Najlepszy strzelec już ma dwucyfrową liczbę goli. W tej kolejce najsilniejsi nie zawiedli. Oto skróty meczów 12. kolejki Ekstraklasy.
Do bardzo ważnego meczu w kontekście układu dolnej części tabeli doszło na zakończenie kolejki w Radomiu. Radomiak, będący tuż nad strefą spadkową, pokonał będącą na przedostatnim miejscu Puszczę Niepołomice. Po wyrównanej pierwszej połowie, w drugiej gospodarze doszli do głosu. Na prowadzenie wyszli po pewnym strzale Leonardo Rochy z rzutu karnego, a wygraną zapewnił im Jan Grzesik. Gracze Bruno Baltazara przełamali tym samym serię dwóch porażek. Puszcza wydłużyła passę niepowodzeń do aż czterech meczów, z czego w trzech ostatnich nie strzeliła nawet gola.
Pełne trybuny na stadionie przy ulicy Kałuży, starcie z najsilniejszą ofensywą ligi i zespołem, który w razie wygranej, mógł wskoczyć na pozycję lidera. Można sobie wyobrazić łatwiejsze zadania po przerwie na kadrę, niż to, przed którym stanął w sobotni wieczór Lech Poznań. Kolejorz zdał jednak egzamin celująco. W pierwszej połowie zdołał powstrzymać ofensywne zapędy Pasów, a po przerwie przejął pełną kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami. W roli głównej wystąpił Mikael Ishak. Kapitan gości najpierw trafił do siatki po wrzutce Afonso Sousy, a później idealnie obsłużył Patrika Walemarka. Mimo że Cracovia to najlepiej odrabiający straty zespół w lidze, tym razem nie miał nic do powiedzenia.
Do jednego z hitów kolejki doszło w niedzielę w Częstochowie. Długo wydawało się, że Pogoni uda się wywalczyć drugi w tym sezonie wyjazdowy punkt. Ostatecznie jednak szczecinianie znów wracają z delegacji z pustymi rękami. Przez ostatnie pół godziny starali się wybronić remis w osłabieniu, bo najpierw czerwoną kartkę otrzymał debiutujący Dimitris Keramitsis, a później kontuzji po wykorzystaniu limitu zmian doznał Patryk Paryzek. Gospodarze wykorzystali przewagę liczebną w 103. minucie po bramce Mateja Rodina, który chwilę później wyleciał z boiska za drugą żółtą kartkę. Raków utrzymał tym samym dwupunktową stratę do lidera. Pogoń natomiast do Lecha traci już dziewięć oczek.
Po raz pierwszy od rozgrywanego we wrześniu meczu z Motorem Lublin w Ekstraklasie wygrała Legia. Tym razem jej rywalem znów był beniaminek. Przewaga faworyta nie podlegała w piątkowy wieczór dyskusji. Udało się ją udokumentować w drugiej połowie po bramkach Ryoi Morishity oraz Kacpra Chodyny, dla którego było to debiutanckie trafienie po transferze do Legii z Zagłębia Lubin. W bramce Goncalo Feio niespodziewanie postawił na Gabriela Kobylaka, który nie zawiódł i zachował czyste konto. Goście doskoczyli tym samym do czwartej Cracovii na cztery punkty, ale w kwestii dystansu do czołówki nic się nie zmieniło. Do lidera Legii brakuje dziewięciu punktów, do podium, czyli miejsca pucharowego, sześciu.
Na spotkanie kolejki niespodziewanie wyrosła rywalizacja Motoru z Widzewem Łódź. Rozgrywany w Lublinie mecz świetnie rozpoczęli gospodarze, którzy prowadzili już od 22. Sekundy po najszybszym golu w tym sezonie strzelonym przez Piotra Ceglarza. Gdy po kwadransie na 2:0 podwyższył Sebastian Rudol, wydawało się, że beniaminek znów sięgnie po trzy punkty. Łodzian uratowały jednak rzuty rożne Sebastiana Kerka. Po dwóch zagraniach Niemca z narożnika boiska jeszcze przed przerwą udało się odrobić straty, a błąd bramkarza Kacpra Rosy sprawił, że do szatni Widzew schodził, prowadząc. W drugiej połowie oba zespoły strzeliły jeszcze po jednym golu. Ostatecznie więc kilkanaście tysięcy osób, które wybrały się w sobotnie popołudnie na stadion w Lublinie, mimo porażki swoich ulubieńców na pewno nie narzekało na nudę.
AUTOR: MICHAŁ TRELA (CANAL+SPORT)
Twój komentarz pozostanie anonimowy i tylko do wiadomości Redakcji CANAL+ Blog. Komentując akceptujesz regulamin.