“Służby specjalne” - film polskiego reżysera słynącego z bardzo specyficznej, kontrowersyjnej twórczości, z 2014 r. to bodaj jedna z jego najlepszych produkcji. To pierwszy od czasów “Pitbulla” równie doskonały film o tematyce kryminalnej w znanej konwencji. Fabuła koncentruje się wokół trójki bohaterów, elitarnych, świetnie wyszkolonych, “osieroconych” przez stary system po likwidacji WSI w 2006 r. agentów - wyrzuconą z ABW podporucznik Aleksandrę “Białko” Lach, byłego pułkownika SB oraz kapitana wracającego z Afganistanu, którzy zasilają nową jednostkę do zadań specjalnych. Kierowana przez byłego szefa WSI służba wywiadowcza w teorii mają posprzątać bałagan, w praktyce sieje jeszcze większy chaos, koniec końców orientując się, że sami nie wiedzą, czyje rozkazy tak naprawdę wykonują. A w świecie kłamstw nie ma miejsca na sentymenty i półśrodki...
Temat wzbudzający liczne kontrowersje nie przeszkodził Vedze ściągnąć do kin ponad 100-tysięczną widownię zaledwie w sam weekend otwarcia. Między innymi znakomita obsada sprawia, że film “Służby specjalne” ogląda się z zapartym tchem, a liczne aluzje polityczne tylko podsycają fascynację teoriami spiskowymi...
Już sam temat budzi ciekawość, by nie powiedzieć fascynację. Wszak każdy kraj ma swoich “hydraulików z Bostonu”, którzy de facto nim rządzą, to pewne. Dlaczego u nas miałoby być inaczej? Wszak na tym, że "czegoś nam nie mówią” opiera się przecież cały szpiegowski gatunek w kinematografii. Otóż Vega nie wie, ale zgaduje. Kreśli własną wizję wydarzeń, czyste political fiction. Powszechne kontrowersje wzbudzają aluzje do samobójstw Barbary Blidy i Andrzeja Leppera czy wojny w Afganistanie. Zresztą podobieństwo dużej liczby postaci do prawdziwych osób jest uderzające (ukłon dla charakteryzatorów), na tyle, że pewnie można by się o to procesować.
W filmie “Służby specjalne” Vega odżegnuje się jednak od tradycji gatunku, skupiając się na ukazaniu bez wątpienia ciekawiącego większość zwyczajnych ludzi, zamkniętego środowiska, ale i niejednowymiarowości poszczególnych bohaterów. Prawda jest taka, że choćby nie było w tym krztyny prawdy, właśnie tak to sobie wyobrażamy, tylko pewnie bez intrygi na aż taką skalę. Twarde kobiety, bezlitośni mężczyźni, niewyobrażalna władza, polityczne intrygi, rozkazy bez śladu na piśmie “wydawane z tylnego siedzenia”, podsłuchy, prowokacje, szantaże, wzajemne mycie rąk, gra pozorów non stop, wieczna paranoja, wyparte traumy - jak brzmi, tak wygląda. Do tego, by podkreślić tę niedostępność i hermetyczność, zawodowy żargon i sporo przeklinania (do czego zresztą Vega zdążył już dawno przyzwyczaić swoich widzów). Specyficzny język da się i bez podpowiedzi zrozumieć, a brzmi po prostu dobrze, lepiej (?). Do tego dochodzi niezwykła dbałość o detale w obrazowaniu działań operacyjnych agentów. Dostajemy chyba nawet trochę za dużo.
Ogromne wrażenie robią już same postaci, choć gdyby dopasować do nich innych aktorów, zapewne straciłyby na wyrazistości. Głównymi bohaterami jest troje elitarnych, świetnie wyszkolonych i doświadczonych agentów wywodzących się z rozwiązanych Wojskowych Służb Informacyjnych (WSI) – podporucznik Aleksandra Lach, płk. Marian Bońka i kpt. Janusz Cerat. To postaci fikcyjne, a żywsze niż wiele prawdziwych. W panującym polityczno-wojskowym chaosie dostają do wykonania konkretne (brudne) zadania, które pod pozorem nowych porządków de facto w kręgach władzy i wśród opinii publicznej mają wprowadzić jeszcze większy chaos...
