Pogoń za Arsenalem jest dziś dla mistrzów Anglii mniejszym zmartwieniem niż kary grożące im za łamanie zasad finansowego fair play. Ich menedżer nie ustaje jednak w próbach zbudowania drużyny na miarę triumfu w Lidze Mistrzów.
Kto dziś pisze o Manchesterze City inaczej niż w kontekście złamania przez klub zasad finansowego fair play i grożących mu z tego tytułu drastycznych kar z relegowaniem z Premier League włącznie? Od kilku dni bowiem w dobrym tonie są przecież bezpardonowe ataki na jego właścicieli z Abu Dhabi United Group oraz zarządzających w ich imieniu klubem z Etihad Stadium prezesów i dyrektorów, którym zarzuca się permanentne naruszanie prawa. Żeby nie było żadnych wątpliwości, też nie wierzę w ich niewinność, też jestem za jak najszybszym rozpoznaniem ich ewentualnych przekrętów i wydaniem sprawiedliwych wyroków. Ale… spróbuję napisać coś o sporcie, o tym, jak ostatnio zmienia się Manchester City za Pepa Guardioli, choć wiem, że taki tekst obarczony jest dużym ryzykiem. Bo nawet nie mogę być pewien, czy hiszpański menedżer jutro lub pojutrze nie spakuje manatków i nie opuści Etihad. Zresztą ostrzegał wcześniej zwierzchników, że jeśli go oszukają, następnego dnia ich pożegna, mimo że dwa miesiące temu przedłużył kontrakt z MC do końca sezonu 2024/2025.
W ligowym debiucie Guardioli w roli menedżera Manchesteru City, w sierpniu 2016 r., w wygranym 2:1 meczu z Sunderlandem, jego podopieczni wystąpili w składzie: Willy Caballero – Bacary Sagna, Aleksandar Kolarov, John Stones, Gael Clichy, Nolito, Kevin de Bruyne, Fernandinho, David Silva, Raheem Streling, Segio Aguero. Z tej drużyny do dziś grają u Pepa już tylko dwaj – Stones i De Bruyne, pozostali, w tym także wszyscy rezerwowi ze wspomnianego meczu, odeszli, choć większość z nich zdążyła jeszcze z MC sięgnąć po jedno lub więcej trofeów.
Ale pierwszy sezon Guardioli w klubie z Etihad był jego najgorszym na Wyspach, bo 3. miejsce w Premier League, półfinał Pucharu Anglii, 1/8 finału Pucharu Ligi i 1/8 finału Champions League żaden kibic „The Cityzens” nie potraktował za osiągnięcie na miarę oczekiwań. Wkrótce jednak klubowa izba pamięci zapełniła się trofeami, choć tylko tymi krajowymi, bo Ligi Mistrzów nie potrafił podbić nawet zespół z Vincentem Kompanym, Davidem Silvą, De Bruyne i Sergio Aguero w składzie.
W lipcu i sierpniu ubiegłego roku, w przedsezonowych zapowiedziach eksperci na Wyspach w zasadzie byli zgodni, bo zdecydowana większość z nich przewidywała, że po raz trzeci z rzędu po tytuł mistrza Anglii sięgnie Manchester City. Do takiego prognozowania skłaniał ich przede wszystkich letni transfer Erlinga Haalanda, maszyny do strzelania goli, czy jak kto woli futbolowej bestii lub wyborowego supersnajpera. O tym, że Norweg zawiódł oczekiwania, nie ma mowy. Wystarczy spojrzeć na klasyfikację najskuteczniejszych. Zdobył już 25 bramek, czyli więcej niż królowie strzelców Premier League z czterech poprzednich sezonów. Ale czy przyjście Haalanda rzeczywiście aż tak bardzo wzmocniło „The Cityzens”? Tabela nie kłamie. Manchester City jest w niej dopiero drugi, mając aż 5 punktów straty do lidera i jeden mecz rozegrany więcej od lidera z Arsenalu. Mało tego, w ubiegłym sezonie, w tej fazie rozrywek, przewodził w Premier League, miał 8 punktów więcej niż dziś i taką samą przewagę nad wiceliderem z Liverpoolu. Goli zaś strzelił tyle samo, choć grał bez nominalnego środkowego napastnika.
Latem w szatni zespołu z Etihad doszło do wielu zmian, choć żadna nie była aż tak spektakularna, jak pojawienie się w niej Haalanda. Warto jednak zwrócić uwagę na innych „nowych”, którzy mieli już ustaloną markę na futbolowym rynku, takich jak Kalvin Phillips z Leeds czy Manuel Akanji z Borussi Dortmund. Z wypożyczenia do River Plate wrócił Julian Alvarez, który jest dziś jedynym mistrzem świata w Manchesterze City.
W tym samym czasie opuścili drużynę piłkarze nie do końca zadowoleni z ról, jakie powierzał im menedżer. Raheem Sterling zauważył, że wyższe notowania u Guardioli mają Jack Grealish, Phil Foden i Riyad Mahrez. Z kolei Oleksandrowi Zinczence znudziła się rola „zapchajdziury” lub rezerwowego, a Gabriel Jesus uznał, że transfer Haalanda ograniczy jego występy do udziału tylko w meczach Carabao Cup oraz ligowych ogonów i też czmychnął z Etihad. Wreszcie weteran, 37-letni Fernandinho, zatęsknił za ojczyzną i wrócił do Brazylii.
