Cracovia zepsuła powrót Marka Papszuna do Częstochowy. Bez potknięcia są tylko Jagiellonia i Legia. Oto skróty meczów 2. kolejki Ekstraklasy.
Od powrotu Rakowa Częstochowa do Ekstraklasy Cracovia należy do najbardziej niewygodnych dla tej drużyny rywali. Dość powiedzieć, że ekipie spod Jasnej Góry udało się wygrać z Pasami tylko jeden z jedenastu meczów ligowych. Na zakończenie 2. kolejki ekipa Marka Papszuna znów musiała się pogodzić z niepowodzeniem. Pierwszy raz w historii ekstraklasowej rywalizacji tych drużyn Cracovia wygrała bowiem w Częstochowie. To druga z rzędu porażka Rakowa na własnym boisku, bo na zakończenie poprzednich rozgrywek wygrał tam także Śląsk Wrocław. Drużyna Dawida Kroczka ma cztery punkty z dwóch pierwszych meczów i może mówić o udanym wejściu w sezon.
O udanej inauguracji rozgrywek nie mogą natomiast mówić w Kielcach. Korona, która do ostatniej kolejki poprzedniego sezonu drżała o utrzymanie, jako jedyna w stawce nie zdobyła jeszcze punktu. Nie trafiła też ani razu do siatki. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że terminarz nie był dla drużyny Kamila Kuzery łaskawy. Po wyjazdowym starciu z Pogonią (0:3) przyszło jej bowiem grać z Legią Warszawa. Stołeczny zespół nie zachwycił, ale zdołał wygrać po kolejnym trafieniu Luquinhasa. Zwraca uwagę, że w żadnym z dotychczasowych meczów w lidze czy w pucharach drużyna Goncalo Feio nie straciła jeszcze gola. To sprawia, że do spółki z Jagiellonią plasuje się w ścisłej czołówce tabeli.
Najlepsze spotkanie dwóch pierwszych kolejek można było obejrzeć w Radomiu, gdzie gospodarze postawili mistrzom Polski bardzo trudne warunki. Do przerwy wydawało się, że Jagiellonia gładko przywiezie z wyjazdu komplet punktów dzięki pięknym trafieniom z dystansu Jarosława Kubickiego. Zmiany, jakich dokonał w przerwie Bruno Baltazar, trener radomian, przyniosły jednak efekt i w drugiej połowie to gospodarze nadawali ton wydarzeniom na boisku. Za sprawą Leonardo Rochy doprowadzili nawet do wyrównania. Decydujący cios dla gości w samej końcówce zadał rezerwowy Miki Villar. Dzięki temu mistrz dość szybko wskoczył na pierwsze miejsce w tabeli.
Po debiucie Nilsa Frederiksena w roli trenera Lecha nastroje w Poznaniu były umiarkowanie dobre. Pierwszy wyjazd błyskawicznie pokazał jednak jak dużo pracy jeszcze przed Duńczykiem. Już po dziesięciu minutach Kolejorz przegrywał dwiema bramkami, po uderzeniach Jakuba Sypka i Frana Alvareza. Goście wrócili do meczu po golu Mikaela Ishaka i w drugiej połowie panowali już na boisku. Nie zdołali jednak doprowadzić do wyrównania. Najbliżej tego był Dino Hotić, który w końcówce trafił głową do siatki. Sędziowie dopatrzyli się jednak spalonego Ishaka. Drużyna Daniela Myśliwca odniosła pierwsze domowe zwycięstwo od kwietnia.
Do bardzo efektownego meczu doszło już na sam początek kolejki. Puszcza Niepołomice podzieliła się punktami z Górnikiem Zabrze po czterobramkowym widowisku. Początkowo niewiele wskazywało na taki obrót spraw. Zabrzanie zasłużenie prowadzili do przerwy po trafieniu głową Manu Sancheza. Niepołomiczanie po przerwie wzięli się do pracy i dzięki debiutantowi Michalisowi Kosidisowi doprowadzili do wyrównania. Natychmiast stracili jednak drugiego gola. Drużyna Tomasza Tułacza konsekwentnie dążyła jednak do odrobienia strat i w końcu dopięła swego po ładnym uderzeniu Jakuba Serafina. W końcówce bliżej zwycięstwa był Górnik, ale ostatecznie oba zespoły zgarnęły po punkcie.
AUTOR: MICHAŁ TRELA (CANAL+SPORT)