Lider z Białegostoku znów nie wygrał u siebie, ale najgroźniejsi rywale zmarnowali szansę, by do niego doskoczyć. Zapraszamy na skróty meczów Ekstraklasy.
Na cztery kolejki przed końcem mogło dojść do pierwszego definitywnego rozstrzygnięcia w Ekstraklasie. W razie zwycięstwa Puszczy Niepołomice z Koroną Kielce, z ligą po zaledwie rocznej obecności pożegnałby się ŁKS. Ten przykry dla łodzian moment udało się jednak odwlec, bo w arcyważnym meczu na dole tabeli padł remis. Obie strony mogą sobie pluć w brody, bo Oliwier Zych, bramkarz Puszczy, dwa razy zbijał piłkę na obramowanie bramki. Z kolei jego drużyna także dwukrotnie obiła słupek. Ostatecznie Korona pozostała w strefie spadkowej, ale do niepołomiczan oraz Cracovii traci tylko dwa punkty.
Kto spodziewał się, że Pogoń Szczecin przyjedzie do Białegostoku z myślą, by zanadto nie zmęczyć się przed czwartkowym finału Pucharu Polski, mógł przeżyć zaskoczenie. Portowcy wyszli na prowadzenie i przez 90 minut stawiali liderowi trudne warunki. Jagiellonia strzeliła dwa gole, ale to nie wystarczyło do zwycięstwa. Piłkę meczową w samej końcówce miał Dominik Marczuk, który nie trafił jednak w bramkę, nie zauważywszy wcześniej lepiej ustawionego Jesusa Imaza. Dla drużyny Adriana Siemieńca to druga z rzędu strata punktów na własnym stadionie, który jesienią był ich twierdzą. Pogoń z kolei, choć jest siódma, do podium traci tylko trzy punkty.
Zdecydowanie największe rozczarowanie przeżyli w ten weekend kibice we Wrocławiu. Ponad 25 tysięcy osób wybrało się w sobotę, by zobaczyć, jak Śląsk ogrywa ostatni w tabeli Ruch Chorzów i zbliża się na dwa punkty do lidera. Scenariusz spotkania był jednak zgoła sensacyjny. Niebiescy prowadzili na Dolnym Śląsku już 3:0. Dopiero w 86. minucie faworyt zabrał się za odrabianie strat. Zdołał strzelić dwa gole i miał jeszcze doskonałą szansę na wyrównanie, którą zmarnował jednak Patryk Klimala. Zamiast ponownie włączyć się do walki o mistrzostwo, wrocławianie po raz pierwszy od września wypadli poza strefę pucharową. Ruch z kolei wygrał pierwszy w sezonie mecz na wyjeździe i uciekł z ostatniej pozycji.
Czwarty raz z rzędu nikt nie znalazł sposobu na zatrzymanie Górnika Zabrze. Tym razem pod walec drużyny Jana Urbana wpadł ŁKS. Łodzianie początkowo dzielnie się trzymali, ale później prosty błąd Kamila Dankowskiego we własnym polu karnym wykorzystany przez Szymona Czyża rozwiązał worek z bramkami. Ślązacy znów strzelali piękne gole. Efektownym rajdem popisał się Lawrence Ennali, z kolei Kamil Lukoszek zaprezentował ładny strzał z dystansu. Górnik na moment wskoczył na pozycję wicelidera, a ostatecznie kolejkę zakończył na podium. Dla zabrzan wszystko w tym sezonie wciąż jest jeszcze możliwe.
Po trzech remisach z rzędu wreszcie udało się wygrać Legii Warszawa. Zwycięstwo w Mielcu było pierwszym odniesionym przez wicemistrzów Polski pod wodzą Goncalo Feio, ich nowego trenera. Nie przyszło jednak łatwo, bo goście dopiero na kwadrans przed końcem wyszli na prowadzenie. Nie ma to jednak dla nich większego znaczenia. Ważniejsze, że znów podłączyli się do wyścigu o Europę. Do wicelidera z Poznania tracą w tej chwili tylko dwa punkty. Biorąc pod uwagę, że obie drużyny czeka jeszcze w tym sezonie bezpośredni mecz, warszawianie mają o co walczyć do samego końca. Dla Stali było to już szóste spotkanie bez zwycięstwa. W ostatnich tygodniach to zdecydowanie najsłabiej punktujący zespół ligi.
AUTOR: MICHAŁ TRELA (CANAL+SPORT)