Śląsk Wrocław skorzystał z potknięć konkurentów z czołówki. Coraz ciekawiej robi się na dole tabeli. Co przyniosła 15. kolejka Ekstraklasy?
Choć Pogoń Szczecin i Raków Częstochowa w podobnym momencie dołączyły do ścisłej czołówki Ekstraklasy i zaczęły się bić o miejsca na podium, ich bezpośrednie starcia przebiegały zwykle dość jednostronnie. Portowcy przegrali dotąd wszystkie spotkania na własnym stadionie z rywalem spod Jasnej Góry, odkąd ten w 2019 roku po latach niebytu wrócił do Ekstraklasy. Teraz tę fatalną serię udało się przerwać, choć zawodnicy Jensa Gustafssona i tak mogą odczuwać niedosyt. Przed przerwą stwarzali lepsze sytuacje, lecz nie byli w stanie pokonać świetnie dysponowanego Vladana Kovacevicia. W drugiej połowie niespodziewanie stracili gola, ale zdołali odrobić straty i zremisować w hitowym spotkaniu.
Szlagierowe mecze Ekstraklasy w ostatnim czasie stanowiły zwykle świetne widowiska. Niestety, niedzielne starcie w Warszawie było powrotem do okresu, w którym z dużej chmury spadał częściej mały deszcz. Przy Łazienkowskiej było dużo walki, fauli i pojedynków, ale niewiele sytuacji pod obiema bramkami. Przed przerwą bliżej strzelenia gola byli gospodarze, w drugiej połowie zaś mecz się wyrównał. Ostatecznie jedni i drudzy zadowolili się bezbramkowym remisem. Z perspektywy Legii pozytywem jest, że po serii meczów z mnóstwem traconych bramek udało się rozegrać czwarte spotkanie z rzędu z czystym kontem.
Niespodziewanie najwięcej emocji i zwrotów akcji w tej kolejce dostarczył mecz ŁKS-u z Piastem Gliwice. Długo zanosiło się w Łodzi na kolejną klęskę gospodarzy, bo gliwiczanie prowadzili już trzema bramkami, niepodzielnie dominując na boisku. Wszystko zmieniło się w doliczonym czasie gry pierwszej połowy, gdy czerwoną kartkę obejrzał Alexandros Katranis, obrońca gości, a gospodarze otrzymali rzut karny. Grając w przewadze, zawodnicy Piotra Stokowca zdołali odrobić dwie bramki straty i wyrwali punkt w meczu, który wydawał się przegrany. Piast natomiast kontynuuje nieprawdopodobną passę remisów.
Co tydzień Śląsk Wrocław wygrywa w coraz to bardziej niewiarygodnych okolicznościach. W poprzedniej kolejce pokonał ŁKS strzałem w ostatniej akcji meczu. Tym razem wygrał na wyjeździe z Pasami, choć jednobramkowego prowadzenia musiał bronić najpierw w dziesiątkę, a później w dziewiątkę. Pasy oddały 26 strzałów, jednak ani jeden nie zdołał pokonać Rafała Leszczyńskiego. Lider bronił się heroicznie i dopiął swego. Dzięki temu umocnił się na prowadzeniu, korzystając z tego, że Jagiellonia, Pogoń, Raków, Legia i Lech w tej kolejce tylko zremisowały. Nie dość, że kolejną przerwę na kadrę wrocławianie spędzają na pierwszym miejscu, to mają już trzy punkty przewagi nad ekipą z Białegostoku.
To była niezła kolejka dla beniaminków, bo żaden z nich nie przegrał. Po raz pierwszy od ponad dwóch miesięcy w Ekstraklasie doszło nawet do zwycięstwa jednego z zespołów zamykających tabelę. Puszcza Niepołomice na rozpoczęcie tej serii gier pokonała Wartę Poznań, w swoim stylu strzelając dwa gole po rzutach rożnych. Dla graczy Tomasza Tułacza to pierwsze w historii wyjazdowe zwycięstwo w Ekstraklasie. Dzięki niemu niepołomiczanie podłączyli się do walki o utrzymanie, do bezpiecznej strefy tracąc już tylko dwa punkty. Dawid Szulczek, który przyznawał kiedyś w wywiadach, że w przeszłości inspirował się tym, jak Puszcza wykonuje stałe fragmenty gry, odebrał solidną lekcję od ich profesora.
AUTOR: MICHAŁ TRELA (CANAL+SPORT)