Ostatnia kolejka przed przerwą na kadrę przyniosła mnóstwo bramek i trzecią roszadę trenerską. Zapraszamy na skróty meczów Ekstraklasy
Sześć porażek i wystarczy. Mistrz Polski notował ostatnio na frontach europejskim i krajowym fatalną passę, a mecz z groźnym Widzewem wcale nie wydawał się idealny na przełamanie. Gracze Adriana Siemieńca bardzo szybko pokazali jednak, że zamierzają poprawić nastroje jeszcze przed przerwą na mecze reprezentacji. Jedyny gol padł już po 64. Sekundach, gdy akcję Mikiego Villara prawym skrzydłem zwieńczył Afimico Pululu. Zadanie mistrzom Polski ułatwiły dwie żółte kartki, jakie jeszcze przed przerwą obejrzał Fran Alvarez z Widzewa. Choć białostoczanie nie zachwycili, zgarnęli trzy punkty, które pozwolą im trochę spokojniej przygotowywać się do dalszej części intensywnej jesieni.
Po tej kolejce już tylko jeden zespół nie ma w tym sezonie na koncie ani jednego zwycięstwa w Ekstraklasie. To wicemistrz Śląsk Wrocław, który stoczył w Szczecinie szalony ośmiobramkowy bój. Zawodnicy Jacka Magiery kolejny już raz w tym sezonie pierwsi stracili gola, a potem kilkakrotnie walczyli o odrobienie strat. Za każdym razem gospodarze wyprowadzali jednak kolejny cios, kontynuując serię zwycięstw na własnym stadionie, rozpoczętą jeszcze pod koniec ubiegłego sezonu. Gracze z Dolnego Śląska najbliższe dwa tygodnie spędzą w strefie spadkowej. Walka o mistrzostwo do ostatniej kolejki wydaje się jakąś zupełnie odległą przeszłością. A przecież miało to miejsce ledwie trzy miesiące temu.
Mateusz Stolarski w Motorze Lublin pracował jako asystent Goncalo Feio. Teraz obaj młodzi trenerzy po raz pierwszy zmierzyli się na szczeblu Ekstraklasy. W prestiżowym starciu niespodzianki nie było. Gospodarze skorzystali z szerszego arsenału kadrowego i beniaminkowi, który w dotychczasowych starciach imponował dobrą defensywą oraz organizacją, zaaplikowali aż pięć goli. Wynik mógł być jeszcze bardziej okazały, ale Tomas Pekhart nie wykorzystał rzutu karnego. Mimo że lublinianie sensacyjnie prowadzili przy Łazienkowskiej, musieli odebrać od Legii bolesną lekcję. Z pierwszego etapu sezonu w Warszawie mogą być zadowoleni. W Lidze Konferencji udało się przebrnąć trzy rundy kwalifikacyjne, w lidze zaś drużyna Portugalczyka jest tylko dwa punkty za liderem.
Lechia Gdańsk nadal pozostaje najsłabiej punktującym beniaminkiem i nie wydostała się ze strefy spadkowej, ale w przerwę w rozgrywkach piłkarzom Szymona Grabowskiego uda się wkroczyć w nie najgorszych nastrojach. Zespół z Pomorza zaskoczył bowiem, wygrywając przy Roosevelta z Górnikiem, co nie udało się dotąd w tych rozgrywkach nikomu. Zabrzanie przegrali drugi raz z rzędu, bo tydzień wcześniej ulegli na wyjeździe Cracovii. Tym samym Lechia odniosła pierwsze zwycięstwo od powrotu do Ekstraklasy. Trener Grabowski kupił sobie natomiast trochę spokoju na najbliższe dwa tygodnie.
O ile, mimo złych wyników, spekulacji na temat przyszłości Grabowskiego w Gdańsku nie było za wiele, o tyle w Mielcu już od jakiegoś czasu zbierały się ciemne chmury nad trenerem Kamilem Kieresiem. Mecz z Lechem był jego 50. w roli trenera Stali i jak się okazało, ostatnim. Jego zawodnicy wyszli na boisko jakby bez wiary i już do przerwy przegrywali dwiema bramkami po trafieniach Dino Hoticia oraz Mikaela Ishaka. Kolejorz w drugiej połowie spokojnie kontrolował grę, nie pozwalając gospodarzom nawet na oddanie celnego strzału. Dla Lecha to pierwsza od 31 lat wygrana w Mielcu na szczeblu Ekstraklasy. Dzięki niej poznaniacy najbliższe dwa tygodnie spędzą na fotelu lidera. Stal z kolei wykorzysta ten czas na znalezienie trenera, który wyciągnie zespół z dna tabeli.
AUTOR: MICHAŁ TRELA (CANAL+SPORT)