Śląsk, zamiast gonić bezpieczną strefę, powiększył do niej stratę. Lech umocnił się na szczycie. Oto skróty meczów 19. kolejki Ekstraklasy.
Pierwsza wiosenna kolejka miała pokazać, czy wicemistrz Polski jest jeszcze w stanie podnieść się po fatalnej rundzie jesiennej. Pierwsza weryfikacja była jednak negatywna. W debiucie Antego Simundży, nowego trenera, wrocławianie ulegli na własnym boisku Piastowi. Gliwiczanie zwiększyli tym samym dystans nad strefą spadkową, wygrywając na wyjeździe po raz drugi w sezonie. Śląsk pozostaje natomiast z tylko jednym zwycięstwem w dziewiętnastu meczach. Tak punktując, nie może nawet myśleć o pozostaniu w lidze. Zwłaszcza że wszystkie drużyny będące bezpośrednio nad nim w tej kolejce zapunktowały. W tej chwili do wyjścia ze strefy spadkowej brakuje im już dziewięciu punktów.
W zgoła odmiennych nastrojach są piłkarze z przeciwnego bieguna tabeli. Lech w obecności 30 tysięcy widzów rozbił na własnym stadionie Widzew, potwierdzając mistrzowskie aspiracje. Popisową partię w piątkowy wieczór rozegrał szczególnie Afonso Sousa. Portugalski pomocnik Kolejorza najpierw trafił do siatki po ładnym indywidualnym rajdzie, a następnie pokonał Rafała Gikiewicza bombą zza pola karnego. Łodzian stać było tylko na korektę wyniku za sprawą Samuela Kozlovsky’ego. Dzięki temu zwycięstwu gracze Nielsa Frederiksena zwiększyli do trzech punktów dystans nad drugą w tabeli Jagiellonią.
Białostoczanie też zakończyli pierwszy ekstraklasowy weekend 2025 roku w szampańskich nastrojach. Obrońcy tytułu zaprezentowali swoim kibicom formę godną mistrzów. Już po dziesięciu minutach prowadzili z Radomiakiem 3:0, a pięciobramkową wygraną zapewnili sobie jeszcze przed przerwą. Kolejne dwa gole w Ekstraklasie dołożył Jesus Imaz, który nieuchronnie zbliża się do bariery stu trafień w polskiej lidze. Może złamać jako drugi obcokrajowiec w dziejach. To był koszmarny debiut Joao Henriquesa w roli nowego trenera Radomiaka. Jego drużyna zaprezentowała się fatalnie i ma już tylko punkt przewagi nad strefą spadkową. Jagiellonia z kolei podskoczyła na pozycję wicelidera.
Z potknięcia Rakowa w Krakowie (0:0) nie zdołała natomiast skorzystać Legia Warszawa, która wciąż myśli o tytule mistrzowskim, ale na razie musi się martwić pogonią za podium. Zawodnicy Goncalo Feio wpadli w niespodziewane tarapaty, grając na własnym stadionie z jedną z najsłabszych drużyn ligi. Najpierw stracili gola po prostym błędzie w rozegraniu przed własnym polem karnym. Chwilę później z boiska wyleciał z czerwoną kartką Ryoya Morishita. Legii mimo to udało się doprowadzić do wyrównania, ale idealną szansę na prowadzenie zmarnował Rafał Augustyniak, który nie wykorzystał rzutu karnego. To sprawiło, że faworyt dopisał tylko jeden punkt, zwiększając stratę do lidera do aż ośmiu.
Ważny mecz dla układu dolnej części tabeli odbył się w piątkowy wieczór w Katowicach. GKS, w razie porażki ze Stalą Mielec, wmieszałby się całkiem mocno w walkę o utrzymanie. Beniaminkowi udało się jednak tego uniknąć. Zawodnicy Rafała Góraka wygrali skromnie po trafieniu Marcina Wasielewskiego. Choć gospodarze przez większość meczu sprawiali lepsze wrażenie, goście stworzyli sobie wystarczająco wiele sytuacji, by móc myśleć przynajmniej o remisie. Żadnej z nich nie byli jednak w stanie wykorzystać. To sprawiło, że GieKSa pewniej usadowiła się w środku tabeli. Mielczanie natomiast pozwolili Puszczy Niepołomice i Koronie Kielce zrównać się ze sobą punktami. Przed zawodnikami Janusza Niedźwiedzia miesiące trudnej walki o pozostanie w lidze.
Twój komentarz pozostanie anonimowy i tylko do wiadomości Redakcji CANAL+ Blog. Komentując akceptujesz regulamin.