To ostatni polski król strzelców Ekstraklasy. Zdobył pięć bramek w jednym meczu. Marcin Robak jest kolejnym bohaterem serialu „Byłem królem”.
To ostatni polski król strzelców Ekstraklasy. A po koronę sięgał dwukrotnie. Po raz pierwszy w Pogoni Szczecin, gdy miał 32 lata. Drugi zaś w Lechu Poznań krótko przed 35. urodzinami. Jest też Marcin Robak ostatnim zawodnikiem, który w jednym meczu w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce zdobył aż pięć bramek. Od spotkania, w którym jako napastnik „Portowców”, tak surowo potraktował defensywę „Kolejorza”, minęło już 11 lat...
Ze 120 golami zajmuje 16. miejsce w klasyfikacji najskuteczniejszych Ekstraklasie. Zaraz za Maciejem Żurawskim, tuż przed Ernestem Wilimowskim. I tylko w reprezentacji nie zrobił kariery. Ale — jak mówią jego koledzy w kolejnym odcinku serialu „Byłem królem. Marcin Robak”– nie tacy kozacy przegrywali rywalizację o miejsce na środku ataku z Robertem Lewandowskim.
Chciał mały Marcin być bramkarzem. Nosił koszulkę Jorge Camposa, swojego meksykańskiego idola. Trenerzy Konfeksu Legnica szybko jednak mu wytłumaczyli, że drużyna ma z niego więcej pożytku, gdy strzela gole. Zresztą wtedy Robak był najniższy w drużynie, a rywale, widząc go w bramce, upierali się, by strzelać pod poprzeczkę.
Marzenia z dzieciństwa spełniał po kolei. Najpierw Ekstraklasa. Potem wyjazd za granicę. Wreszcie debiut w reprezentacji. Trenerzy i koledzy, z którymi grał, zwracają w filmie uwagę na pracowitość i charakter ambitnego napastnika, które pozwalały mu realizować cele, jakie przed sobą stawiał.
Szansę w Ekstraklasie dostał od trenera Ryszarda Wieczorka w Koronie Kielce. Nie przestraszył się rywalizacji z Grzegorzem Piechną, klubową legendą, podglądając go na treningach i współpracując z nim na boisku. Z korzyścią dla zespołu. – „Robaczek” nie pękał na robocie – mówi o Marcinie w filmie Paweł Golański, który grał z nim wtedy w Koronie.
Transfer do Widzewa miał być dla Robaka krokiem do przodu w jego karierze, ale w Łodzi aż dwa lata spędził napastnik na… zapleczu ekstraklasy. Łódzki klub ukarano w ten sposób za wcześniejsze korupcyjne przestępstwa, o których Marcin nie mógł wiedzieć. Ale w tym czasie Robak nie próżnował. Zdobył koronę króla strzelców I ligi, wpadł w oko skautom tureckiego Konyasporu i otrzymał pierwsze powołanie do reprezentacji Polski.
— W kadrze grałem u trzech selekcjonerów – Franciszka Smudy, Waldemara Fornalika i Adama Nawałki. Jedynego strzeliłem gola w towarzyskim meczu z Tajlandii – opowiada Robak, który za występ w tym spotkaniu otrzymał od „Przeglądu Sportowego” notę wyższą niż… Lewandowski. Tyle że „Lewy” gra i strzela gole w kadrze do tej pory, a Marcin musiał zadowolić się jedną bramką w dziewięciu meczach w narodowym zespole.
Także nad Bosforem napastnik furory nie zrobił. — W tym czasie w Turcji płacili piłkarzom pięć razy więcej niż w Polsce, a innych zagranicznych ofert nie miałem – wyjaśnia przyczyny transferu do Konyasporu. – Marcin strzelił kilka goli, ale zespołu przed spadkiem z Superligi te bramki nie uratowały – wspomina w filmie bramkarz Mariusz Pawełek, który bronił wtedy w Konyasporze.
Ale po powrocie do Polski strzelał Robak – a miał już 30 lat — jak najęty. Najpierw, już w debiucie, w Piaście Gliwice. A później w Pogoni. Dał napastnik wyjątkowy popis w zimowy wieczór 21 lutego 2014 r., gdy do Szczecina przyjechał Lech Poznań z Maciejem Gostomskim w bramce oraz Tomaszem Kędziorą, Marcinem Kamińskim, Hubertem Wołąkiewiczem i Luisem Henriquezem w obronie. – Tego wieczoru cała Pogoń niosła Marcinowi fortepian, a on na nim grał. I to jak – opowiada w filmie Adam Frączczak, ówczesny pomocnik „Portowców”, komentując pięć goli strzelonych przez Robaka. Goli, które w maju tamtego roku pozwoliły mu założyć koronę króla strzelców.
W ciągu dwóch lat Marcin strzelił „Kolejorzowi” aż osiem goli. Lech postanowił więc ściągnąć swojego kata do Poznania. I raczej się nie rozczarował. Choć w pierwszym sezonie, ze względu na kontuzje, Robak zbyt wiele nie grał, to już w następnym napastnik, po raz drugi w karierze, został królem strzelców. A sięgnął po tę koronę w kuriozalnych okolicznościach. Połowę – 9 z 18 bramek – zdobył bowiem, wchodząc z ławki rezerwowych. – Lech chciał wtedy wypromować młodego Dawida Kownackiego, więc trener Nenad Bjelica często sadzał Marcina na ławce – opowiada w filmie Radosław Majewski, który wówczas grał z Robakiem.
Przygodę z ekstraklasą — ale nie z piłką, bo grał jeszcze w II i I lidze w Widzewie — kończył napastnik w Śląsku Wrocław. – Miałem przyjemność pracować z Marcinem. Mówię przyjemność, bo to był naprawdę kawał zawodnika – wspomina w serialu trener Jan Urban. Pierwszy sezon – 19 bramek, a wśród nich setny gol w Ekstraklasie. Drugi sezon – 18 bramek, w tym wyjazdowy hattrick z Jagiellonią Białystok.
– Mnie w tym wieku ciało odmawiało już posłuszeństwa, więcej się męczyłem, niż cieszyłem piłką, a Marcin po „trzydziestce” wykręcał fantastyczne liczby – chwali klubowego kolegę ze Śląska Jakub Kosecki, skrzydłowy, który asystował przy kilku golach napastnika. – Ale gdy kończysz karierę, to spoglądasz do gabloty, czy stoją w niej trofea, no bo w końcu piłka nożna to gra zespołowa… — kończy Kosecki. A jakie trofea zdobył Marcin Robak? Czy wycisnął z kariery maksa? Zdobył dwa Superpuchary Polski z Lechem Poznań i dwa tytuły króla strzelców ekstraklasy. Dużo to, czy mało? Oto jest pytanie…
Twój komentarz pozostanie anonimowy i tylko do wiadomości Redakcji CANAL+ Blog. Komentując akceptujesz regulamin.