Zwycięstwo z Widzewem dało Górnikowi pierwsze miejsce. Po hicie znów jest głośno o sędziach. Oto skróty meczów 9. kolejki Ekstraklasy.
W lecie sporo mówiło się o rosnących ambicjach Górnika i Widzewa, które mają chrapkę na skorzystanie z poszerzonej od tego sezonu puli miejsc pucharowych. To jednak łodzianie inwestowali w kadrę większe pieniądze i ściągali większość zainteresowania. Na boisku natomiast lepiej prezentował się dotąd Górnik, który w razie wygranej miał szansę zakończyć kolejkę jako lider. Po emocjonującym meczu, w którym zabrzanie trzy razy wychodzili na prowadzenie, faktycznie do tego doszło. Na trafienia Jarosława Kubickiego i Sondre Lisetha gracze Patryka Czubaka dawali jeszcze radę odpowiedzieć, ale bramka Ousmane'a Sowa okazała się decydująca. Widzew wciąż czeka zatem na pierwsze w tym sezonie punkty przywiezione z delegacji.
Spotkanie z Lechią Gdańsk było dla Pogoni Szczecin pierwszym po zwolnieniu trenera Roberta Kolendowicza. Władzom klubu nie udało się jeszcze znaleźć nowego, docelowego rozwiązania. Za drużynę odpowiadał więc w niedzielę Tomasz Grzegorczyk, pracujący dotąd w sztabie szkoleniowym jako asystent. Początkowo wydawało się, że jego ekstraklasowy debiut wypadnie udanie, bo gospodarze prowadzili, a fantastycznym trafieniem popisał się Rajmund Molnar. Po przerwie doszli jednak do głosu goście. Rzutu karnego nie wykorzystał wprawdzie Rifet Kapić, ale i tak nie przeszkodziło im to w zdobyciu trzech bramek i odwróceniu losów spotkania. Lechia wygrała trzeci raz w czterech ostatnich meczach i wydźwignęła się z ostatniego miejsca.
Starcie Rakowa Częstochowa z Legią Warszawa, zapowiadane jako wielki hit kolejki, tym razem zawiodło. Żadna z drużyn nie może kończyć spotkania usatysfakcjonowana. Legia prowadziła pod Jasną Górą, ale nie wyglądała na zespół, który za wszelką cenę chcę wykorzystać kryzys wicemistrzów Polski. Częstochowianie mogą się pocieszać, że uniknęli porażki z silnym rywalem, ale nadal nie pokazali poziomu, jaki się od nich oczekuje. Co gorsze, słabe spotkanie zostało przyćmione wielką sędziowską kontrowersją, jaką było podyktowanie rzutu karnego dla Rakowa przez Jarosława Przybyła. Ivi Lopez wykorzystał jedenastkę, więc sytuacja miała gigantyczny wpływ na wynik meczu.
Przez pierwsze pół godziny rozpoczynającego kolejkę meczu w Katowicach wydawało się, że GKS po raz kolejny pokaże na własnym stadionie siłę. Zawodnicy Rafała Góraka bardzo agresywnie atakowali faworyta z Krakowa, sprawiając, że Pasy miały problem, by wyjść z piłką za połowę. Gdy jednak w końcu to zrobili, błyskawicznie strzelili dwa gole. Najpierw Mateusz Klich wypuścił w bój Filipa Stojilkovicia, co skończyło się samobójem Alana Czerwińskiego, później po rzucie rożnym trafił do siatki Gustav Henriksson. A gdy jeszcze na początku drugiej połowy fantastyczną dwójkową akcją popisali się Klich ze Stojilkoviciem, mecz został zamknięty. GKS może i miał pomysł na mecz, ale Cracovia miała indywidualności, które pozwoliły jej wybrnąć z tarapatów i objąć pozycję lidera.
Z kwartetu pucharowiczów niespodziewanie to Jagiellonia Białystok, która przeszła w lecie wielką rewolucję personalną i na starcie dostała tęgie lanie od beniaminka z Niecieczy, wygląda najstabilniej. Gracze Adriana Siemieńca w piątek jako pierwsi w tym sezonie zdołali wygrać w Płocku. Mecz nie był wielki, ale Jagiellonia jest już na tyle dojrzałą drużyną, że potrafi takie spotkania „przepychać”. Decydujące trafienie zanotował Afimico Pululu. Dla płocczan oznaczało to drugą porażkę z rzędu i opuszczenie pozycji lidera. „Jaga”, jeśli zdoła wygrać dwa zaległe mecze, będzie samodzielnie prowadzić w lidze.
Twój komentarz pozostanie anonimowy i tylko do wiadomości Redakcji CANAL+ Blog. Komentując akceptujesz regulamin.