Od 2016 roku kibice zdążyli się już nauczyć, co to jest VAR i jakie są zasady jego użycia. Co można jednak zrobić, by wideoweryfikacja w piłce nożnej działała lepiej?
Choć system wideoweryfikacji w piłce nożnej działa od 2016 roku, wciąż budzi liczne kontrowersje. Niepoprawni optymiści sądzili, że po jego wprowadzeniu znikną gorące polemiki i dyskusje, a sędziowscy eksperci stracą pracę. Tymczasem jest zupełnie odwrotnie.
Polaków śmiało można nazwać pionierami wideoweryfikacji. W Ekstraklasie VAR zadebiutował w lipcu 2017 roku, zaledwie kilka tygodni po światowej premierze w meczu o stawkę, która miała miejsce w Australii w meczu Melbourne City — Adelaide United. Po fazie testów w kolejnym sezonie Ekstraklasy oswajaliśmy się z charakterystycznym gestem „telewizorka” pokazywanym przez sędziów. Najpierw na jednym, potem trzech, pięciu i w końcu, od października 2017 roku, na każdym meczu Ekstraklasy.
Początki nie były łatwe i szybko przekonaliśmy się, jak liczne jest grono sceptyków. Pierwsza decyzja podjęta po konsultacji z VAR zabrała gola Cracovii w meczu z Lechią Gdańsk. To wówczas Krzysztof Piątek mówił przed naszymi kamerami, że „VAR zabija futbol”. Takie głosy wracały, ale w końcu nawet najbardziej oporni dostrzegli oczywiste zalety wideoweryfikacji. Przez wiele lat pozwoliła uniknąć licznych błędów wypaczających wyniki meczów.
Na początku problemem była niewiedza. Wielu kibiców, a także piłkarzy i trenerów nie wiedziało, w jakich sytuacjach można korzystać z VAR. Nawet teraz zdarza się, że zawodnik po otrzymaniu drugiej żółtej kartki sugeruje sędziemu, by obejrzał zdarzenie na monitorze. Oczywiście nie może tego zrobić, bo protokół wyznacza konkretne sytuacje, w których można skorzystać z technologii:
- analiza akcji zakończonej bramką (od momentu wznowienia gry lub przejęcia piłki przez zespół atakujący)
- sprawdzanie sytuacji dotyczącej rzutu karnego (podyktowanie lub jego brak)
- analiza bezpośredniego wykluczenia z gry
- błędna identyfikacja - w sytuacji, gdy żółta lub czerwona kartka została pokazana niewłaściwemu piłkarzowi.
Opanowanie tej wiedzy to dopiero początek. Schody zaczynają się później, gdy czytamy, że VAR może wspomagać sędziego na boisku tylko w przypadku „jednoznacznego i oczywistego błędu” lub gdy pominięto ważne zdarzenie. Ta pierwsza fraza sprawia wiele problemów interpretacyjnych. Część środowiska sędziowskiego jest za tym, by weryfikować każdą ważną sytuację, by sędzia miał okazję upewnić się, czy podjął słuszną decyzję. Inni są zdania, że skoro dobrze ustawiony arbiter podjął decyzję na boisku (np. o braku rzutu karnego), to jeśli sytuacja nie jest jednoznaczna — a rzadko kiedy takie są – to VAR nie powinien interweniować.
Ścieranie się dwóch stanowisk wywołuje w kibicach dysonans poznawczy. Raz słyszymy tłumaczenie w stylu „to nie był oczywisty błąd”, innym razem jedną kontrowersyjną decyzję z pomocą wideoweryfikacji zamienia się w inną kontrowersję. Z rozmów z sędziami wynika, że najważniejsze jest podejmowanie logicznych decyzji, które są zrozumiałe i akceptowane. Żaden z nich nie chce stać przed monitorem przy presji trybun i zastanawiać się, czy minimalny kontakt pokazany w zwolnionym tempie kwalifikuje się do podyktowania karnego. Jeśli nie ma oczywistych dowodów na pomyłkę, najlepiej utrzymać decyzję z boiska.
Jednym z głośniejszych przypadków bezduszności systemu była sytuacja z meczu Piast-Legia, gdy Damian Sylwestrzak pokazał drugą żółtą kartkę Josue. Zrobił to w sytuacji, gdy piłkarz Legii nie faulował, a był faulowany. Po obejrzeniu powtórek wszyscy wiedzieli już, że sędzia się pomylił, ale protokół VAR nie dawał mu możliwości zmiany decyzji.
- Zawodnik Legii nie powinien zostać wykluczony w konsekwencji drugiej żółtej kartki. Powiedziałem piłkarzom Legii, że popełniłem błąd. Niestety nic więcej w tej sytuacji nie dało się zrobić. Wszyscy jesteśmy ludźmi. Najbardziej boli to, kiedy mylimy się i to ma wpływ na mecz. W tej sytuacji nie było miejsca dla VAR-u, który mógłby skorygować decyzję, bo decyzja dotyczyła drugiej żółtej kartki, nie czerwonej – tłumaczył w magazynie Liga+ extra Damian Sylwestrzak.
Zdecydowanie więcej jest przykładów, gdy VAR pomaga sędziom w podjęciu słusznej decyzji. Jego stosowanie jest jednak przedmiotem analiz i niewykluczone, że czekają nas zmiany. Najbardziej logiczne byłoby rozszerzenie protokołu o możliwość sprawdzenia decyzji o drugiej żółtej kartce. Skutkuje ona wykluczeniem, więc ma duży ciężar gatunkowy. Na drugiej szali leży argument o licznych przerwach i wydłużających się meczach, a jedną z przyczyn jest duża liczba wideoweryfikacji. Skrócenie czasu decyzji, ustalenie spójnej strategii działania i edukacja środowiska – to największe wyzwania, które przekonają do tej technologii ostatnich niedowiarków.
AUTOR: KRZYSZTOF MARCINIAK (CANAL+SPORT)