
Serial „Byłem królem” doczekał się kolejnych dwóch nowych odcinków. Ich bohaterami są Lucjan Brychczy i Tomasz Frankowski.
W ostatnich dziesięciu sezonach Ekstraklasy był tylko jeden polski napastnik, który został królem strzelców. Wśród takich strzelców jak Efthymis Kolouris, Erik Exposito, Marc Gual, Ivi Lopez, Tomas Pekhart, Christian Gytkjaer, Igor Angulo, Carlitos, Marco Paixao i Nemanja Nikolić rzuca się w oczy nazwisko Marcina Robaka. Były napastnik Lecha i Pogoni, w których barwach zdobywał koronę w latach 2017 i 2014, jest jednym z bohaterów naszego cyklu „Byłem królem”. Ostatnio na platformę streamingową CANAL+ wjechała fenomenalna dawka wspomnień o czterech wybitnych napastnikach z historii naszej ligi. Lucjan Brychczy, Tomasz Frankowski, Paweł Brożek i Marcin Robak, bo o nich mowa, w sumie aż 11 razy zostawali najlepszymi strzelcami ligi polskiej.
Pan Lucjan Brychczy zmarł w ubiegłym roku w Warszawie w wieku 90 lat. Jego kariera od połowy lat 50. zawiązana była nieodłącznie z Legią i reprezentacją Polski. Wybitny technik podbijał naszą najwyższą ligę w kilku dekadach. Był nie do zatrzymania dla znakomitych obrońców, a interesował się Nim wielki Real Madryt. Kuba Jeleński zaprasza w swoim odcinku w niezwykłą podróż z domu rodzinnego Lucjana Brychczego aż po największe stadiony Europy.
Pan Lucjan, bo nikt nie odważyłby się bezpośrednio zwrócić per „Kici”, był moim trenerem, co wspominam zawsze z wielkim sentymentem. Rola asystenta była dla Niego idealnie skrojona, a treningi techniczne dla wielu z nas zdecydowanie za trudne. Piłka się nas nie słuchała, w odróżnieniu od Pana Lucjana. Panowanie nad nią było na kosmicznym poziomie. Była jak przyspawana do stopy. Podczas żonglowania odbijała się pod pełną kontrolą nie wyżej niż do kolan. Precyzja podania i strzału — na nos. A przyjęcie z powietrza, jakby w butach był klej. Pan Lucjan uwielbiał katować nas trudnymi zadaniami z prowadzenia i podbijania piłki, żeby poprawiać naszą technikę użytkową. Wystarczyło tylko jedno spojrzenie, jeden mały uśmieszek na Jego twarzy, żeby w lot zrozumieć, że droga do doskonałości kryje przed nami mnóstwo tajemnic i zwyczajnie nie ma końca.
Kuba Jeleński stworzył genialną opowieść o jednej z legend polskiej piłki. Cztery tytuły mistrza Polski. 182 bramki w ekstraklasie (ówczesnej pierwszej lidze). Do tego inne trofea i trzy korony króla strzelców. Nie brakuje archiwaliów, wartościowych wspomnień rodzinnych, najszczerszych laurek wystawianych przez największych boiskowych rywali, jak Pan Stanisław Oślizło, legenda Górnika Zabrze. Ten odcinek to także niesamowicie interesujący obraz Polski z lat 50., 60. i 70., a to niewątpliwie jego dodatkowy walor. Czasy powojenne, odradzanie się kraju, jego odbudowa. Powszechna bieda. Komunistyczna władza. I droga skromnego chłopaka ze Śląska do spełnienia marzeń. Przyjemnie poznać bliżej historię życia jednego z najwspanialszych piłkarzy w naszej historii.
Przenieśmy się w czasie do końca XX wieku. Wtedy właśnie Tomasz Frankowski, były napastnik Jagiellonii Białystok i Wisły Kraków, a nawet podopieczny samego Arsena Wengere’a, zaczął pisać swoją królewską historię. Cezary Olbrycht fantastycznie opowiada o karierze Franka, przeplatając interesujące wątki z życia z całym mnóstwem goli. Uwielbiałem Tomka za akcje kończone podcinkami nad bramkarzem. Zawsze uważałem to za jeden z najtrudniejszych sposobów sfinalizowania akcji przez napastnika, bezsprzecznie świadczący o jego nienagannej technice i nerwach ze stali. Albo jak w przypadku głównego bohatera, o braku układu nerwowego. Takim terminem określa się w szatni piłkarskiej graczy, którzy potrafią nawet w najtrudniejszym położeniu utrzymać emocje pod pełną kontrolą do samego końca.
Franek umiał to znakomicie. Czekał aż do chwili, gdy złamał bramkarza w sytuacji sam na sam. Gdy miękły mu nogi w kolanach i zaczynał siadać na 4 litery. Wtedy Tomasz Frankowski delikatnie podcinał piłkę, która efektownym łukiem szybowała do siatki. Maestria! I zawsze widzę tę jego klasyczną radość po kolejnym golu — szeroko rozłożone ramiona w za dużej klubowej koszulce. Co ciekawe, Tomasz Frankowski, mimo filigranowej sylwetki, znakomicie grał głową. Kolejne cudowne dziecko — obok Marka Citki i Mariusza Piekarskiego — z genialnej drużyny młodzieżowej Jagiellonii Białystok trenera Ryszarda Karalusa.
Tomasz Frankowski zdobył cztery korony króla strzelców, stał się jedną z ikon pięknej historii Wisły Kraków. A tak przy okazji, kto nie obejrzał serialu Michała Treli „Wisła Cupiała”, niech szybko nadrabia zaległości. Pozycja obowiązkowa. W cyklu „Byłem królem” mamy już ośmiu wspaniałych bohaterów i na szczęście nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego słowa!
Komentując akceptujesz regulamin.