Gaspar Noé urodził się w 1963 roku. Być może to zbyt prostolinijne otwarcie tekstu o reżyserze, który tworzy wbrew ustalonym konwencjom i którego najsłynniejszy film opowiedziany jest od tyłu. Ale informacja ta pozwala zrozumieć, na jakim egzystencjalnym etapie znajduje się obecnie francusko-argentyński artysta. I jest to również informacja, którą on sam decyduje się otworzyć swoje najnowsze dzieło, „Vortex”. W czołówce nazwiskom aktorów i reżysera towarzyszą daty ich urodzin. Zapowiada to tematykę filmu, opowiadającego o upływie czasu, starości i chorobach – a także, koniec końców, o śmierci.
Noé urodził się w 1963 roku, a w roku 1998 premierę miał jego debiutancki pełny metraż, „Sam przeciw wszystkim”. Bohaterem filmu jest mizantropijny ekswięzień, który odczuwa kazirodcze pożądanie wobec własnej córki; słowem: typ spod najciemniejsze gwiazdy. Podczas seansu widzowie nie tylko muszą towarzyszyć mu w jego podłej codzienności, ale i tkwić wewnątrz jego głowy. Ścieżkę dźwiękową wypełnia kakofonia nienawistnego strumienia świadomości, brzmiącego jak tyrady Travisa Bickle’a z „Taksówkarza” przepisane przez Louisa-Ferdinanda Céline’a.
W debiucie Noé zaanonsował się jako prowokator lubiący eksperymentować z filmową formą, a w trakcie dalszej kariery poszedł za – nomen omen – ciosem. „Nieodwracalne” jest bezlitośnie dosadną historią gwałtu i zemsty, a raczej zemsty i gwałtu, gdyż ekranowe wydarzenia pokazane są w odwrotnym chronologicznym porządku. „Wkraczając w pustkę” to halucynacyjna odyseja przez upadłe Tokio, układająca się w neonowy kalejdoskop dekadencji. W melodramacie „Love” główną atrakcją są niesymulowane sceny erotyczne, które nakręcono w trójwymiarze, używanym zazwyczaj w wysokobudżetowych widowiskach. Z kolei „Climax”, thriller o drastycznej w skutkach imprezie, przynosi kompilację ulubionych wątków i chwytów reżysera.
Oglądaj inne filmy Noégo:
„Nieodwracalne”
„Lux Aeterna”
Noé nigdy nie osiągnął wielkiego sukcesu, a przynajmniej nie wedle branżowych standardów – nie zdobył prestiżowej nagrody ani nie rozbił box office’u. Za to zyskał status twórcy jaskrawo wyrazistego, specjalisty od kontrowersji. Kogoś, kogo kocha się albo nienawidzi, a jeśli kocha, to fanatycznie. Stał się reżyserem kultowym. Szczególnie duże grono fanów ma – co zaskakujące lub wręcz przeciwnie – w Polsce, kraju, którego kino nie słynie raczej z ekscesów. Jego kolejne filmy są gwoździem programu festiwalu Nowe Horyzonty, a on sam bywa nad Wisłą regularnym gościem. Z okazji premiery „Climaksu” pojawił się nawet w Warszawie na zorganizowanej przez dystrybutora tematycznej dyskotece. Ponadto do jego twórczości nawiązują rodzimi raperzy, Koza czy duet PRO8L3M.
„Climax” – ten tytuł okazał się proroczy. Film był punktem przesilenia, po którym rozpoczął się nowy etap. Niedługo po premierze Noé, wciąż młody duchem, ale wiekiem zbliżający się do sześćdziesiątki, przeżył udar mózgu. Wyszedłszy ze szpitala, kontynuował rekonwalescencję w domu, gdzie codziennie – piękny kinofilski akcent – oglądał wysmakowane filmy Kenjiego Mizoguchiego. Rezultat tego granicznego przeżycia był następujący: Noé uspokoił się jako człowiek, do niedawna prowadzący hedonistyczne życie, i jako artysta.
Świadectwo tej zmiany stanowi „Vortex”. Ruchliwa kamera Noégo nie zagląda tym razem do zakazanych klubów nocnych, tylko krąży po mieszkaniu, gdzie żyje starsze małżeństwo, odgrywane przez francuską aktorkę Françoise Lebrun oraz włoskiego reżysera horrorów Dario Argento. Wokół nich piętrzy się narosła przez dekady graciarnia, jednocześnie swojska i przytłaczająca. Można odnieść wrażenie, że ich życie osiągnęło masę krytyczną – i w gruncie rzeczy właśnie tak jest. Ona cierpi na demencję, on też nie jest w najlepszej formie. Oboje nieubłaganie zbliżają się do finalnej linii, a reżyser przygląda się temu z cierpliwością dokumentalisty.
Noé złagodniał, lecz wciąż jest filmowy radykałem. „Vortex” to kolejny eksperyment w jego dorobku. Większość akcji oglądamy na podzielonym ekranie, a każda z połówek poświęcona jest jednemu z bohaterów, funkcjonujących w zazębiających się, lecz oddzielnych światach. Ponadto Noé dalej opowiada się za skrajnie pesymistyczną filozofią, którą w finale „Nieodwracalnego” podsumował pulsującym napisem „Czas niszczy wszystko”. Czas rzeczywiście jest niszczycielską siłą, czego dowodzą losy starego, schorowanego małżeństwa, skazanego na wymazanie razem ze swoim dobytkiem.
„Vortex” jest tak ponury, że paradoksalnie krzepiący, podobnie jak paradoksalnie krzepiące są rozpaczliwe bon moty Emila Ciorana. Właśnie tak to wygląda, kochani, zdaje się mówić Noé, spiralą w dół, na samo dno wiru. Krok po kroku, od pewnego momentu coraz szybciej i szybciej. Nic z tym nie zrobicie. Możecie tylko żyć dalej. Żyć, a potem umrzeć.
autor: Piotr Mirski, Canal+
Przeczytaj o innych listopadowych premierach CANAL+ online.
„Vortex” będzie pokazywany w ramach listopadowego cyklu „Kino mówi”. Przeczytaj więcej o cyklu.
Przeczytaj o innych filmach idealnych na jesienne wieczory.