Kolejorz w hicie kolejki zmiażdżył mistrzów Polski, z kolei Raków znów wygrał przy Łazienkowskiej. Oto skróty meczów 8. Kolejki Ekstraklasy.
Superpiątek nie zawiódł, bo mecz w Katowicach, mimo trudnych warunków pogodowych nad stadionem przy Bukowej, obfitował w emocje. Układał się jednak przedziwnie. Przed przerwą zdecydowaną przewagę optyczną i pod względem tzw. kultury gry mieli goście, którzy zasłużenie prowadzili. Świetną partię rozgrywał w ich szeregach pomocnik Sebastian Kerk. Zupełnie wbrew przebiegowi gry to gospodarze tuż przed przerwą strzelili dwa gole. Role w drugiej połowie się odwróciły. To beniaminek sprawiał znacznie lepsze wrażenie, a gracze Daniela Myśliwca wydawali się bezradni. W samej końcówce za sprawą Jakuba Łukowskiego zdołali jednak doprowadzić do wyrównania, na które kompletnie się nie zanosiło. Remis jest sprawiedliwym wynikiem, ale każdy zespół wygrał tę połowę, w której grał… słabiej.
To była dobra kolejka dla beniaminków, bo w piątek Motor wygrał z Górnikiem (1:0), a GKS zremisował z Widzewem. W ten trend wpisała się również w sobotę Lechia, która po raz pierwszy od powrotu do Ekstraklasy wygrała w Gdańsku. Nad morzem poległ Radomiak, który był przez większość meczu słabszy od gospodarzy, ale stworzył kilka dogodnych sytuacji. Świetnie w każdej z nich interweniował jednak Szymon Weirauch, bramkarz Lechii. Zwycięstwo graczom Szymona Grabowskiego dał Camilo Mena strzałem z rzutu karnego. Dla gdańszczan po trudnym początku sezonu to druga wygrana z rzędu.
Rozegranie sobotniego meczu pod Wawelem długo stało pod znakiem zapytania z powodu zalania stadionu przy ul. Kałuży. Ostatecznie spotkanie się jednak odbyło i gospodarze na pewno tego nie żałowali. Przeciwko Portowcom zagrali bowiem koncertowo. Do przerwy prowadzili tylko jednym golem, choć bardzo dogodnych sytuacji stworzyli sobie co najmniej pięć. Wydawało się, że nieskuteczność graczy Dawida Kroczka się zemści, bo w drugiej połowie po rzucie rożnym Pogoń doprowadziła do wyrównania strzałem Leo Borgesa. W końcówce jednak w pełni zasłużone zwycięstwo dał krakowianom Virgil Ghita.
Niewątpliwym hitem kolejki było wieczorne starcie lidera z mistrzem. Okazało się jednak bardzo jednostronnym widowiskiem. Przy Bułgarskiej można było oklaskiwać tylko Lecha, który dusił akcje Jagiellonii w zarodku, samemu zmuszając mistrzów Polski do biegania za piłką. Kluczowym momentem meczu była czerwona kartka, jaką jeszcze w pierwszej połowie obejrzał Adrian Dieguez za faul na Mikaelu Ishaku. Grając w osłabieniu, goście dali sobie strzelić cztery gole, przez co przegrali bardzo dotkliwie. Lech umocnił się natomiast w fotelu lidera, a przede wszystkim wysłał w kierunku konkurencji bardzo poważny sygnał.
Znacznie gorszym piłkarsko widowiskiem był drugi hit tej kolejki, czyli prestiżowe starcie Legii Warszawa z Rakowem Częstochowa. Obie drużyny w ostatnich latach często walczyły o najważniejsze trofea w Polsce. Łączą je także personalia, bo Goncalo Feio, trener Legii, uczył się zawodu m.in. od Marka Papszuna prowadzącego Raków. Uczeń okazał się słabszy od mistrza, bo warszawianie ulegli na własnym stadionie 0:1. Decydującego gola strzelił Jean Carlos Silva. Częstochowianie udowodnili, że dobrze w tym sezonie radzą sobie na wyjazdach (cztery wygrane w pięciu spotkaniach) i że trudno im strzelić gola. Raków wygrał w stolicy drugi raz z rzędu. Legia z kolei już drugi raz w pięciu meczach potknęła się na własnym stadionie.
AUTOR: MICHAŁ TRELA (CANAL+SPORT)