Raków Częstochowa kiepsko wszedł w nowy rok, a Jagiellonia wskoczyła na czoło tabeli. Oto skróty meczów 20. kolejki Ekstraklasy.
Do najciekawiej zapowiadającego się meczu doszło w niedzielę we Wrocławiu. Niepokonany od niemal pół roku Śląsk podejmował Pogoń, która miała jeszcze nadzieję na… pogoń za liderem. Gospodarze zaprezentowali się dobrze. Stwarzali sporo szans i grali lepiej niż w wielu jesiennych meczach. Nie zdołali jednak ani razu pokonać Valentina Cojocaru. Portowcy natomiast przetrwali trudny moment i w drugiej połowie, przy pomocy Patryka Janasika, obrońcy Śląska, zadali decydujący cios. Szczecinianie po ponad dwudziestu latach wreszcie wygrali we Wrocławiu. Zespół Jacka Magiery przegrał w Ekstraklasie po raz pierwszy od meczu 4. kolejki ze Stalą Mielec (1:3)
Z potknięcia Śląska skorzystała Jagiellonia, która dzięki lepszemu bilansowi bramkowemu została nowym liderem. Białostoczanie zaprezentowali się przeciwko Widzewowi tak, jak przyzwyczaili jesienią. Zawodnicy Adriana Siemieńca zagrali z polotem. Strzelili trzy gole po ładnych akcjach, a w drugiej połowie spokojnie kontrolowali wynik. Łodzianie, choć współtworzyli dobre widowisko, zaczynają znajdować się niebezpiecznie blisko strefy spadkowej. Aktualnie ich przewaga nad czerwoną kreską wynosi już tylko dwa punkty.
Raków Częstochowa miał po przerwie zimowej ruszyć w pogoń za czołowymi miejscami. Tymczasem nie wykorzystał szansy, by już w pierwszej kolejce zmniejszyć dystans do liderów. Mistrzowie Polski niespodziewanie ulegli Warcie w Grodzisku Wielkopolskim. Już po 20 minutach przegrywali 0:2. Gdy przed przerwą zdołali złapać kontakt po strzale Bartosza Nowaka z 11 metrów, mogli liczyć, że jeszcze wrócą do meczu. Zawodnicy Dawida Szulczka obronili jednak korzystny wynik i odskoczyli od strefy spadkowej. Raków z kolei obsunął się na szóste miejsce. Jeśli ten sezon nie ma się skończyć ogromnym rozczarowaniem, częstochowianie nie mają już wielkiego marginesu błędu.
Najbardziej zadowoleni po inauguracji 2024 roku mogą być zawodnicy Cracovii, którzy zupełnie niespodziewanie roznieśli w pył drużynę Radomiaka. Olbrzymi wpływ na przebieg meczu miała sytuacja z 1. Minuty, gdy Leonardo Rocha, napastnik gości, pechowo, ale bezdyskusyjnie sfaulował Patryka Sokołowskiego, oglądając czerwoną kartkę. Pasy bezlitośnie wykorzystały grę w przewadze i już do przerwy prowadziły trzema bramkami. W drugiej połowie się nie zatrzymały, co zaowocowało ich najwyższą wygraną od ośmiu lat. Radomiak równie wysoko na poziomie Ekstraklasy nie przegrał jeszcze nigdy.
Bardzo ważny mecz dla układu dolnej części tabeli został rozegrany w poniedziałek w Kielcach. Korona, zimująca w strefie spadkowej, podejmowała ostatni ŁKS. Spotkanie dobrze rozpoczęli gospodarze, którzy objęli prowadzenie po główce Yoava Hofmeistera. Tuż przed przerwą wyrównał jednak Husein Balić, debiutujący w barwach beniaminka. W drugiej połowie długo wskazywało na remis, który nie zadowoliłby żadnej ze stron. Kielczanom udało się jednak w doliczonym czasie gry rozstrzygnąć zawody. Ich bohaterem został debiutant Danny Trejo, który ładnym strzałem zza pola karnego nie dał szans Dawidowi Arndtowi, bramkarzowi ŁKS-u. Gracze Kamila Kuzery zepchnęli tym samym do strefy spadkowej Puszczy Niepołomice i zostawili łodzian w jeszcze trudniejszym położeniu.
AUTOR: MICHAŁ TRELA (CANAL+SPORT)