Wicelider rozbił mistrzów Polski, a beniaminek z Niepołomic wyskoczył nad strefę spadkową. Oto skróty meczów 18. kolejki Ekstraklasy.
Jeszcze kilka tygodni temu cała piłkarska Polska liczyła beniaminkom mecze bez zwycięstwa, obawiając się, że w tym sezonie walka o utrzymanie w lidze nie dostarczy żadnych emocji. Puszcza Niepołomice niespodziewanie zaczęła jednak seryjnie wygrywać. Spotkanie z Widzewem było już trzecim z rzędu wygranym przez zawodników Tomasza Tułacza. To aktualnie najdłuższa tego typu seria w lidze. Na zakończenie 19. kolejki niepołomiczanie ograli Widzew Łódź i po raz pierwszy od dwóch miesięcy opuścili strefę spadkową, wciągając do niej Cracovię, której stadion wynajmują. Po tym, jak Puszcza w poprzednim sezonie zatrzymała Wisłę Kraków w drodze do Ekstraklasy, teraz może uprzykrzyć życie kolejnemu sąsiadowi.
Niewiele jednak brakowało, by Cracovia w tej kolejce odskoczyła od strefy spadkowej i wreszcie się przełamała. Na ligowe zwycięstwo gracze Jacka Zielińskiego czekają już od końca września. U siebie ostatni raz wygrali jeszcze dawniej, bo w pierwszej połowie sierpnia. Tym razem wszystko układało się jednak dla Pasów korzystnie, bo pięknego i wyczekiwanego gola strzelił Benjamin Kallman, a z rzutu karnego poprawił Karol Knap. Stal wróciła jednak do meczu w ciągu kilkudziesięciu sekund. Przy obu trafieniach decydujący wpływ miał rezerwowy Kai Meriluoto, który najpierw strzelił kontaktowego gola, a później asystował przy wyrównującym Krystiana Getingera. Krakowianie znów musieli więc walczyć z rozczarowaniem, a mielczanie udowodnili, że potrafią odrabiać straty.
Bezapelacyjnym hitem kolejki i jednym z najciekawszych meczów całej jesieni było starcie w Białymstoku, gdzie gospodarze rozbili mistrzów Polski 4:2. Zawodnicy Adriana Siemieńca rozegrali znakomite zawody. Strzelili uczestnikom Ligi Europy cztery gole, a mogli jeszcze kilka kolejnych. Świetnie spisał się Jose Naranjo, który strzelił pierwsze dwa gole, jeszcze lepiej Nene, który do dwóch trafień zaliczył asystę. A przy większości dobrych akcji maczał palce Afimico Pululu. Białostoczanie wykorzystali potknięcie Śląska Wrocław i zbliżyli się do niego na ledwie jeden punkt. Przy korzystnym układzie spotkań w ostatniej kolejce w tym roku, Jagiellonia ma szansę przezimować w fotelu lidera. Kto by się tego spodziewał jeszcze w lipcu, gdy Raków na inaugurację sezonu zmiażdżył białostoczan, wrzucając im trzy gole?
W kolejce, w której aż sześć meczów zakończyło się remisami, serię spotkań bez rozstrzygnięcia przerwali wreszcie absolutni królowie remisów, czyli piłkarze Piasta Gliwice. Rywalizacja z Lechem Poznań nie była dla nich łatwa, bo musieli sobie radzić bez lidera obrony Jakuba Czerwińskiego, a w trakcie spotkania murawę musiał opuścić Ariel Mosór, drugi z etatowych stoperów. Gracze Aleksandara Vukovicia i tak zdołali jednak odeprzeć wszystkie ataki Lecha, a sami skorzystali z nierozwagi Mikaela Ishaka we własnym polu karnym, który sprokurował jedenastkę. Pewnie wykorzystał ją Patryk Dziczek, dzięki czemu gliwiczanie drugi raz w historii wygrali przy Bułgarskiej. Lech z kolei poniósł drugą z rzędu porażkę na własnym boisku.
Mecze w Szczecinie to nie tylko w tym sezonie gwarancja emocji i wielu bramek, ale niekoniecznie gwarancja zwycięstwa gospodarzy. Tym razem wszystko wskazywało jednak na to, że Portowcy wykonają zadanie wzorcowo, bo w drugiej połowie trzema trafieniami odpowiedzieli na gola Warty sprzed przerwy. W końcówce piłkarzom Jensa Gustafssona znów zabrakło jednak koncentracji. Najpierw stracili gola po rzucie wolnym, a w doliczonym czasie gry nie upilnowali Kajetana Szmyta, który pewnie pokonał Valentina Cojocaru. Warta po raz kolejny udowodniła, że szczególnie w meczach wyjazdowych potrafi być groźna dla każdego. Szczecinianie po raz kolejny zgubili zaś punkty, które z przebiegu gry im się należały.
AUTOR: MICHAŁ TRELA (CANAL+SPORT)