Iga Świątek potwierdziła dominację na kortach ziemnych. A jak prezentują się królowie innych tenisowych nawierzchni i skąd się bierze ich specjalizacja?
Niektórzy zawodnicy po prostu wydają się stworzeni do gry na konkretnych kortach. „Nie sądzę, abym kiedykolwiek widział na tej nawierzchni kogoś lepszego od niej. Jedyną osobą, którą może bym wskazał, byłby Rafa Nadal”. Tak Igę Świątek komplementował Greg Rusedski, były numer cztery męskiego tenisa, komentując tegoroczny kobiecy finał Roland Garros w radiu BBC. Trudno o większą pochwałę. Tym bardziej, że jeśli wczytamy się w słowa Rusedskiego, słynny Hiszpan co najwyżej „może” równać się z Polką. Nie na odwrót.
A przecież mowa o królu, cesarzu, imperatorze, po prostu wszechwładcy paryskiego turnieju. Nadal triumfował w stolicy Francji aż 14 razy! W historii tenisa, zarówno wśród panów, jak i pań, nie znajdziemy nikogo, kto odniósłby tak wiele triumfów w jednym turnieju wielkoszlemowym. Dorobek Świątek na paryskiej mączce to już / dopiero (niepotrzebne skreślić) 28,5 proc. tego, co osiągnął tam Nadal, jej największy tenisowy idol. Jeśli jednak porównamy Polkę z Chris Evert – rekordzistką pod względem triumfów w kobiecych edycjach Rolanda Garrosa – okaże się, że w wieku 23 lat „odhaczyła” już 58 proc. (4/7) dorobku Amerykanki na paryskiej mączce.
Dominacja Rafy i Igi na kortach ziemnych ma wiele wspólnych mianowników. Nawierzchnia ta jest najwolniejsza spośród „trzech tenisowych żywiołów”. Oznacza to, że po odbiciu od kortu piłki zwalniają, ale też łapią wyższy kozioł. Zarówno Hiszpan, jak i Polka uwielbiają forhendy z rotacją awansującą – tzw. topspiny. To uderzenia, po których piłka w trakcie lotu szybko kręci się do przodu. Zapewnia to większe bezpieczeństwo (topspin leci wyżej nad siatką). Pozwala też trzymać rywala na dystans (wyższy kozioł – więc trzeba uderzać z wyższego pułapu albo jeszcze mocniej odsunąć się w głąb kortu). Idealne uderzenie na nawierzchni, na której regularność w przebijaniu na drugą stronę siatki jest ważniejsza od zagrywania uderzeń wygrywających wymianę (winnerów). Inna sprawa, że Iga i Rafa są też mistrzami poruszania się po korcie. Potrafią jak mało kto łapać na mączce kontrolowane poślizgi i dobiegać (albo doślizgiwać się) do, wydawałoby się, przegranych piłek.
Spoglądając poza korty Rolanda Garrosa, na szczycie listy zwycięzców turniejów na kortach ziemnych znajdziemy dwa dobrze już znane nazwiska. Rafa Nadal triumfował w 63 imprezach na mączce. „Dwucyfrówki” osiągnął – poza French Open – także w Barcelonie (12), Monte Carlo (11) oraz Rzymie (10). Nigdy dość przypominania, że pierwszy tytuł w karierze Hiszpan wywalczył w 2004 roku, a jakże, na kortach ziemnych w… Sopocie. Z kolei wśród kobiet rekordzistką jest Chris Evert, zwyciężczyni 70 turniejów. Jej supremacja jest niepodważalna. Druga w klasyfikacji Steffi Graf ma na koncie 32 takie triumfy. Ale to właśnie Niemka wygrała najwięcej edycji jednego turnieju na mączce. Uzbierała 9 tytułów w Berlinie, na własnej – nomen omen – ziemi.
