8. kolejka Ekstraklasy przyniosła aż osiem poważnych błędów sędziowskich. Powrót piłkarzy na ligowe boiska przebiegł więc pod znakiem dyskusji na temat kontrowersyjnych decyzji arbitrów.
Oczekiwania były olbrzymie, a otoczka znakomita. Po siedmiu latach przerwy Górnik Zabrze i Ruch Chorzów, dwa najbardziej utytułowane górnośląskie kluby, znów zmierzyły się na szczeblu Ekstraklasy. Z dużej chmury spadł jednak mały deszcz. Spotkanie w Zabrzu potwierdziło, że obaj jego uczestnicy zaliczają trudne wejście w sezon. Ostatecznie nie będzie to jednak miało wielkie znaczenia dla kibiców Górnika, bo w derbach liczy się przede wszystkim zwycięstwo. A to zapewnił gospodarzom Lukas Podolski, dla którego było to pierwsze trafienie w sezonie. Wielcy piłkarze błyszczą w wielkich momentach. Lider zabrzan pokazał to już nie po raz pierwszy w koszulce Górnika.
Mecz Piasta Gliwice z Legią Warszawa nie jest ani starciem derbowym, ani ligowym klasykiem. Napięcie na boisku było jednak na iście derbowym poziomie. Między piłkarzami oraz sztabami szkoleniowymi iskrzyło od samego początku aż do końca spotkania. Atmosferę dodatkowo zaognił potężny błąd sędziego Damiana Sylwestrzaka, który tuż przed przerwą niesłusznie wyrzucił z boiska Josue, kapitana Legii. Chwilę później gospodarze objęli prowadzenie, strzelając dopiero pierwszego w tym sezonie gola z akcji. Wicemistrzowie kraju pokazali jednak charakter i za sprawą Ernesta Muciego, grając w osłabieniu, wyszarpali remis.
Odkąd Warta Poznań wróciła do Ekstraklasy w 2020 roku, mierzyła się z Lechem już siedmiokrotnie. W żadnym z tych starć nie zdołała zdobyć nawet punktów. Tym razem zawodnicy Dawida Szulczka wystąpili w roli gospodarzy na stadionie przy Bułgarskiej i wydawali się tym faktem mocno stremowani. Kolejorz objął prowadzenie za sprawą Filipa Marchwińskiego, a w ekipie Zielonych mocno było widać brak Adama Zrelaka, podstawowego napastnika, którego czeka dłuższa przerwa. W drugiej połowie Warta wreszcie podjęła walkę, ale nie była w stanie doprowadzić do wyrównania. Lech zaś podwyższył prowadzenie i wreszcie miał powód do radości po trudnych ostatnich tygodniach.
Przy Solskiego 1, gdzie mecze rozgrywa Stal Mielec, gospodarze są jednym z najtrudniejszych do ogrania zespołów w lidze. Dość powiedzieć, że od marca nie zwyciężył tam nikt. Dla Kamila Kieresia spotkanie z Zagłębiem Lubin było już dziesiątym w roli trenera gospodarzy i jeszcze ani razu jego zespół nie zszedł z boiska pokonany. Tak samo było i tym razem. Po świetnym widowisku mielczanie rozbili Miedziowych, którzy mieli szansę wskoczyć na pozycję lidera. Bohaterem meczu był Maciej Domański, który strzelił efektownego gola i zaliczył dwie asysty. Cieniem nad spotkaniem kładzie się jednak niesłuszne wyrzucenie z boiska Michała Nalepy, stopera gości, przy stanie 1:1 w 30. minucie. Lubinianie mogą mieć poczucie, że zostali skrzywdzeni przez sędziego Marcina Kochanka. Niestety, nie tylko w nich 8. kolejka Ekstraklasy pozostawiła takie wrażenie.
Twierdzę wokół własnego stadionu zbudowała też w tym roku Jagiellonia. Kolejnym zespołem, który nie zdołał wywieźć punktów z Białegostoku, okazał się Radomiak. I to pomimo tego, że goście już po 12 minutach prowadzili 2:0 po dwóch trafieniach Pedro Henrique. Gospodarze sprawiali jednak wrażenie niewzruszonych i w 46. Minucie prowadzili już 3:2. Koncertowe zawody rozegrał młodzieżowiec Dominik Marczuk, który zaliczył trzy asysty i potwierdził bardzo obiecujące wejście w ligę po letnim transferze ze Stali Rzeszów. Także i w tym meczu nie obyło się bez kontrowersji, bo Henrique zdołał wyrównać na 3:3. Sędzia Piotr Lasyk pozbawił go jednak pierwszego hattricka na ekstraklasowych boiskach. Dzięki temu Jagiellonia wskoczyła na pozycję wicelidera, za plecy rozpędzonego Śląska Wrocław, z którym przegrała w poprzedniej kolejce.
AUTOR: MICHAŁ TRELA (CANAL+SPORT)