To był weekend obfitujący w ważne gole strzelane w bardzo późnych fazach spotkań. Nie zabrakło niespodzianek. Zapraszamy na podsumowanie tego, co przyniosła 5. kolejka Ekstraklasy.
Bezlitośni są w ostatnim czasie wrocławianie dla piłkarzy Lecha Poznań. Zespół, który w zeszłym sezonie dramatycznie walczył o utrzymanie, wygrał wszystkie trzy spotkania z ćwierćfinalistą Ligi Konferencji Europy. Nie dość, że dwa razy ograł go w lidze, to jeszcze wyrzucił z Pucharu Polski. Porażka we Wrocławiu była jedyną w całym sezonie ligowym, doznaną przez Lecha na wyjazdach. W nowych rozgrywkach nic się pod tym względem nie zmieniło. Śląsk przeciwko Kolejorzowi odniósł pierwsze zwycięstwo w sezonie. Zawodnicy Johna Van Den Broma po odpadnięciu z europejskich pucharów musieli przetrawić kolejne niepowodzenie. Spotkanie było koncertem Erika Exposito. Kapitan wrocławian strzelił dwa gole i zaliczył asystę.
Wydawało się, że po honorowym pożegnaniu z Europą i zwycięstwie w rewanżu z KAA Gent Pogoń Szczecin wraca na dobre tory. Beniaminek znów podał to jednak w wątpliwość. ŁKS do samego końca walczył u siebie o ogranie czołowej drużyny poprzedniego sezonu i w końcu dopiął swego. W ostatniej akcji meczu cudownym trafieniem w samo okienko popisał się Engjell Hoti i wysiłki graczy Kazimierza Moskala zostały nagrodzone. Łodzianie drugi raz z rzędu wygrali u siebie po golu w samej końcówce doliczonego czasu. A Pogoń drugi raz z rzędu przegrała mecz następujący po pucharowej potyczce. Więcej tego typu sytuacji już jednak nie będzie. Portowcy mogą się skupić wyłącznie na rozgrywkach krajowych.
Po rozczarowującym powrocie na własny stadion, gdy Radomiak uległ Cracovii, tym razem zawodnicy Constantina Galki zgotowali kibicom sporo pozytywnych emocji. W meczu z Wartą strzelanie rozpoczęli już w 3. minucie meczu po fantastycznym strzale Christosa Donisa z dystansu. Na wyrównanie przez gości z rzutu karnego potrafili odpowiedzieć błyskawicznie. A gdy poznaniacy drugi raz wyrównali, Radomiak nie ustawał w atakach, by strzelić kolejnego gola. I w końcu dopiął swego, wpychając piłkę do siatki w ostatniej akcji meczu. Radomiak potwierdził tym samym dobrą formę na początku rozgrywek.
Wicemistrzom Polski dobrze wychodzi na razie łączenie ligi z pucharami, choć mocno ułatwia to dość wdzięczny terminarz. Po starciach z trzema beniaminkami, w których wywalczyli siedem punktów, tym razem graczom Kosty Runjaicia przyszło zagrać z Koroną. Kielczanie w pierwszych trzech spotkaniach zdobyli tylko punkt. Na domiar złego w tygodniu poprzedzającym mecz stracili Jakuba Łukowskiego, najlepszego strzelca z poprzedniego sezonu, który zerwał więzadła krzyżowe. Na Łazienkowskiej długo wszystko odbywało się po myśli gospodarzy, którzy prowadzili po trafieniu najlepszego na boisku Makany Baku. Po czerwonej kartce dla Artura Jędrzejczyka zrobiło się jednak nerwowo. Korona mogła mieć nawet rzut karny, ale po interwencji VAR-u w sytuacji poprzedzającej faul w szesnastce dopatrzono się minimalnego spalonego. Legia dowiozła korzystny wynik do końca i pozostaje liderem. Kielczanie są zaś jedynym zespołem, który w tym sezonie jeszcze nie wygrał.
Kolejka, w której tak wiele ciekawego działo się w ostatnich minutach meczów, zasługiwała na takie zwieńczenie, jakie przyniosła rywalizacja Cracovii z Piastem Gliwice. Mimo przewagi gości, to gospodarze schodzili na przerwę z prowadzeniem uzyskanym po dobrej akcji Patryka Makucha z Benjaminem Kaellmanem. W drugiej połowie ataki gliwiczan nie ustawały, ale świetnie w bramce Pasów spisywał się Sebastian Madejski. Gdy już wydawało się, że bramkarz krakowian ponownie zostanie bohaterem, w polu karnym trafiony przedramieniem w twarz został Ariel Mosór. Jedenastkę po raz trzeci w sezonie pewnie wykorzystał Patryk Dziczek. Obie drużyny potwierdziły jednak, że trzeba je w tych rozgrywkach traktować bardzo poważnie.
AUTOR: MICHAŁ TRELA (CANAL+SPORT)