Siedem z dziewięciu spotkań tego weekendu skończyło się remisami. To umożliwiło Pogoni przesunąć się w bezpośrednie okolice podium. Oto skróty meczów Ekstraklasy.
Mecz w Kielcach, który Legia rozegrała trzy dni po kompromitującym odpadnięciu z Ligi Konferencji Europy z Molde, długo wyglądał na pokaz siły wicemistrzów Polski. Grając bez Josue, pauzującego za kartki, zawodnicy Kosty Runjaicia pewnie prowadzili po dwóch bramkach Blaża Kramera i wydawało się, że walczący o utrzymanie gospodarze nie są w stanie im zagrozić. Goście sami wyciągnęli do kielczan pomocną dłoń tuż przed przerwą. Po błędzie Artura Jędrzejczyka i Dominika Hładuna, który wskoczył do bramki w miejsce Kacpra Tobiasza, Korona strzeliła gola kontaktowego do szatni. Po przerwie Legia za sprawą Marca Guala ponownie podwyższyła wynik. Ale gracze Kamila Kuzery się nie poddali. Za sprawą Jewgienija Szykawki i Adriana Dalmau wyszarpali cenny punkt. Przy obu golach asystował rezerwowy Danny Trejo.
Za wielkiego wygranego ostatnich dni może się uważać Widzew Łódź. Drużyna Daniela Myśliwca najpierw wygrała prestiżowe derby Łodzi na stadionie ŁKS-u, a później przełamała się też na własnym stadionie, w dobrym stylu zatrzymując rozpędzony Górnik Zabrze. Przed przerwą zawodnicy Jana Urbana byli tylko tłem dla gospodarzy. W drugiej połowie na boisku zrobiło się ciekawiej, a gdy Ślązacy strzelili gola kontaktowego, wydawało się, że jeszcze mogą powalczyć o remis. Gospodarze zadali jednak w końcówce decydujący cios. Tym samym dzięki dwóm zwycięstwom z rzędu odsunęli się od dolnych rejonów tabeli, sadowiąc się w bezpiecznym środku.
Jedenaście punktów straty do lidera miała Pogoń Szczecin 11 lutego, gdy rozgrywała pierwszy mecz w tym roku. Raptem trzynaście dni zajęło, by dystans zmalał do zaledwie ośmiu oczek. Portowcy jako jedyna drużyna w 2024 roku jeszcze nie stracili punktu i skorzystali na zadyszce Śląska Wrocław oraz Jagiellonii Białystok. W miniony weekend gracze Jensa Gustafssona byli jedynymi z górnej części tabeli, którzy zdołali wygrać swój mecz. Zwycięstwo z ŁKS-em nie przyszło tak łatwo, jak można było się spodziewać, bo beniaminek po zmianie trenera prezentował się dzielnie, a Pogoń popełniała proste błędy w obronie. Dopiero wejście na boisko Alexandra Gorgona i jego dwa gole pozwoliły szczecinianom sięgnąć po trzy punkty. Tym samym Pogoń ponownie znalazła się w środku walki o mistrzostwo.
Pogoń zmniejszyła straty do lidera także dlatego, że Jagiellonia drugi raz z rzędu nie zdołała wygrać na własnym stadionie. O ile porażkę z Lechem Poznań sprzed tygodnia jeszcze dało się jakoś wytłumaczyć, o tyle stratę punktów z przedostatnim Ruchem trzeba już uznać za bardzo bolesną. Mogło być nawet gorzej, bo Niebiescy sensacyjnie prowadzili po przepięknym golu Daniela Szczepana. Gospodarze urwali się ze stryczka dopiero na dziesięć sekund przed końcem doliczonego czasu gry za sprawą niezawodnego Jesusa Imaza. Beniaminkowi wciąż nie udało się więc wygrać drugiego meczu w sezonie. Takie sensacyjne zwycięstwo na boisku lidera mogło jeszcze wlać trochę nadziei w serca coraz bardziej pogodzonych ze spadkiem kibiców Ruchu. Remis w takich okolicznościach jest dla nich jak porażka.
O ile los ŁKS-u wydaje się już przesądzony, a Ruch również znajduje się w tragicznym położeniu, o tyle Puszcza Niepołomice wciąż ma szansę zostać jedynym beniaminkiem, który uniknie spadku. Małopolska drużyna wiosną nie wygrała jeszcze wprawdzie żadnego meczu, ale wciąż spisuje się dzielnie. Przeciwko Zagłębiu Lubin szybko wyszła na prowadzenie po dobrze wykonanym wrzucie z autu, co jest znakiem firmowym drużyny Tomasza Tułacza. Później ton wydarzeniom na boisku nadawali goście, którzy jeszcze przed przerwą odwrócili losy meczu. Trener gospodarzy zdołał jednak odmienić zespół w drugiej połowie. Za sprawą ładnej bramki Kamila Zapolnika Puszcza wyszarpała punkt. A Miedziowi na ligową wygraną czekają od listopada.
AUTOR: MICHAŁ TRELA (CANAL+SPORT)