Najpierw ostateczne rozstrzygnięcia drużynowe. Potem wręczanie indywidualnych nagród na Gali Ekstraklasy. Ostatnie dni rozgrywek to czas na podsumowania i kategoryzowanie. Kto może sezon zaliczyć do udanych? Kto zasłużył na naganę? Poza dwudziestoma nominowanymi piłkarzami dostrzegam całkiem liczną grupę zawodników, którzy zaliczyli znaczący postęp. Rozwinęli się. Poprawili notowania. To im będzie poświęcony ten tekst.
Można postawić i obronić tezę, że największymi atutami nowego mistrza Polski są system, zespół i trener. Realizacja założeń Marka Papszuna nie byłaby jednak możliwa, gdyby nie świadomość i boiskowa inteligencja piłkarzy. W tym sezonie gwiazda Iviego Lopeza nie świeci tak mocno. Pierwszoplanowymi postaciami byli więc Bartosz Nowak (najlepszy strzelec), Fran Tudor i Stratos Svarnas (obaj nominowani do nagrody obrońcy sezonu).
Aż dziw bierze, że w tym gronie nie znalazł się Zoran Arsenić, którego sztab Rakowa uważa, za najbardziej rzetelnego z obrońców. Brakuje mu liczb w ofensywie, ale to nie powinien być argument decydujący. Przemiana Arsenicia z solidnego ligowca w szefa najlepszej defensywy w Ekstraklasie dokonała się w tym sezonie i to właśnie Chorwata uważam za nieoczywistego bohatera Rakowa. O tym, jak wiele zespół traci bez niego, przekonaliśmy się w przegranym 0:2 meczu z Lechem Poznań. Potwierdzają to też noty naszych ekspertów. Wśród środkowych obrońców nikt nie miał wyższej średniej od Arsenicia. W dalszym szeregu warto dostrzec boiskową inteligencję i wszechstronność Władysława Koczerhina oraz zaskakującą przemianę Jeana Carlosa, który stał się czołowym lewym wahadłowym w lidze.
W Legii śmietankę spija Josue, obsypywany komplementami przez kibiców Legii i obelgami przez fanów innych zespołów. O jego wpływie na drużynę można napisać oddzielny tekst. To niewątpliwie kandydat do miana najlepszego piłkarza całego sezonu. U jego boku, może nieco w cieniu, rozwijali się inni piłkarze. Z tego grona bardzo zaimponował mi Ernest Muci. To jego drugi pełny sezon w Legii i wreszcie mocniej odcisnął ślad na wynikach drużyny. To on strzelił gola na inaugurację w Kielcach, a po 5 kolejkach miał dwa trafienia i 3 asysty. Wielokrotnie udowadniał, że potrafi mocno i celnie strzelić zza pola karnego. Nie robi mu specjalnej różnicy, którą nogą kopie piłkę.
W marcu świetnie układała się jego współpraca z Tomaszem Pekhartem. Scenariusz, w którym Albańczyk podaje, a Czech strzela powtarzał się w starciach z Górnikiem, Stalą i Rakowem. 5 goli i 7 asyst to wynik godny uznania. W Legii więcej punktów w klasyfikacji kanadyjskiej ma tylko Josue. Warto dodać, że mówimy o piłkarzu dopiero 22-letnim. Jeśli będzie się harmonijnie rozwijał, może być bohaterem kolejnego sezonu lub dużego zagranicznego transferu.
Wyróżnienie zawodników Lecha nie jest sprawą łatwą. Z jednej strony świetna pucharowa opowieść, która zostanie w pamięci na lata. Z drugiej dość przeciętny sezon ligowy naznaczony aż siedmioma porażkami (sześć z nich przy Bułgarskiej). Dwoista natura Lecha przekładała się na postawę piłkarzy. Mickael Ishak czy Kristoffer Velde mieli mecze doskonałe, jak i kompletnie nieudane. W NBA przyznaje się nagrody dla zawodników, którzy zrobili największy postęp. Przekładając to na naszą ligę, poważnym kandydatem do takiego wyróżnienia byłby Michał Skóraś. W poprzednim sezonie w jego grze było sporo dymu, ale mało ognia. Był obietnicą, która nie musi zostać spełniona. Postęp, jaki zrobił, to efekt ciężkiej pracy, o którym mówił w Lidze+ extra po 32. Kolejce. Lepsze decyzje, ustawianie się, postęp techniczny i taktyczny – to widać gołym okiem.
