektakularnego transferu.
Karol Czubak, regularnie strzelający na poziomie I ligi (rocznik 2000), właśnie wyjechał do walczącego o utrzymanie belgijskiego Kortrijk. Wiktor Bogacz (2004), mający ponoć spory potencjał, wybrał MLS. Patrząc na te ruchy, gdyby dziś Lewandowski błyszczał skutecznością w Zniczu Pruszków, prędzej wyjechałby za granicę, niż trafił do czołowej drużyny Ekstraklasy. Trudna do powtórzenia byłaby też droga Arkadiusza Milika, na którego w Górniku mocno postawił Adam Nawałka. Mimo krytyki kibiców, dawał kolejne szanse, za które napastnik odwdzięczył się dopiero w osiemnastym rozegranym meczu. Bardziej prawdopodobne byłoby ściągnięcie zagranicznego napastnika z drugiej ligi portugalskiej czy hiszpańskiej.
Od lat w kręgu reprezentacyjnym widzimy te same nazwiska. Lewandowski, Piątek, Świderski, Adam Buksa i Milik młodsi nie będą, a kolejki następców nie widać. Oswajając się z myślą o końcu kariery Lewandowskiego, zapominamy czasem, że Świderski, najmłodszy z tego grona, skończył właśnie 28 lat. W kadrze Adama Majewskiego za strzelanie goli odpowiadają Szymczak i Szymon Włodarczyk. Jeden zamienił Poznań na Katowice, by tam szukać szansy na granie. Drugi z mozołem zbiera minuty w Serie B, ale skutecznością nie błyszczy (1 gol na koniec stycznia). Kadra U-20 to choćby Aleksander Buksa i Jordan Majchrzak, czyli piłkarze walczący o pierwszy skład w klubach Ekstraklasy.
Miłosz Stępiński, selekcjoner kadry U-20, pytany o przyczyny takiego stanu rzeczy przytacza dobrze znane argumenty. - Polscy napastnicy szybko wyjeżdżają. Wystarczy czasami nawet nie sezon, a ledwie runda, kilka udanych meczów i goli. Szukają szczęścia w ligach zagranicznych, gdzie konkurencja i poziom są wyższe. Bogatsze kluby penetrują nasz rynek, szukając okazji, mają tak zwany „budżet ryzyka”, z którego opłacają transfery piłkarzy z potencjałem. Jeśli się sprawdzi – super. Jeśli nie, część zainwestowanej kwoty można odzyskać i szukać kolejnych talentów – podkreśla.
Taką drogę przeszli choćby Bartosz Białek (wyjechał do Wolfsburga po 19 meczach i 9 golach w Ekstraklasie), Szymon Włodarczyk (41 meczów i 9 goli przed transferem do Sturmu), czy Aleksander Buksa (38 meczów i 4 gole przed transferem do Włoch). Ten ostatni zdążył już wrócić do Polski, ale to rzadki obrazek. Większość chce jak najdłużej szukać szczęścia w zagranicznych klubach. Kontrakt w Ekstraklasie traktuje jako ostateczność.
- Na tej specyficznej pozycji trzeba mieć szereg specyficznych umiejętności – dodaje selekcjoner reprezentacji U-20. – Napastnik często działa w przewadze liczebnej przeciwnika. Musi doskonale przewidywać rozwój wydarzeń, mieć spryt, umieć dobrze się ustawić. Takie rzeczy przychodzą z wiekiem i doświadczeniem. Pomijam tutaj cały repertuar podań i strzałów praktycznie każdą dozwoloną częścią ciała – zaznacza. Przykładem ilustrującym słowa Stępińskiego jest Marcin Robak. Aż 81 ze 120 goli w Ekstraklasie strzelił po trzydziestych urodzinach i czasie spędzonym w Turcji. Robak po powrocie do ligi był dwa razy królem strzelców i przez kolejne lata gwarantował liczby, o których mogą pomarzyć młodsi koledzy. Miłosz Stępiński uważa, że gdyby Karol Świderski lub Adam Buksa wrócili do Polski, mieliby podobne osiągnięcia.
To tylko spekulacje, a fakty są nieubłagane. Polscy napastnicy w przedziale wiekowym 18-26 lat mają problemy z regularną grą, a bez tego nie ma co myśleć o strzelaniu wielu goli. Wygląda na to, że mimo rozwoju akademii, edukacji trenerów nie potrafimy kształcić „dziewiątek”, które byłby wartością dodaną w Ekstraklasie. Trenerzy pracujący z tymi zawodnikami często narzekają na ich ubogi repertuar umiejętności nabyty w procesie szkolenia. Kuleje gra słabszą nogą, strzał głową czy z powietrza. Jako anegdotę można przytoczyć fakt, że jeden z trenerów ustawiał swojego napastnika przy rzucie rożnym jako… zabezpieczenie przed kontratakiem. Pytany o przyczyny mówił, że tak słabo gra głową, że w polu karnym i tak mu się nie przyda.
Wnioski na dziś są przygnębiające, ale według Miłosza Stępińskiego nie musimy patrzeć w przyszłość w czarnych barwach. – Mamy wielu napastników z potencjałem, z których wyklują się piłkarze na poziom reprezentacyjny. Sądzę, że po prostu stanie się to później, po zebraniu doświadczenia. Gdy będą mieli 25-26 lat, najlepsi z nich wejdą na poziom obecnych reprezentantów i będą regularnie trafiać do bramki. A jeśli któryś z nich wróci do kraju, być może znowu zobaczymy króla strzelców Ekstraklasy z polskim paszportem – kończy.
Twój komentarz pozostanie anonimowy i tylko do wiadomości Redakcji CANAL+ Blog. Komentując akceptujesz regulamin.