Przeciwieństwem kortów ziemnych są korty trawiaste. Można przekonać się o tym w tym tygodniu i kilku następnych, oglądając w CANAL+ transmisje turniejów WTA w Nottingham, Birmingham, Berlinie, Bad Homburg czy Eastbourne. Sezon na trawie jest najkrótszy. Zwykle obejmuje czerwiec i lipiec, a wieńczy go wielkoszlemowy Wimbledon. Sama trawa jako nawierzchnia premiuje odważnych. Piłka po odbiciu od kortu nie traci prędkości. Łapie przy tym niski kozioł, co zachęca do ofensywnej gry i szukania uderzeń kończących.
Nic więc dziwnego, że niekwestionowanym królem kortów trawiastych u panów jest Roger Federer. To triumfator 19 „zielonych” turniejów, w tym 8 na Wimbledonie. Legendarny Szwajcar więcej razy triumfował jednak w innym mieście niż Londyn – uzbierał aż 10 tytułów w Halle. U kobiet największą liczbę tytułów na trawie wywalczyła Margaret Court (46). Wśród nich 3 triumfy na Wimbledonie, w tym jeden w erze Open. Londyńskie korty mają jedną królową: Martinę Navratilovą, która, cała na biało, triumfowała tam 9 razy.
Między dwiema skrajnościami – wolnymi kortami ziemnymi i szybkimi kortami trawiastymi – odnajdziemy trzeci tenisowy żywioł, czyli korty twarde. Najbardziej uniwersalne, ale też najbardziej elastyczne. Niektóre szybsze, niektóre wolniejsze. Wszystko zależy od tworzywa sztucznego, którym pokrywa się wylaną wcześniej warstwę betonu czy asfaltu. Korty twarde wymagają więc od tenisistów dużej wszechstronności zarówno w ofensywie, jak i defensywie. I to właśnie na takich nawierzchniach odbywa się najwięcej turniejów w męskim i kobiecym tourze – w tym połowa imprez wielkoszlemowych (Australian Open i US Open).
Wśród panów prym wiodą Federer i Novak Djoković. Mają po 71 tytułów na twardej nawierzchni. Przy czym Serb nie powiedział jeszcze ostatniego słowa i może zostać samodzielnym liderem tej klasyfikacji. Djoković szczególnie polubił się z Australian Open. Triumfował tam 10 razy, aczkolwiek w 2022 roku, gdy australijskie władze unieważniły jego wizę i uniemożliwiły mu udział w turnieju, miłość ta została wystawiona na ciężką próbę. Z kolei w US Open rządzą Federer, Pete Sampras i Jimmy Connors – każdy z nich był pięciokrotnym zwycięzcą nowojorskiej imprezy. Mistrzynią kortów twardych należy obwołać Serenę Williams. Amerykanka wygrała aż 46 turniejów na tej nawierzchni, wliczając w to 7 triumfów w Australian Open (najwięcej wśród kobiet) i 6 w US Open (najwięcej ex aequo z Evert).
Wszystkich wymienionych w tym tekście tenisistów (poza Rusedskim, ale on pojawił się w innym kontekście) łączy jedno. Zwyciężali w turniejach wielkoszlemowych na różnych nawierzchniach. Ba, ósemka, którą tworzą Nadal, Evert, Graf, Federer, Court, Navratilova, Djoković i Williams, może pochwalić się Karierowym Wielkim Szlemem, a Graf i Court nawet Klasycznym Wielkim Szlemem.
W przypadku Igi Świątek „do odblokowania” – w wydaniu wielkoszlemowym albo w ramach WTA Tour – pozostał triumf w turnieju na trawie. Czy to zadanie już na sezon 2024, w obliczu nadchodzących igrzysk olimpijskich, które w wymiarze tenisowym odbędą się na ulubionych kortach Igi? Odpowiedź na tak postawione pytanie znamy chyba wszyscy.
AUTOR: GRZEGORZ KACZMARCZYK (CANAL+SPORT)