Stawić czoła przeciwnościom. Dlaczego Liverpool ma problemy w Premier League?

Stawić czoła przeciwnościom. Dlaczego Liverpool ma problemy w Premier League?

4 November 2022

Juergen Klopp właśnie został honorowym obywatelem miasta, w którym od siedmiu lat pracuje. Ale niemiecki trener ma w tym sezonie sporo zmartwień, bo jego drużynie nie wiedzie się w lidze angielskiej. The Reds stali się zespołem o dwóch twarzach.

Właśnie otrzymał honorowe obywatelstwo Liverpoolu. Zaledwie jako drugi obcokrajowiec w historii, po Nelsonie Mandeli, walczącym z apartheidem, legendarnym wojowniku o prawa człowieka, nieżyjącym już prezydencie Republiki Południowej Afryki. Władze największego miasta w hrabstwie Merseyside nie przyznawały więc obcokrajowcom tego tytułu zbyt często. A przecież wyróżniony nim w tych dniach niemiecki menedżer Juergen Klopp miał w klubie z Anfield dwóch tak samo, jak on zasłużonych zagranicznych poprzedników. Francuz Gerard Houllier i Hiszpan Rafa Benitez pracowali w Liverpoolu niewiele krócej niż Niemiec, a do klubowej gabloty też dołożyli kilka naprawdę prestiżowych trofeów.

DUMA I KRYZYS

Podczas uroczystości wręczenia nagrody Klopp nie ukrywał wzruszenia. Mówił, że rozpiera go duma, że Liverpool od siedmiu lat jest jego domem, rozprawiał też o tym, jak bardzo kocha jego mieszkańców. Ciekawe, że moment przyznania menedżerowi honorowego obywatelstwa miasta zbiegł się ze słabszą postawą jego „The Reds”. Zespół, który pod wodzą Kloppa wygrał mistrzostwo Anglii, triumfował w Lidze Mistrzów, zdobywał Puchar Anglii, Puchar Ligi i Klubowe Mistrzostwo Świata przeżywa bowiem obecnie w Premier League katusze. Ale w zaszczytnym tytule, jakim wyróżniono niemieckiego szkoleniowca, chodzi przecież o coś więcej niż wyniki, zespół, klub, czy sam sport.

THE REDS — DRUŻYNA O DWÓCH TWARZACH

Gdyby nie awans do fazy pucharowej Champions League i wcześniejsze wspomniane zasługi, nikt by się dziś z Kloppem w programach publicystycznych takich jak Jej Wysokość Premier League (najbliższe wydanie w poniedziałek o 20.00 w CANAL+Sport) nie patyczkował. Porażki ze słabeuszami — Nottingham Forest i Leeds, i to jedna po drugiej, strata aż 15 punktów do lidera angielskiej ekstraklasy i zaledwie pięć punktów przewagi nad strefą spadkową najzwyczajniej w świecie nie przystoją potentatowi z Anfield. I te wahania formy. Gdy porówna się występy w europejskich pucharach z postawą w lidze, gdy spojrzy się, co wyprawiają piłkarze w pierwszych połowach ligowych meczów (gdyby mecze trwały 45 minut, Liverpool byłby w tabeli na miejscu spadkowym!) i przypomni się, że piłkarze Kloppa na wyjeździe w Premier League jeszcze nie odnieśli zwycięstwa, nasuwa się porównanie z bohaterem słynnego thrillera „Dr Jekyll i Mr Hyde”, czyli człowiekiem o dwóch twarzach. No bo przecież ten sam zespół, który męczy się i cierpi w meczach z beniaminkami, potrafił pokonać Manchester City i Napoli, a Bournemouth i Rangers FC nawet rozgromić.

A co na to sam Klopp, który ostatnio bił się w piersi, po tym, jak sam, po raz pierwszy w karierze obejrzał czerwoną kartkę (za zniewagę sędziego podczas meczu z Manchesterem City)? Wie, że Liverpool krwawi i trzeba ten krwotok zatamować, zdaje też sobie sprawę, że bez stabilizacji wyników nie ma szans na miejsce w top 4. Słusznie również zauważa Niemiec, że praca menedżera nie polega na wznoszeniu trofeów i napawaniu się komplementami ze strony dziennikarzy i kibiców, ale przede wszystkim na stawianiu czoła przeciwnościom. I uspakaja, że nie jest ani przemęczony, ani wypalony.

LIVERPOOL – PROBLEMY W OBRONIE

Najwięcej w tym sezonie obrywa się defensorom Liverpoolu. Z prostego powodu — bo obrońcy nie bronią. A błędy popełniają Trent Alexander Arnold, którego Klopp jeszcze nie tak dawno nazywał najlepszym prawym obrońcą na świecie, reprezentant Anglii Joe Gomez oraz Virgil Van Dijk, którego stawiano za wzór do naśladowania i uważano za przeszkodę nie do przejścia. Dziś zaś Holender, zamiast dowodzić kolegami, sam myli się na potęgę. I gdyby nie bramkarz Alisson, „The Reds”…, oj, chyba wolę nie kończyć tego zdania.

TĘSKNOTA ZA SADIO

Ale, czy druga linia i atak dają dobry przykład? No, też nie. Cieniem piłkarza z poprzednich sezonów jest Fabinho, w kratkę gra nastolatek Harvey Elliott, a James Milner i Jordan Henderson młodsi już nie będą. Z kolei Mo Salah, trzykrotny król strzelców Premier League, nigdy wcześniej w Liverpoolu, w tej fazie rozgrywek, nie miał tak skromnego bramkowego dorobku. Brakuje mu u boku Sadio Mane? Na pewno. A z Darwinem Nunezem jeszcze się bez słów Egipcjanin aż tak dobrze nie rozumie.

KONTUZJE TO NIE WYMÓWKA

Oczywiście długa lista kontuzjowanych piłkarzy pracy menedżerowi nie ułatwia, bo przecież trudno nie dostrzec, jakie wyrwy w zespole pozostawiała bądź do tej pory pozostawia nieobecność Joela Matipa, Ibrahimy Konate, Thiago Alcantary, Naby’ego Keity, Curtisa Jonesa, Luisa Diaza czy Diogo Joty. Ale przecież sam Klopp wielokrotnie podkreślał, że urazami piłkarzy nie zamierza tłumaczyć niepowodzeń drużyny.

HIT Z TOTTENHAMEM

Właśnie minęło siedem lat od rozpoczęcia pracy Kloppa na Anfield. Minęło, jak z bicza strzelił. W debiucie jego Liverpool bezbramkowo zremisował z Tottenhamem na White Hart Lane i właśnie w niedzielę (17.25, transmisja CANAL+Sport), w Londynie, ale już na nowym stadionie Kogutów, zmierzy się z nim o ligowe punkty. Wtedy podział punktów przyjął Klopp bez większego żalu, ale teraz liczy się dla niego wyłącznie zwycięstwo. I to nie tylko dlatego, że kilka dni temu został honorowym obywatelem Liverpoolu.

autor: Rafał Nahorny [CANAL+]

Udostępnij