Nice Brest. Pokochała ich Francja, zadziwiają Europę

Nice Brest. Pokochała ich Francja, zadziwiają Europę

20 January 2025

Klub, który do niedawna nie liczył się nawet we Francji, podbija Ligę Mistrzów. Brest udowadnia, że sensacje wciąż są możliwe.


Takie historie wszyscy lubią najbardziej. Kopciuszek, który potrafi utrzeć nosa bogatym. W tym sezonie na takie miano na skalę europejską bez wątpienia zasłużył Stade Brestois 29, czyli po prostu Brest. Klub, którego największym do niedawna sukcesem było zajęcie 8. miejsce w lidze francuskiej w 1987 roku, poprzedni sezon skończył sensacyjnie na podium. A w tym sezonie jest rewelacją najbardziej prestiżowych klubowych rozgrywek na świecie – Ligi Mistrzów.


Brest - klub z końca ziemi


Finistère – czyli z łaciny koniec ziemi. Tak nazywa się departament położony najbardziej na zachód we Francji, którego największym miastem jest portowe Brest. Wiecznie narażone na wiatry i deszcze znad Atlantyku. Wydawało się, że kibice tamtejszego klubu już zawsze będą wspominać drużynę z sezonu 1986/87, w której grali młodzi i obiecujący Paul Le Guen, Patrick Colleter oraz Vincent Guerin (cały tercet zdobywał w 1994 roku mistrzostwo w barwach PSG), czy też fakt, że na początku lat 90. ubiegłego wieku grał tam rewelacyjny David Ginola. W 1991 roku Ginola odszedł do Paryża, Brest zaś zbankrutował i tułał się po ligach amatorskich aż do 2004 roku, kiedy awansował do drugiej ligi. Od tamtej pory balansował na granicy Ligue 1 i Ligue 2 (z przewagą drugiej ligi) i walczył, by na stale zadomowić się w Ligue 1.


Przełom z 2016 roku


Przełomowy okazał się 2016 rok. Wtedy to Denis Le Saint został prezesem, a Gregory Lorenzi, w wieku 32 lat, dyrektorem sportowym. Ten pierwszy wraz z bratem Gerardem przejął stworzoną w latach 50. rodzinną firmę spożywczą. Bracia efektywnie zarządzali przedsiębiorstwem, które dziś może się pochwalić 900 mln euro obrotu i zatrudnia 2800 pracowników. Z kolei Lorenzi, pochodzący z Korsyki, posadę objął od razu po zakończeniu kariery w drugoligowym wówczas Brest. Jak się później okazało, jest skrojony do tej roboty.


Brest: kryzysowa jesień


Po powrocie do francuskiej elity w 2019 roku Brest miało zawsze jeden z niższych budżetów w lidze. W pierwszym sezonie po awansie najniższy. Mimo to cel w postaci utrzymania udawało się za każdym razem osiągać. W dużej mierze dzięki bardzo rozsądnym transferom Lorenziego. Największy kryzys pojawił się w sezonie 22/23. Po 10 kolejkach zespół zamykał tabelę. Michel Der Zakarian, ówczesny szkoleniowiec, stracił posadę. Był październik, jednak w klubie nie spieszono się z wyborem nowego szkoleniowca. Ten pojawił się dopiero w styczniu i był to wybór sensacyjny.


Sensacyjny wybór trenera


Dziś już wiemy, że to był strzał w „10”. Trenerem został Eric Roy, były piłkarz m.in. Nice, Marsylii, Sunderlandu czy Rayo Vallecano, który wrócił na trenerską ławkę po ponad 11 latach przerwy! W międzyczasie był dyrektorem sportowym w Nice, Lens i Watfordzie, ekspertem telewizyjnym, ale nikt nie wpadłby na pomysł, by zaoferować mu znowu pracę trenera. Poza Lorenzim oczywiście! Wyniki od razu się poprawiły. Z 17. miejsca Roy wywindował ostatecznie zespół na 14. lokatę z przewagą 8 punktów nad strefą spadkową. To, czego dokonał w kolejnym cyklu rozgrywkowym, przeszło wszelkie oczekiwania. Sezon 23/24 Brest skończyło na podium (mimo 4. wśród najniższych budżetów w lidze). Pierwszy raz w historii wywalczyło przepustkę do europejskich pucharów. I to od razu do Ligi Mistrzów! Latem klub zmierzył się z dwoma problemami: jak skromnymi środkami zbudować kadrę, która byłaby w stanie łączyć Ligę Mistrzów i Ligue 1 oraz gdzie rozgrywać mecze w LM. Stary stadion Francis Le Ble, najgorszy w całej lidze, nie spełniał bowiem wymagań tych elitarnych rozgrywek.


