Piłkarz, trener, streamer: barwny świat Luisa Enrique

Piłkarz, trener, streamer: barwny świat Luisa Enrique

1 December 2022

Selekcjoner reprezentacji Hiszpanii to jedna z najbardziej niebanalnych postaci, jakie spotkamy na ławkach trenerskich w trakcie katarskiego mundialu. Trudno nie darzyć Luisa Enrique szacunkiem – chyba że jest się zagorzałym madridistą i człowiekiem bez serca.

Prawdziwi weterani La Liga powinni pamiętać tę datę: pierwszy listopada 1997 roku. „Buenas noches, senores y senoritas, dobry wieczór państwu! Po raz pierwszy w historii stacji CANAL+ mamy przyjemność pokazywać państwu transmisję spotkania ligi hiszpańskiej, do tego nie byle jakiego spotkania: Real Madryt – Barcelona”. Wypowiadający te słowa Tomasz Smokowski nie wiedział jeszcze, jak ważny będzie to wieczór dla Luisa Enrique, uniwersalnego pomocnika, rozgrywającego swój drugi sezon w bordowo-granatowych barwach.

Wcześniej, i to przez pięć lat, Asturyjczyk z Gijon reprezentował Real Madryt, ale nie wyrósł na idola trybun Estadio Santiago Bernabeu. Wręcz przeciwnie. Pomimo kilku trofeów wywalczonych z Los Blancos, Enrique po przenosinach do Katalonii stwierdził nawet, że spędzony w Madrycie czas przypominał mu okres przygotowawczy do tego, co mogło spotkać go w Barcelonie.

NA CAMP NOU JAK U SIEBIE W DOMU

Opuszczając stolicę Hiszpanii, spalił za sobą mosty. Kiedy wrócił na Santiago Bernabeu po raz drugi, w listopadzie 1997 roku, to z lontem i podpałką. W 50. minucie przymierzył zza pola karnego i pokonał Santiago Canizaresa, po czym wybuchnął szaloną radością. Ikoniczną dziś cieszynką „kupił” kibiców Barcelony, a sympatykom Realu wymierzył symboliczny cios. Zresztą, jako piłkarz Blaugrany zanotował w El Clasico pięć trafień. W ciągu ośmiu lat,
w których trakcie zadomowił się na Camp Nou, zdobył dwa tytuły mistrzowskie, dwa Puchary Króla, Puchar Zdobywców Pucharów i Superpuchar UEFA. Został nawet jednym z kapitanów zespołu.

W 1996 roku, na początku przygody w Barcelonie, w linii pomocy towarzyszyli mu choćby Pep Guardiola i Jose Mari Bakero, na końcu – w roku 2004 – Xavi i Andres Iniesta. Ci sami, z którymi jedenaście lat później, już jako trener Dumy Katalonii, wywalczył potrójną koronę, zwieńczoną triumfem nad Juventusem w berlińskim finale Ligi Mistrzów. W trakcie trzech lat pracy w roli szkoleniowca Blaugrany “Lucho” wzbogacił klubową gablotę o dziewięć trofeów (w tym dwa mistrzostwa), ale odszedł wraz z wygaśnięciem kontraktu po sezonie 2016/17. Jak sam przyznał, potrzebował odpoczynku.

OSOBISTA TRAGEDIA I TEST NA LOJALNOŚĆ

Nowego wyzwania podjął się po ponad rocznej przerwie, kiedy to przejął reprezentację Hiszpanii z rąk Fernando Hierro. Obaj tworzyli trzon drużyny narodowej na mundialach w 1994, 1998 i 2002 roku, a ich ostatnim meczem dla La Furia Roja był okryty złą sławą ćwierćfinał z gospodarzem mistrzostw, Koreą Południową. Hiszpanie odpadli po serii rzutów karnych, ale wcześniejsze zwycięstwo zabrali im sędziowie, nie uznając dwóch prawidłowo zdobytych bramek i dopatrując się absurdalnych spalonych. W Katarze Luis Enrique może symbolicznie wyrównać rachunki
z mundialem – aczkolwiek jego droga na Bliski Wschód nie była prosta, i to nie ze względów sportowych.

