
Goncalo Feio zaliczył zwycięski powrót do ligi. Beniaminek z Płocka się nie zatrzymuje. Oto skróty meczów 14. Kolejki Ekstraklasy.
Ze względu na przypadający na miniony weekend Dzień Wszystkich Świętych, w poniedziałkowy wieczór odbyły się aż trzy mecze Ekstraklasy. Starcie Cracovii z Zagłębiem Lubin rozczarowało i zakończyło się bezbramkowym remisem. Ciekawiej było jednak we wcześniejszych meczach. W Gdańsku zwycięski debiut w roli trenera Radomiaka zaliczył Goncalo Feio, który od razu w pierwszym meczu przełamał wyjazdową niemoc jego nowej drużyny. Radomiak nie rozegrał nadzwyczajnego spotkania, ale zdołał sięgnąć po trzy punkty, które wpędzają Lechię w coraz głębsze problemy. Drużynie Johna Carvera wciąż doskwiera balast pięciu odebranych punktów, ale to już najprawdopodobniej się nie zmieni. A właśnie tyle traci zespół z Pomorza do bezpiecznej strefy.
Wisła Płock była rewelacją początku sezonu, ale na przełomie września i października zanotowała zadyszkę, która kosztowała ją wypadnięcie poza podium. Ostatnio jednak gracze Mariusza Misiury złapali drugi oddech. Tym razem okazali się za mocni dla Pogoni Szczecin, która w poprzednich tygodniach była w dobrej formie i pod wodzą nowego trenera nie przegrywała. Thomas Thomasberg musiał się jednak w poniedziałek pogodzić z pierwszą porażką w polskiej lidze. Wisła wykorzystała tym samym potknięcie Jagiellonii i wskoczyła na drugie miejsce w tabeli. Pogoń, choć to już zaawansowana faza sezonu, wciąż pozostaje w dolnej części.
Do zeszłotygodniowego fatalnego błędu sędziego Bartosza Frankowskiego w Zabrzu, Jagiellonia pozostawała niepokonana przez długie miesiące. Porażka z Górnikiem kosztowała graczy Adriana Siemieńca przerwanie serii i utratę pozycji lidera. A tuż po niej nastąpiła kolejna ligowa wpadka. Gracze z Podlasia ulegli na własnym stadionie Rakowowi Częstochowa, który znów przeżywa lepszy moment. W niedzielę rozegrał prawdopodobnie najlepsze spotkanie w sezonie, a pierwsze ligowe gole w jego barwach zanotował Oskar Repka, pozyskany w lecie z GKS-u Katowice. Jagiellonia utrzymuje się na podium, ale do prowadzącego Górnika traci już pięć punktów. A Raków po kiepskim starcie zaczyna łapać kontakt z czołówką.
Mocno poranione przystąpiły do niedzielnego ligowego klasyku Widzew Łódź i Legia Warszawa, których sezon układa się na razie kompletnie niezgodnie z oczekiwaniami. Remis w bezpośrednim starciu nie poprawia więc niczyjej sytuacji. Gospodarze wyszli na prowadzenie po trafieniu Sebastiana Bergiera, który dość niespodziewanie ugruntowuje pozycję numeru jeden w łódzkim ataku. Goście prowadzeni tymczasowo przez trenera Inakiego Astiza odpowiedzieli jednak bramką Ermala Krasniqiego, który był wyróżniającą się postacią swojej drużyny. Zarówno Widzew, jak i Legia, wciąż pozostają w środku tabeli.
Nie zatrzymuje się natomiast Górnik Zabrze, który w niedzielne wczesne popołudnie rozbił na własnym stadionie beniaminka z Gdyni. Pucharowe starcie obu drużyn, które rozegrano w środku tygodnia w Gdyni, było znacznie bardziej wyrównane. Na Śląsku rządzili już tylko gospodarze. Do przerwy prowadzili 1:0 po trafieniu Sondre Lisetha, ale w drugiej połowie wrzucili rywalom cztery gole, przyjmując tylko jednego, po fatalnym błędzie Marcela Łubika w rozegraniu. Kluczowym momentem spotkania był rzut karny, podyktowany dla Arki przy stanie 2:1, ale po chwili anulowany ze względu na wcześniejszego spalonego zawodnika gości. To był ostatni punkt zaczepienia graczy Dawida Szwargi w tym spotkaniu, które umocniło zabrzan w roli lidera tabeli.
Komentując akceptujesz regulamin.