Zagłębie zepchnęło Puszczę do strefy spadkowej. W ten weekend dół tabeli punktował lepiej od góry. Oto skróty meczów 20. kolejki Ekstraklasy.
Do przerwy pożegnanie Puszczy Niepołomice ze stadionem w Krakowie przebiegało po myśli nominalnych gospodarzy. Drużyna Tomasza Tułacza prowadziła z sąsiadem w tabeli po trafieniu Michalisa Kosidisa. Po przerwie obudził się jednak Dawid Kurminowski. Napastnik Miedziowych dwa razy skutecznie dobijał strzały Marka Mroza i lubinianie po raz pierwszy w tym sezonie wygrali mecz, w którym to rywal wyszedł na prowadzenie. Zagłębie przełamało tym samym serię pięciu spotkań bez wygranej i oddaliło się od strefy spadkowej. Wrócili do niej natomiast niepołomiczanie, którzy przegrali po raz pierwszy od trzech miesięcy.
Zmiana trenera z Szymona Grabowskiego na Johna Carvera przynajmniej krótkofalowo podziałała na piłkarzy Lechii. Gdańszczanie, którzy wydawali się murowanym kandydatem do spadku, w ostatnich trzech spotkaniach zdobyli siedem punktów i realnie podłączyli się do walki o pozostanie w lidze. Zwycięstwo w minionej kolejce było sensacyjne, bo nad morze przyjechał Lech. Lider przez większość spotkania musiał grać w dziesiątkę po czerwonej kartce Aleksa Douglasa. Lechia wiedziała, jak z tego skorzystać. Kolejorz potwierdził zatem, że na obcych boiskach jest zupełnie inną drużyną niż u siebie. A to nie jest dobra informacja w kontekście walki o mistrzostwo.
W tej kolejce potknął się jednak nie tylko Lech. To nie był weekend faworytów, o czym boleśnie przekonał się Raków. O ile wyjazdowy remis z Cracovią w pierwszym wiosennym meczu był jeszcze do przyjęcia, o tyle porażka na własnym stadionie z beniaminkiem z Katowic to już poważny sygnał ostrzegawczy dla ekipy Marka Papszuna. Nie po raz pierwszy w ostatnich latach pierwsze mecze po przerwie zimowej to trudny okres dla ekipy Rakowa. Częstochowianie przegrali w lidze po raz pierwszy od dwunastu spotkań. GKS notuje natomiast perfekcyjne wejście w 2025 rok. Sześć punktów w dwóch meczach pozwoliło komfortowo usadowić się w środku tabeli z dziesięcioma punktami przewagi nad strefą spadkową.
Serię dwunastu meczów bez porażki przerwała też w miniony weekend Jagiellonia. Białostoczanie wyszli w piątkowy wieczór na prowadzenie w Mielcu po kolejnym trafieniu Afimico Pululu. Zawodników Janusza Niedźwiedzia nie wybiło to jednak z rytmu. Nadal grali konsekwentnie, atakując bramkę Sławomira Abramowicza i zostali za to nagrodzeni dwoma trafieniami jeszcze przed przerwą. Najpierw dogranie Ilii Szkurina wykorzystał strzałem głową Robert Dadok, później rzut karny podyktowany za zagranie ręką Dusana Stojinovicia pewnie wykorzystał Piotr Wlazło. Stal oddaliła się od strefy spadkowej, a Jagiellonia nie wykorzystała okazji, by doskoczyć do lidera z Poznania.
Drugi raz w tym sezonie Piast okazał się lepszy od Legii Warszawa. Po jesiennej wygranej w stolicy, tym razem ograł ją na własnym stadionie. Trener Aleksandar Vuković może być zadowolony z tego, jak jego zawodnicy rozpoczęli nowy rok. Zdobyli bowiem komplet punktów i nie muszą specjalnie oglądać się za siebie. O falstarcie może natomiast mówić Legia. Ledwie jeden punkt w meczach z Koroną i Piastem to wynik zdecydowanie poniżej jej możliwości i ambicji. Zwłaszcza że okazała się to idealna okazja, by odrobić straty z jesieni i wywrzeć presję na rywali w walce o czołowe miejsca. Gracze Goncalo Feio z niej jednak nie skorzystali i nadal tracą do lidera aż osiem punktów.
Twój komentarz pozostanie anonimowy i tylko do wiadomości Redakcji CANAL+ Blog. Komentując akceptujesz regulamin.