Jeremy Sochan notuje dotąd najlepszy sezon w NBA. Jego wygasający kontrakt z San Antonio Spurs nie powinien więc martwić polskich kibiców.
152. Tyle rozegranych spotkań w NBA ma już na koncie Jeremy Sochan. To więcej niż wspólny dorobek Cezarego Trybańskiego i Macieja Lampego, choć do 806 meczów Marcina Gortata droga jeszcze daleka. Kariera JJ-a dopiero się rozpędza, ale od chwili wyczytania jego nazwiska jako dziewiątki draftu minęło już dwa i pół roku. Prześledźmy jego początki, wzloty i kilka upadków w najlepszej koszykarskiej lidze świata.
Sochan został wybrany w drafcie 2022 z numerem dziewiątym, co czyni go najwyżej wybranym Polakiem w historii. Poczuliśmy dumę… ale nie zaskoczenie. Skrzydłowy zapracował sobie bowiem u skautów i ekspertów, by jego nazwisko przewijało się we wszystkich przewidywaniach pierwszej rundy draftu. Znacznie ważniejszym niż numer był klub, który po Sochana się zgłosił. San Antonio Spurs są piątą wśród najbardziej utytułowanych organizacją w historii NBA. Ich skauting i rozwój młodych zawodników od dekad stanowią przykład dla reszty ligi.
Stabilny, rozsądnie zarządzany i zamknięty medialnie klub musiał być dobrym miejscem dla Sochana. Pod okiem legendarnego Grega Popovicha mógł liczyć na spore zaufanie, od pierwszego meczu wskakując do wyjściowej piątki. W debiucie przeciwko Hornets nasz skrzydłowy rzucił 4 punkty, miał 7 zbiórek i 2 asysty. Oczywiste było, że jego role na boisku będą ważne, ale w ofensywie… nie będzie pierwszoplanową postacią. Jego celność trójek i wolnych pozostawała wiele do życzenia. Na szczęście z tym drugim elementem szybko sobie poradzono. Za namową asystentów JJ zmienił technikę wykonywania wolnych na niespotykaną już w NBA – jedną ręką. Wyglądało to „oryginalnie”, ale było skuteczne – Polak poprawił celność tych rzutów z 58% do 70%.
Sochan imponował obroną i twardym charakterem. Powoli zaczynał też odnajdywać w sobie odwagę w ataku. Tuż przed świętami w starciu z Pelicans wykręcił 23 punkty i 9 zbiórek, a styczniowy mecz z Suns zakończył z 30 punktami, co okazało się jego najlepszym wynikiem w sezonie. Wszystkie te spotkania miały jedną cechę wspólną – kończyły się porażkami Spurs. Dla wielu nowych kibiców z Polski, którzy zarazili się wówczas NBA dzięki nowemu rodakowi, dziesiątki przegranych meczów z rzędu były przytłaczające. Ale Spurs nie byli gotowi na rywalizację z resztą ligi i w pełni tego świadomi skupiali się na rozwoju młodych graczy, czekając na pomoc, która nadeszła latem z Francji.
„Kosmita”. „Następca LeBrona”. Takimi hasłami zapowiadano Victora Wembanyamę, jedynkę draftu 2023. W czerwcu niezwykle utalentowany Francuz został wybrany przez Spurs. To oznaczało ogromne zmiany w szatni i perspektywach klubu z południa Teksasu. „Wemby”, mimo wzrostu równemu talentowi, nie objął jednak pozycji centra. Spurs uznali, że jego umiejętności strzeleckie bardziej przydadzą się w roli silnego skrzydłowego. Roli Jeremiego Sochana. Obawialiśmy się, że dla Polaka będzie to oznaczać powrót do funkcji zmiennika, w której radził sobie fantastycznie na uczelni w Baylor. Gregg Popovich miał jednak inny plan.