Skóraś to bohater dość oczywisty, a na potrzeby tego tekstu szukamy głębiej. I trafiamy na Filipa Marchiwńskiego, którego rozwój to jeden z większych sukcesów Johna van den Broma. Holender dał mu więcej szans, a ofensywny pomocnik potrafił je wykorzystać. Zagrał więcej minut w pierwszym zespole niż przez dwa poprzednie sezony razem wzięte. Wiosnę 2023 roku miał naprawdę udaną. Strzelał ważne gole w lidze i pucharach. Przede wszystkim sprawiał na boisku wrażenie piłkarza bardziej dojrzałego. Czas najwyższy, bo choć mówimy o 21-latku, to jednak grającym już piąty sezon na poziomie Ekstraklasy.
W wielu innych zespołach znajdziemy nieoczywistych kandydatów do wyróżnień. Przykład pierwszy z brzegu to Kajetan Szmyt. W poprzednich sezonach zaliczał niewiele znaczące epizody. W tym dał się zapamiętać z dobrej strony. A zaczynał rozgrywki w trudnych warunkach. Jego pierwsze wejście z ławki miało miejsce w meczu z Wisłą Płock, przy stanie 0:4. Już wtedy zwróciłem na niego uwagę, bo wyróżniał się wigorem i odwagą. W kolejnych miesiącach potwierdzał te cechy. Był mniej chaotyczny i zaczął dokładać konkrety. Były ładne asysty, przebojowe akcje i gole, w tym ten z Lechią pokazujący duże możliwości. Powołania do kadry U-21 były naturalną konsekwencją. Podobnie jak zainteresowanie klubów bogatszych od Warty. Trzeba z uwagą przyglądać się jego rozwojowi.
To mógł być też przełomowy sezon Arkadiusza Pyrki, który ze skrzydłowego zmienił się w wahadłowego, by ostatecznie zakotwiczyć na prawej obronie. Aleksandar Vuković opowiadał w Lidze+ extra o kulisach tej metamorfozy, a w „Pomidorze” przyznał, że Pyrka może być obrońcą klasy europejskiej. Dobra etyka pracy, odpowiedni charakter i mądry trener. Taki kapitał pozwala z optymizmem patrzeć w przyszłość. Zwłaszcza wiosna w jego wykonaniu była udana. Dołożył dużą cegłę do rewelacyjnych wyników Piasta.
Na wyróżnienie zasługuje też Michał Rakoczy, bo już teraz stał się liderem ofensywy Cracovii, a gołym okiem widać, że może być jeszcze lepszy. Odwaga, przebojowość i umiejętność wygrywania pojedynków czynią go zawodnikiem rzucającym się w oczy. Widzą to obserwatorzy naszej ligi, widzą też skauci zagranicznych klubów. Cracovia postąpiła mądrze, przedłużając z nim kontrakt do 2027 roku. Pasy będą miały z Rakoczego sporo pożytku i – jeśli nie stanie się nic złego – sporo gotówki po transferze.
Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden szczegół. Rakoczego, Szmyta, Marchwińskiego czy Pyrki nie trzeba było szukać na drugim krańcu świata. Byli na miejscu: w klubowej akademii, w zespole z niższej ligi. Wystarczyło poświęcić czas na skauting i przekonanie zawodnika i jego otoczenia do proponowanej wizji rozwoju. To jedyna słuszna droga dla naszych klubów. Choć wciąż wielu wydaje się o tym zapominać.
AUTOR: KRZYSZTOF MARCINIAK (CANAL+)