Brest: stadion za miedzą


Pierwsze zadanie wziął na swoje barki Lorenzi. Rozsądne wypożyczenia – to był pomysł na letnie okno transferowe. Pozyskano 13 zawodników - 3 transfery definitywne, 2 zawodników „z kartą na ręku” i aż 7 wypożyczeń. 12 z nich grało już we Francji, wszyscy są frankofonami. Brest to zresztą najbardziej francuski zespół w lidze co ma duży wpływ na dobrą atmosferę w drużynie. Nie ma podziału na językowe grupki. Jest jeden zespół.


W kwestii stadionu trzeba było szukać wsparcia u rywali zza miedzy: Rennes, Nantes czy Guingamp. Wybór padł na to ostatnie miasto i stade du Roudourou, oddalony od Brestu o jakieś 100 km. To również okazało się dobrą decyzją. Kameralny obiekt mieszczący 18 tysięcy kibiców, na którym gra 2-ligowy En Avant Guingamp, stał się prawdziwym drugim domem dla zawodników i kibiców uczestnika LM.


Ulubieńcy całej Francji


W grudniu urodził się nawet pomysł, by mecze fazy pucharowej rozgrywać na 80-tysięcznym Stade de France, bo w tej drużynie zakochała się cała Francja i podparyski obiekt można by zapełnić, zarabiając przy okazji pokaźną gotówkę. Pomysł nie przypadł jednak do gustu ani kibicom Brest, ani zawodnikom. Działacze musieli się wycofać z tej świetnej pod względem biznesowym idei. Pokazując, że również dla nich pieniądze to nie wszystko.


Brest: rewelacja Ligi Mistrzów


Nie brakowało obaw co do postawy Brest w Lidze Mistrzów. Tymczasem mały klub z Bretanii okazał się rewelacją rozgrywek. Trzeba uczciwie przyznać, że dużą rolę odegrało tu losowanie. W 3 z 4 pierwszych meczów Brest grało z zespołami, które były zdecydowanie w jego zasięgu. Sturm Graz, Salzburg i Sparta Praga to po prostu bardzo przeciętne drużyny i Brest potrafiło to wykorzystać. Do tego doszedł remis z mistrzem Niemiec Bayerem i heroiczny zwycięski bój z PSV. W efekcie podopieczni Erika Roy zgromadzili 13 punktów. Tylko dwa zespoły zdobyły ich więcej po 6 kolejkach: Liverpool i Barcelona, z którą Brest poniósł jedyną porażkę w pamiętnym meczu z 100 i 101. golem Roberta Lewandowskiego w LM. Przed podopiecznymi Roy jeszcze wyjazd na mecz z Szachtarem i wisienka na torcie – konfrontacja z Realem.


Ligowe kłopoty


Obawy związane z koniecznością łączenia Ligue 1 z Ligą Mistrzów nie okazały się bezpodstawne. Na półmetku ligi Brest miało na koncie 9 porażek, czyli o 2 więcej niż w całym poprzednim sezonie. Eric Roy nie raz narzekał, że jego podopieczni w lidze nie zawsze pokazywali takie zaangażowanie, jak w LM. Dodatkowym utrudnieniem były liczne kontuzje kluczowych graczy. W dwóch ostatnich kolejkach jego podopieczni stanęli jednak na wysokości zadania, pokonując kolejno Lyon i Rennes. Z przewagą 8 pkt nad miejscem barażowym ekipa z Bretanii może spokojnie przygotowywać się do bojów w europejskim pucharze.


Brest: wyjątkowe emocje


Bez względu na dalsze wyniki Brest w Lidze Mistrzów ten czas zostanie przez ich kibiców zapamiętany na zawsze. „Nie skupiam się tylko na osiągniętym wyniku, ale także na emocjach, które przekazaliśmy naszym kibicom. My również, jeśli chodzi o emocje, przeżyliśmy coś wyjątkowego. Trudno było zrobić coś więcej” – powiedział w grudniu Eric Roy. Jeden z fanów zespołu dodał: „Życzę każdemu kibicowi takiego małego klubu jak nasz, by przynajmniej raz w życiu przeżył to, co my przeżywamy. Wiemy, że to prawdopodobnie mogło się wydarzyć tylko raz. Tym bardziej potrafimy to docenić” Wkrótce przekonamy się, ile fantastycznych emocji są jeszcze w stanie zaoferować sobie i kibicom piłkarze bretońskiego klubu. Niewykluczone, że nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa.

AUTOR: RAFAŁ DĘBIŃSKI (CANAL+SPORT)

Udostępnij

Już przeczytane? Daj znać co myślisz o tym artykule!

Twój komentarz pozostanie anonimowy i tylko do wiadomości Redakcji CANAL+ Blog. Komentując akceptujesz regulamin.

Gość

0/500