W 23. kolejce zwycięstwa odniosły cztery zespoły, które czekały na nie najdłużej. Efektownie przełamał się też Raków Częstochowa. Oto skróty meczów Ekstraklasy.
Drużyną, która zdecydowanie najgorzej weszła w 2024 rok, był bezsprzecznie Radomiak. Zawodnicy Macieja Kędziorka w pierwszych dwóch meczach stracili aż dziesięć goli, a w trzecim także nie zdołali ani razu trafić do siatki. Drużyna zaczęła się więc niebezpiecznie zbliżać do strefy spadkowej. Przeciwko rewelacyjnej na wiosnę Stali Mielec nastąpiło jednak wyczekiwane przełamanie. Do siatki trafili Luka Vusković, 17-latek wypożyczony z Tottenhamu, oraz Leonardo Rocha, który tym samym zrehabilitował się za czerwoną kartkę z pierwszej wiosennej kolejki i za... zmarnowanie rzutu karnego przeciwko mielczanom. Goście, osłabieni brakiem Ilii Szkurina, swojego najlepszego strzelca, po raz pierwszy w 2024 roku zeszli z boiska pokonani.
Pogłoski o tym, że Raków Częstochowa stał się ligowym średniakiem, jak sugerował Michał Świerczewski, jego właściciel, po zeszłotygodniowej porażce z Piastem Gliwice (0:3) w Pucharze Polski, okazały się stanowczo przedwczesne. Mistrz Polski zmiażdżył pretendenta do tytułu w bezpośrednim starciu. Zawodnikom Dawida Szwargi wychodziło tego wieczoru wszystko. Już do przerwy prowadzili trzema bramkami, a po przerwie jeszcze podwyższyli prowadzenie. Lecha nie było stać nawet na honorowe trafienie. Tym samym Medaliki przedłużyły szansę na obronę tytułu. A Kolejorz musi szybko wylizać rany po rozczarowaniach ostatnich dni. Reakcji na odpadnięcie z Pucharu Polski z Pogonią Szczecin (0:1) w przypadku graczy Mariusza Rumaka zdecydowanie zabrakło.
W tym sezonie w grze o tytuł jest aż sześć zespołów. Bezpośrednie starcia każdego z nich przynoszą przeróżne rozstrzygnięcia. Prawie wszystkie mają jednak wspólny mianownik: nie są korzystne dla Legii Warszawa. Gracze wicemistrzów Polski z sześciu takich spotkań na szczycie wygrali tylko jedno, wyszarpując we wrześniu zwycięstwo w Szczecinie. Oprócz tego nie zdołali u siebie pokonać Pogoni i Lecha, przegrali na własnym boisku z Rakowem i nie przywieźli nawet punktu z delegacji do Wrocławia i Białegostoku. W ten sposób trudno będzie myśleć o odzyskaniu mistrzostwa. Sen o podwójnej koronie wciąż trwa w ekipie Portowców. Remis na Łazienkowskiej po wyeliminowaniu z Pucharu Polski Lecha Poznań to wynik, na który trudno z ich perspektywy narzekać.
Niewykluczone, że bramka sezonu została zdobyta w 23. serii gier Ekstraklasy. Jej autorem został zupełnie niespodziewanie Kamil Zapolnik z Puszczy Niepołomice. Napastnik beniaminka idealnie złożył się do strzału przewrotką po wrzutce Jakuba Serafina i pokonał z ostrego kąta Aleksandra Bobka. Zanim piłka wpadła do siatki, odbiła się jeszcze od słupka, co jeszcze dodało uroku trafieniu. Nic dziwnego, że nawet kibice ŁKS-u docenili bramkę burzą braw. Cudowne trafienie Zapolnika nic jednak Puszczy nie dało. Gracze Tomasza Tułacza popełniali proste błędy i zostali pierwszą od pół roku drużyną, która dała się pokonać ŁKS-owi. Łodzianie przełamali tym samym wstydliwą serię, a niepołomiczanie mocno skomplikowali sobie walkę o utrzymanie.
Wielkie zwycięstwo świętował w ten weekend nie tylko ŁKS, ale też Ruch. Co ważne, w przypadku Niebieskich wygrana przyszła jeszcze na takim etapie sezonu, że może wlać trochę nadziei na skuteczną walkę o utrzymanie. Drużyna Janusza Niedźwiedzia, która nie wygrała od lipca, w piątkowy wieczór zmiotła z murawy Piasta Gliwice, strzelając mu trzy gole. I to pomimo niewykorzystania jednego z rzutów karnych przez Daniela Szczepana. Ozdobą wieczoru był efektowny strzał Patryka Sikory w okienko. Ruch zbliżył się do bezpiecznej strefy na cztery punkty i odczarował Stadion Śląski, na którym wygrał pierwszy raz od piętnastu lat. Niebiescy potrzebują pójścia za ciosem, by mieć jeszcze szansę na cudowne ocalenie. Piastunki z kolei udowadniają, że są jedną z najbardziej chimerycznych drużyn w Polsce. Są w stanie wyrzucić z Pucharu Polski mistrza kraju, strzelając mu trzy gole, by kilka dni później bezdyskusyjnie przegrać z ostatnim zespołem ligi. Za to właśnie kibice kochają Ekstraklasę.
AUTOR: MICHAŁ TRELA (CANAL+SPORT)