Obsada to ogromna siła tego filmu, ale przecież Patryk Vega nigdy nie angażuje byle kogo. Wyraziste postaci bez wątpienia wykreowali wszyscy odtwórcy głównych ról. Począwszy od grającej rolę Aleksandry Lach, Olgi Bołądź, która dodaje obrazowi sporo kolorytu i mimo wszystko odrobinę go zmiękcza. Wywodząca się z kiepskiej rodziny, niepokorna, zbuntowana, a przy tym beznamiętna, dobrze wyszkolona maszyna do zadań specjalnych sprawia wrażenie jej alter ego, choć na co dzień znamy aktorkę w zupełnie innym wydaniu. Poprzez wcielającego się w postać płk. Mariana Bońki, Janusza Chabiora. Podstarzały, cyniczny wojskowy od najbrudniejszej roboty, którego w życiu chyba nic już nie zdziwi. Aktor sprawia, że bohatera, którym gardzisz, jednocześnie nie da się nie lubić. Na Wojciechu Zielińskim grającym kpt. Janusza Cerata, uczestnika rujnujących doszczętnie psychikę misji wojennych w Afganistanie skończywszy.
Każdy z tych bohaterów ma jednak swoje oblicze prywatne, mocno naznaczone przez to, czym się zajmują zawodowo. Nie zmienia to faktu, że jest to ta ludzka twarz “maszyn od brudnej roboty”. To ludzie, z którymi w innych okolicznościach mógłbyś się nawet zaprzyjaźnić przynajmniej, dopóki wiedzeni niezdrową podejrzliwością nie usunęliby Cię z tego świata.
Lach boryka się z przejmującą samotnością. Zjada ją również chęć dokonania zemsty na ojcu. Wykazuje wręcz paranoiczny (ale zrozumiały) brak zaufania do kogokolwiek, nie pozwalając nikomu zbliżyć się do siebie. A potrzeba bliskości aż krzyczy... Bońka walczy z rakiem trzustki, by doczekać chociaż ślubu córki. W tym celu poza lekarzami, ucieka się też do najwyższej instancji, szukając ratunku w Kościele, którym do tej pory gardził. Cerat z kolei w życiu rodzinnym desperacko szuka odskoczni od pracy i silnej kotwicy, która będzie jego moralnym kompasem. Gdy zapragnie spłodzić potomka, okazuje się, że cierpi na bezpłodność i sam pochodzący z domu dziecka będzie się o takie dziecko starał.
Bez nich nie byłoby tych postaci – wyrazistych, silnych, interesujących. Do tego dochodzą postaci gen. Romualda Światło (Wojciech Machnicki), przeora zakonu (Andrzej Grabowski), Rafuna (Eryk Lubos), właściciela korporacji medialnej (Jan Frycz) czy lekarki-onkolożki (Agata Kulesza). Każda z nich ma w sobie to coś, nawet postać żony Cerata, Joanny, wysoko postawionej pracownicy korporacji granej przez Kamilę Baar, którą baaardzo ciężko jest znieść. Każda zapada w pamięć, ba, każda z nich jest “lubialna”.
Swój urok mają nawet te drewniane monologo-dialogi, tak charakterystyczne dla twórczości reżysera. Gdyby nie grający drewno, genialni, zawodowi aktorzy, może trudno byłoby znieść drewnianych statystów i ich wypowiedzi. W tym układzie to perełki. Zresztą te monologi mają swój specyficzny rytm, do którego łatwo przywyknąć i który szybko da się zaakceptować. Paradoksalnie dodaje dynamiki, każe nadążać za fabułą, nie uronić ani słowa.