Powierzył Sochanowi zadania rozgrywającego, co zszokowało wielu. Polak miał problemy z odnalezieniem się w tak trudnej roli w najlepszej lidze świata. Kontrowersyjny eksperyment przerwano po kilku miesiącach. W wyjściowej piątce pod koniec sezonu znalazło się miejsce zarówno dla rozgrywającego, Sochana, jak i Wembanyamy. I choć wybitnym rozgrywającym Sochan pewnie nie zostanie, ten bolesny proces rozwinął elementy gry, z których w kolejnych etapach kariery nasz zawodnik korzystał chętniej i lepiej. Panowanie nad piłką. Wizja i tempo gry. Celność trójek. Sochan wykonał progres w każdym z tych elementów. Odsetek trafionych rzutów za trzy punkty podniósł się z 24.6% w pierwszym sezonie do 30.8% pod koniec drugiego. Rzuty wolne Polak wykonywał już z celnością ponad 77%.
Pierwsze dwa sezony bywają zwykle nierówne. To okres aklimatyzacji nowych zawodników i odkrywania ich możliwości oraz ról w zespole. W trzecim sezonie natomiast oczekiwania kibiców rosną. Szczególnie gdy głodny play-offów klub dysponuje historycznym talentem z Francji. Sochan, który do tej pory notował średnio 11.5 punktu w meczu, w trzeci sezon wjechał z bramą, imponując formą. Po sześciu meczach jego średnie wynosiły: 17 punktów, 8.5 zbiórek i 3 asysty. Jego najlepszy okres kariery został niestety brutalnie przerwany przez kontuzję w meczu z Clippers. Złamany palec lewej dłoni zabrał mu miesiąc gry, czyli 13 spotkań. Kolejne mecze Sochan zaczynał z ławki, ale double-double wykręcane w starciach z Suns i Bulls szybko pozwoliły mu odzyskać wyjściową piątkę. Na ten moment Sochan notuje najlepszy sezon punktowo (13.4), zbiórkowo (8.0) i w ofensywnie, trafiając 53% rzutów z gry. Mimo zawirowań, eksperymentów i kontuzji pozostał podstawowym zawodnikiem drużyny, która traci tylko jedno zwycięstwo do miejsca dającego możliwość gry w play-innach.
„Re-draft” to popularna analiza amerykańskich mediów, w której eksperci wracają do danego draftu, układając jego kolejność na nowo, po kilku latach gry wybranych już zawodników. Prestiżowy portal „BleacherReport” umiejscowił „prawidłowy” numer Sochana w drafcie jako 16. Portal „Clutchpoints” wybrałby Polaka ponownie z numerem 15. To nadal wskazania na pierwszą rundę, ale nieco rozczarowujące. W końcu 15 to nie 9. Obie powyższe analizy zostały jednak przeprowadzone zimą ubiegłego roku, czyli podczas kontrowersyjnego eksperymentu z Sochanem na rozegraniu. Najświeższa analiza obejmuje już ostatnie miesiące ubiegłego sezonu, gdy Sochan wrócił do pierwotnej pozycji. Efekt? Portal „SirCharlesincharge” awansował go na miejsce 8. To spore rozbieżności, które nie powinny jednak dziwić. Uwagę mediów i kibiców przykuwają najpierw zawodnicy widowiskowi, ofensywni, z potencjałem na miano lidera drużyny. Sochan takiego wrażenia nie sprawia…i nie musi.
Jego wkład w sukcesy uczelni Baylor jako rezerwowy, poświęcenie w grze obronnej, ambicja i doszkalanie mankamentów – to wszystko cechy, które kibicom mogą umknąć. Lecz trenerom i generalnym menadżerom innych organizacji zdecydowanie nie. Im bliżej będziemy końca sezonu, tym częściej będzie się mówić o wygasającym latem 2025 kontrakcie Sochana. Spurs lubią medialną ciszę…ale przedłużeniem nie powinniśmy się przejmować. Pozycja Polaka w organizacji jest mocna. A na każdą wątpliwość zawodnik odpowiada wynikami. Jeżeli nawet nadszedłby dzień rozłąki Sochana z San Antonio, będzie to oznaczać, że druga strona wyłożyła na stół naprawdę dobrą ofertę. Ale na razie zmiana barw dotyczyć będzie zapewne tylko jego włosów.
AUTOR: GABRIEL ROGACZEWSKI (CANAL+SPORT)
Twój komentarz pozostanie anonimowy i tylko do wiadomości Redakcji CANAL+ Blog. Komentując akceptujesz regulamin.