Temat Formuły 1 powraca jak bumerang. Dopiero co pierwszy wyścig wygrał Lando Norris, a dawna potęga — McLaren po raz pierwszy od trzech lat znów triumfował w głównej rywalizacji weekendu (Oscar Piastri zwyciężył przecież w 2023 roku w sprincie w Katarze). Tymczasem jednak zbroi się inna legenda tego sportu. Za chwilę Lewis Hamilton pojawi się w Ferrari. A to przecież 7-krotny mistrz świata, ikona równa Michaelowi Schumacherowi. W przyszłym roku skończy 40 lat i pójdzie w ślady wielkiego Niemca. Doniesienia medialne sugerują też, że Włosi zabiegają o Adriana Neweya, wieloletniego dyrektora technicznego mistrzów świata z Red Bull Racing. Czyżby Hamilton planował powrót do wielkiej formy?
Był 15 listopada 2020 roku. Michael Schumacher i Lewis Hamilton: od tego dnia właśnie te dwa nazwiska widnieją na czele tabeli wszech czasów.
To jedyni kierowcy, którym udało się siedem razy wywalczyć mistrzostwo świata. Brytyjczyk miał ósmy tytuł na wyciągnięcie ręki. Odebrał mu go w sezonie 2021 Max Verstappen. Wyprzedził na ostatnim okrążeniu jadącego na starszym komplecie opon Hamiltona.
Wtedy załamała się potęga Mercedesa. Nie pomogły protesty dotyczące kontrowersyjnego zakończenia neutralizacji wyścigu o Grand Prix Abu Zabi 2021. Od tamtej pory niemiecki zespół stracił rezon, tempo kwalifikacyjne, a Hamilton nie wygrał ani jednego wyścigu. Dla Mercedesa jedyny triumf przywiózł George Russell, dawny partner zespołowy Roberta Kubicy. Było to w Brazylii, w roku 2022.
Anglik porwał się zatem na ruch ryzykowny, ale absolutnie zrozumiały. Zresztą samo hasło "Lewis Hamilton w Ferrari" sprawia, że przechodzą nas ciarki.
Charles Leclerc zyska najlepszego możliwego partnera zespołowego, a sam stanie się znów numerem 2: tak, jak było na samym początku współpracy z Sebastianem Vettelem.
Odejście Adriana Neweya z Red Bulla wręcz zaprasza Ferrari do walki o jego usługi. Od 2006 roku brytyjski dyrektor techniczny specjalizujący się w aerodynamice dawał podstawy, by wierzyć w ostateczny sukces stajni spod znaku czerwonego byka. Zbudował wraz z Christianem Hornerem i Helmutem Marko potęgę. Teraz jednak odchodzi, po tym, jak w zespole wszyscy zostali pochłonięci walkami o wpływy.
Ferrari i Lewis Hamilton chcą się odrodzić. Włoska stajnia dość ma już przegranych wyścigów po błędach strategicznych. Nie chce patrzeć na błędy ludzkie, na rozbijane co trochę czerwone samochody. Uroda dzieł Ferrari to jedno, ale bycie na mecie na drugim miejscu nikogo już we Włoszech nie bawi. Czekać na tytuł mistrzowski wśród kierowców od roku 2007, a w klasyfikacji konstruktorów od sezonu 2008 - to po prostu wstyd. Po włosku: vergogna.
Ferrari nie chce już być zajęte wytykaniem kolejnych ludzi palcami. Maurizio Arrivabene i Mattia Binotto byli oczywistymi ofiarami — szefami, którzy nie zrealizowali sportowego celu. Błędami strategicznymi, marnowaniem potencjału przygotowanego samochodu. A na tę chwilę tylko Lewis Hamilton oraz Fernando Alonso zdają się mieć na tyle duże umiejętności, by z miejsca podjąć walkę z Verstappenem.
To wokół nich można budować mistrzowskie zespoły i czuć, że rosną wraz z obecnością kogoś, kto już swoje w F1 wygrał. Frederic Vasseur, szef Ferrari może tylko zacierać ręce. Bo o ile Hamilton ma problemy w tym roku i nazywa sezon 2024 najgorszym w karierze, to jedynie będzie to znak, że do Maranello przyleci wygłodniały. A taki Lewis Hamilton jest najgroźniejszy.
Grand Prix Emilii-Romanii odbędzie się na torze Imola, który 30 lat temu był miejscem najtragiczniejszego weekendu w historii Formuły 1. Roland Ratzenberger i Ayrton Senna zginęli w wypadkach, które na długie lata były ostatnimi śmiertelnymi w F1. Do roku 2014, gdy poważnych obrażeń doznał na japońskim torze Suzuka Jules Bianchi (odszedł 17 lipca 2015 roku — przyp. red.).
To tor, który nosi imiona Enzo Ferrariego oraz tragicznie zmarłego syna założyciela marki z Maranello, czyli Dino. Film poświęcony twórcy potęgi zobaczysz w PREMIERACH CANAL+. Oglądaj dzieło Michaela Manna z Adamem Driverem w roli głównej za 17,99 zł.
Jest rok 1957. Enzo, włoski producent samochodów, przeżywa trudny okres, musząc walczyć o przyszłość firmy oraz prowadząc podwójne życie, dzielone pomiędzy żonę a kochankę i nieślubnego syna. To portret jednej z największych ikon świata motoryzacji. Reżyserem filmu jest Michael Mann, specjalista od męskiego kina, twórca „Gorączki” i „Informatora”. W roli głównej oglądamy Adama Drivera, znanego m.in. ze współpracy z Jimem Jarmuschem, na ekranie pojawiają się ponadto Penelope Cruz ("Vicky Cristina Barcelona", "Boscy", "Nine") i Shailene Woodley ("Wielkie kłamstewka", "Snowden").
autor: RAFAŁ MAJCHRZAK [CANAL+]
Adam Driver – „Ferrari”, długo wyczekiwany film był hitem kinowym końcówki 2023 roku
Adam Driver – filmy z nową nadzieją Hollywood. Sprawdź nasz TOP!
Filmy o wyścigach. Rzecz nie tylko o “Szybkich i Wściekłych”
Filmy Michaela Manna, reżysera biografii Enzo Ferrariego. As opowiada o asie
F1 2024: Max Verstappen królem wyścigów Grand Prix. Na zmianę na tronie się nie zanosi
Żużlowe i wyścigowe nadzieje na rok 2024. Gdzie powalczą Bartosz Zmarzlik, Robert Kubica i spółka?
Starość to radość. F1 jest piękniejsza z Fernando Alonso na podium