Nie od dziś wiadomo, że reżyser buduje swą siłę, bazując na taniej sensacji, kontrowersji. Jednak ten film to coś więcej. Oczywiście nie brakuje tu momentów obiektywnie kontrowersyjnych jak np. scena z córką, której ojciec-ginekolog usuwa spiralę lub wypowiedzi generała o swojej kubańskiej, “kupionej” towarzyszce. Pomimo odejścia na chwilę od brutalnej, szorstkiej, kryminalnej konwencji, Vega wraca do swoich korzeni, udowadniając, że fikcja – tak, ale nie jedynie tania rozrywka mu w głowie.
Bluzgi, dynamiczny montaż, przerysowane postaci i sytuacje, napięcie, suspens, specyficzny rodzaj humoru - to przecież kwintesencja jego twórczości. Aż chce się nieobiektywnie zapytać “To po co to oglądasz?”... A jeśli to pierwszy jego film, z jakim masz do czynienia i tak dobrze wybrałeś/aś ;)
Trzeba też obiektywnie przyznać, że towarzysząca obrazowi muzyczna oprawa autorstwa Łukasza Targosza, znanego zarówno z produkcji kryminalnych (“Świadek koronny”, “Wataha”, “Pakt”, “Pitbull”), jak i lżejszych filmowo-serialowych klimatów (“39 i pół”, “Kochaj i tańcz”, “Listy do M.”, “Prawo Agaty”), jest doskonała.
To, czym z pewnością Vega tym razem zaskakuje, to sama konstrukcja opowieści. Nie jest to kino szpiegowskie sensu stricte. Nie jesteśmy świadkami choćby pogoni za agentem lub jego walki o to, by nie zostać zdekonspirowanym. Otrzymujemy raczej poszczególne partycje większej strategii - epizodyczne sceny obrazujące działania operacyjne służb. I jest to konwencja oryginalna, ciekawa, choć oczywiście można by się przyczepić na siłę do braku spójności. Trzeba pochwalić też Vegę za to, że zmieściła się tu jeszcze masa absurdalnych scen z polskiej rzeczywistości jak choćby przeboje zwykłego człowieka z NFZ-em czy rasowe uprzedzenia.
Wyszedł z tego film, który opiera się próbom przypisania go do konkretnej opcji politycznej, na czym zapewne twórcom zależało. To miał być film dla mainstreamu i ten cel został zrealizowany. A jeśli ktoś szuka w nim drugiego dna, bardzo ciężko znaleźć przekonujące do tego argumenty. Wrócił klimat “Pitbulla”, gołym okiem widać inspirację “Psami”, a to wszystko jak zwykle podlane sosem z humoru Tarantino. Summa summarum dostajemy starego, dobrego, rasowego Vegę - mocne, intensywne, efektowne, a zarazem szalenie niepokojące sensacyjne kino, tak zręcznie żonglujące ekranowym realizmem, że choć wszyscy wiemy, że to czyste political fiction, Vedze naprawdę nietrudno uwierzyć... I w tym zapewne tkwi sekret tej produkcji.
Cały film "Służby specjalne" możesz teraz obejrzeć w serwisie CANAL+ online.
Za scenariusz i reżyserię odpowiada Patryk Vega. Zdjęcia wykonał Mirosław Brożek. Muzykę stworzył Luka. Producentami filmu są: Waldemar Dziki oraz Dorota i Tomasz Kurzewscy. Produkcją zawiadywał Dziki Film i ATM. Za dystrybucję odpowiada Studio Interfilm. W obsadzie znaleźli się m.in.: Olga Bołądź, Wojciech Zieliński, Janusz Chabior, Wojciech Machnicki, Andrzej Grabowski, Eryk Lubos, Kamila Baar, Beata Kawska i Agata Kulesza.
Oglądaj w CANAL+ online: “Służby specjalne”
Mogą Cię zainteresować najlepsze filmy z Januszem Chabiorem
Poznaj najlepsze filmy Patryka Vegi
Przeczytaj o serii filmów i serialu “Pitbull”
Sprawdź TOP filmów z Erykiem Lubosem
Mogą Ci się spodobać najlepsze filmy z Agatą Kuleszą