W 2019 roku barwna historia utytułowanego piłkarza, który stał się odnoszącym sukcesy trenerem, zeszła na dalszy plan. Zastąpiła ją tragedia rodzica, który dowiedział się, że u jego 9-letniej córeczki Xany rozwija się nowotwór kości. W marcu Enrique oddał stery reprezentacji zaufanemu asystentowi, Robertowi Moreno, i poświęcił cały swój czas najbliższym. Niestety, po pięciu miesiącach intensywnej walki Xana przegrała z rakiem. Cały piłkarski (i nie tylko) świat łączył się w bólu z Luisem Enrique i jego żoną Eleną Cullell. To był cios, który mógł powalić nawet najsilniejszego człowieka, ale nie Luisa Enrique. „Będziesz gwiazdą, która poprowadzi naszą rodzinę” – tymi słowami Hiszpan pożegnał córkę, a pod koniec roku powrócił na stanowisko selekcjonera. W międzyczasie jego zastępca (a od lata – formalny następca) wywalczył awans na EURO 2020. Robert Moreno poczuł się na tyle pewnie, że chciał samodzielnie poprowadzić Hiszpanów na turnieju – i dopiero po nim powrócić do starego układu trener-asystent, funkcjonującego przez lata współpracy tandemu Enrique-Moreno w AS Roma, Celcie Vigo i Barcelonie. Lucho oskarżył przyjaciela o nielojalność i wyrzucił go ze sztabu.

SELEKCJA Z TOTOLOTKA

Wyniki obroniły tę decyzję. Hiszpania Luisa Enrique to jedyny zespół w Europie, który znalazł się w strefie medalowej dwóch ostatnich edycji Ligi Narodów (finał oraz miejsce w półfinale w czerwcu 2023), mistrzostw Europy (porażka
w półfinale z Włochami po rzutach karnych) i wygrał grupę eliminacji mistrzostw świata. La Furia Roja prezentuje odważny i ofensywny futbol. Lucho wykorzystuje pełen potencjał techniczny swoich zawodników – choć wydaje się, że łatwiej wytypować numery w popularnych w Hiszpanii loteriach BonoLoto czy El Gordo de la Primitiva, niż wskazać poprawnie jego powołania do kadry.

Enrique konstruuje zespół w całkowicie autorski sposób, decydując się na nieoczywiste rozwiązania. Rok temu, w półfinale Ligi Narodów, wystawił w pierwszym składzie Gaviego, najmłodszego w historii reprezentanta Hiszpanii (17 lat i 62 dni!). Dziś trudno już wyobrazić sobie środek pola La Furia Roja bez tercetu z Barcelony: Busquets, Pedri i właśnie Gavi. Na mundial nie pojechali choćby David De Gea, Sergio Ramos, Iago Aspas czy Ansu Fati. Na razie jednak trudno podważyć personalne decyzje selekcjonera, co mocno gryzie część hiszpańskich mediów, czekających wręcz, aż w końcu powinie mu się noga.

KOMPAS MORALNY I PIŁKARSKI

Luisowi Enrique zupełnie to nie przeszkadza. Na konferencjach prasowych jest odważny i bezpośredni jak jego zespół – zresztą, nie tylko na konferencjach. W trakcie mundialu został streamerem na platformie Twitch, a jego transmisje na żywo gromadzą setki tysięcy fanów. Widać w tym i zapał samego Lucho do nowinek technicznych, i chęć wybicia się na pierwszy plan – nie z pobudek egoistycznych, lecz po to, by zdjąć presję ze swoich zawodników.

Z dotychczasowych streamów dowiedzieliśmy się między innymi, że nie zabrania piłkarzom uprawiania seksu w noc przed meczem (aczkolwiek nie jest zwolennikiem orgii). Gdyby jednak Ferran Torres, który spotyka się z Sirą, córką selekcjonera, celebrował gola, wykonując gest smoczka, zostałby natychmiast zdjęty z boiska i już nigdy nie zagrałby w reprezentacji u przyszłego teścia. Żarty żartami, ale jest też czas na poważną refleksję na temat natury współczesnego futbolu. „Zgubiliśmy orientację. Pierwszą rzeczą, którą powinno się wtłaczać do głów trenerom w trakcie kursów, jest to, że mecz to spektakl, show”, twierdzi Enrique, zauważając, że w trakcie mundialu drużyny przechodzą do ataku dopiero wtedy, gdy muszą – bo gonią wynik.

Jednym z chlubnych wyjątków od tej reguły jest, rzecz jasna, reprezentacja Hiszpanii. Niezależnie od wyniku, jaki osiągnie w Katarze La Furia Roja, jednego możemy być pewni. Jej selekcjoner nigdy nie zgubi drogi, bo prowadzi go najjaśniejsza ze wszystkich gwiazd.

autor: Grzegorz Kaczmarczyk [CANAL+]

Udostępnij