Oczywiście największy wpływ na zmianę stylu gry MC ma obecność na boisku Haalanda. Norweg jest bez wątpienia najważniejszą postacią w ofensywie „The Cityzens” i świadczą o tym nie tylko zdobywane bramki. Wystarczy przyjrzeć się piłkarzom Guardioli uczestniczącym w atakach na bramkę rywali, by dostrzec, że szukają na murawie przede wszystkim norweskiego olbrzyma. Niby nie ma w tym nic złego, skoro Erling jest skuteczny jak nikt inny w Premier League. Ale czasem odnoszę wrażenie, że można jedną, czy drugą akcję przeprowadzić inaczej, że ktoś inny powinien kończyć ją strzałem, niekoniecznie Haaland. Tymczasem boczni obrońcy, pomocnicy i skrzydłowi MC, uwijając się często jak w ukropie, zmierzają do tego, by adresatem ostatniego podania był właśnie środkowy napastnik. Oczywiście defensorzy rywali poznali ten mechanizm i norweski snajper ma coraz mniej wolnej przestrzeni na boisku. Obrońcy drużyny przeciwnej zawężają korytarze, którymi piłka mogłaby się do niego przedostać i zdarzają się mecze, że Haaland nie ma szans, by oddać choćby jeden strzał.
Na szczęście od czasu do czasu De Bruyne (najczęściej) lub Rodri (rzadziej), znajdują jakieś szczeliny w obronie i prostopadłym podaniem stwarzają okazje koledze, a wtedy na bramkarza rywali pada blady strach i… za chwilę musi wyciągać piłkę z siatki. A po mundialu Guardiola poczuł się w obowiązku dawać więcej szans argentyńskiemu mistrzowi świata, Alvarezowi i Haaland ma w ataku partnera, ale efekty tej współpracy na razie nie są oszołamiające.
Wydaje mi się też, że w poprzednich sezonach większe zagrożenie stwarzał MC, „używając” skrzydeł, tyle że Sterling, Mahrez, Foden, Bernardo Silva, czy w mniejszym stopniu Grealish, mieli wtedy większe wsparcie ze strony bocznych obrońców (najczęściej Joao Cancelo i Kyle’a Walkera). Nominalni skrzydłowi nie musieli cały czas „pilnować” linii bocznej boiska, chętniej ścinali do środka, strzelali gole, lub przy nich asystowali. Dziś boczni obrońcy MC już tak aktywni w grze do przodu nie są, choć nie sposób odnotować brawurowego wejścia do drużyny wychowanka Rico Lewisa. Ale już taki Cancelo, rozczarowany nową taktyką Gauardioli i zmarginalizowaniem jego udziału w meczach o największą stawkę zdecydował się na przeprowadzkę. A Chris Sutton, były reprezentant Anglii, decyzję Pepa o wypożyczeniu Portugalczyka do Bayernu Monachium nazwał szaleństwem.
Rozczarowanych pomysłami menedżera jest w zespole mistrzów Anglii więcej. Bo coraz częściej z perspektywy ławki rezerwowych ogląda mecze Ilkay Gundogan, a bardzo rzadko podnosi się z niej Kalvin Phillips, który miał być zmiennikiem Rodriego. Czy to oznacza, że dni Niemca i Anglika na Etihad są policzone?
A co mają powiedzieć najlepsi środkowi obrońcy MC w ubiegłym sezonie, czyli Aymerick Laporte i Ruben Dias? Ich też ostatnio Guardiola nie uwzględnia przy ustalaniu podstawowego składu w najważniejszych meczach. Czy ci, na których stawia (w przegranych ostatnio meczach z Manchesterem Utd i Tottenhamem byli nimi Nathan Ake i Manuel Akanji) są od nich na pewno lepsi? W ubiegłym sezonie środkowi obrońcy MC strzelili tylko w Premier League aż 9 goli, w tym jeszcze ani jednego. A jak ocenić wypełnianie podstawowych obowiązków defensorów MC, czyli obronę dostępu do własnej bramki. W ubiegłym sezonie w tej fazie rozgrywek ligowych zespół PG tracił osiem goli mniej niż obecnie…
Mimo wszystko za wcześnie jeszcze na ferowanie wyroków. Zwłaszcza że w tym sezonie to nie Premier League, której dwa mecze w kolejce można oglądać na antenach CANAL+, a Liga Mistrzów jawi się dla MC celem nadrzędnym, choć wykluczyć sięgnięcia przez klub z Etihad po potrójną koronę wciąż nie można. A majsterkowanie menedżera przy składzie i taktyce mogą w tym zarówno pomóc, jak i zaszkodzić. Może przecież z nimi Hiszpan trafić, a może przekombinować. Choćby jednak stanął Guardiola na głowie, to nie ma najmniejszych szans na zaradzenie kłopotom, jakie sprawili jego drużynie ludzie zarządzający całym klubem, bo obrona przed zarzutami ze strony Premier League są dziś dla MC większym zmartwieniem niż pogoń za Arsenalem.
Najbliższa okazja do obejrzenia w akcji graczy Manchesteru City nadarzy się już w najbliższą niedzielę (12.02). Transmisja spotkania z Aston Villą rozpocznie się o 17.25 w CANAL+ SPORT.
TEKST: RAFAŁ NAHORNY (CANAL+SPORT)